W mediach społecznościowych (a przede wszystkim na TikToku) przewija się już od 2021 roku w materiałach bardziej i mniej na serio. Czym jest Syndrom Głównego Bohatera (ang. Main Character Syndrome) i czy to źle, jeśli czujemy się protagonistą swojego życia?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Syndrom Głównego bohatera (Main Character Syndrome) to określenie, które zaczęło przewijać się w mediach społecznościowych (głównie na TikToku) dwa lata temu.
Używa się go w stosunku do osób skupiających się przede wszystkim na sobie i swoim życiu, które traktują innych ludzi jak bohaterów drugoplanowych swojej historii.
Można założyć, że postaciami z tym syndromem w popkulturze są: Miranda z "Diabeł ubiera się u Prady", Loki z uniwersum Marvela oraz Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście".
Czym jest Syndrom Głównego Bohatera (Main Character Syndrome)?
Syndrom Głównego Bohatera (Main Character Syndrome) definiowany bywa dwojako, choć należy pamiętać, że w żadnym razie nie jest to naukowy czy medyczny termin. Psycholożka kliniczna Ramani Durvasula (emerytowana profesor z California State University w Los Angeles) określa go mianem "zamierzonego sposobu, w jaki dana osoba myśli o sobie jako o kluczowym graczu w swoim życiu i patrzy na nie przez pryzmat opowiadanej historii, tak jakby było filmem lub serialem".
Taka osoba wszystkich innych w swoim życiu postrzega jako aktorów drugoplanowych lub swoich nemezis, którzy nie są jednak traktowani jako osobne byty, a osoby pojawiające się w historii "głównego bohatera".
Druga definicja zasadniczo się nie różni, z tym, że kładzie nacisk na to, że osoby z Syndromem Głównego Bohatera wykazują szereg zachowań, mających przedstawić nie ich prawdziwe, lecz fikcyjne życie w social mediach.
Szukając przykładów osób z tym syndromem w popkulturze można wskazać Mirandę z filmu "Diabeł ubiera się u Prady", granego przez Toma Hiddlestona Lokiego z uniwersum Marvela oraz Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście".
Tej ostatniej na łamach portalu Bussiness Insider przyjrzała się dziennikarka Hannah-Rose Yee, a z jej obserwacjami trudno się nie zgodzić. "Jej potrzeba i obsesja na punkcie własnej osoby, niepewność oraz niedojrzałość – to wszystko są cechy, które w prawdziwym świecie uniemożliwiłyby jej utrzymanie tak długotrwałych relacji z przyjaciółkami" – stwierdziła Yee.
Psycholożka Cynthia Catchings wyróżniła kilka cech, które mogą wskazywać na to, że dana osoba ma syndrom głównego bohatera. Jedną z nich jest wyidealizowany obraz siebie oraz swojego życia, który może być sprzedawany w mediach społecznościowych. Może się zdarzyć, że jeśli ktoś mu zagrozi, zostanie wycięty z życia tej osoby.
Wiąże się to z tym, że ludzie uważający się za protagonistę mogą mieć problem z przyjęciem jakiejkolwiek krytyki czy niewinnego żartu. Strategia udawania głównego bohatera często bowiem ma zakryć brak poczucia realnej kontroli nad swoim życiem, więc zrobią wiele, by ją utrzymać.
Doktor psychologii Phil Reed podkreśla rolę social mediów w syndromie głównego bohatera. Twierdzi, że nie można go mylić z metodami autoprezentacji, gdyż te pierwsze odnoszą się do wzmacniania pozytywnych cech, które dana osoba rzeczywiście posiada, podczas gdy "główny bohater" chce kreować się na zupełnie inną osobę.
Wspomniany wcześniej dr Reed dodaje, że syndrom głównego bohatera może być dla wielu ludzi sposobem na radzenie sobie z trudnościami emocjonalnymi, a w skrajnych przypadkach może przybrać formę podobną do tych, jaka występuje u osób z narcystycznymi zaburzeniami osobowości.
Zdaniem psychologa strategia ta nie jest też także formą pozwalającą żyć chwilą (jak chcieliby niektórzy), gdyż nie zakłada ona realistycznego widzenia swojej teraźniejszości, a oderwanie się od rzeczywistości i życie wygenerowaną przez siebie fantazją.
Zdaniem psycholożki klinicznej Ramani Durvasuli z California State University w Los Angeles ta "fantazja" może by dodatkowo o tyle niebezpieczna, że może doprowadzić do zaniku empatii – jeśli ktoś skupia się za bardzo na sobie i swoich problemach, przyjaciele i rodzina mogą być widziani jako użyteczni tylko jeśli wspierają kreowaną przez głównego bohatera narrację.
Jak być dobrym bohaterem nie tylko swojej historii?
Czy myślenie o sobie jako głównym bohaterze ma zawsze jedynie wady? Niekoniecznie, jeśli zostanie wykorzystane w dobry sposób, np. do motywowania się do osiągnięcia własnych celów.
Jak twierdzi Durvasala, istotne jest jednak to, żeby zrozumieć, że "sukcesy istnieją niezależnie od tego, czy inni ludzie ci kibicują". Słowem – do bycia głównym bohaterem swojego życia nie potrzeba żadnej publiczności.
Psycholożka twierdzi ponadto, że o ile w samym chwaleniu się swoim życiem w mediach społecznościowych w pewnym stopniu nie ma nic złego, o tyle uzależnianie swojej samooceny od zewnętrznego potwierdzenia jest już problematyczne. W skrócie chodzi o to, że powinniśmy o sobie myśleć jako o wysportowanych, nawet jeśli nie wstawiamy selfie z porannego joggingu.
Kolejną kwestią jest to, że nie można zawsze i w każdej sytuacji być głównym bohaterem – życie to nie film czy książka, a relacje międzyludzkie polegają nie tylko na braniu, ale także na dawaniu, czasami więc trzeba wejść w rolę aktora drugoplanowego i skupić się na innych.
Durvasula dodaje również, że główny bohater powinien także zrozumieć, że nie da się zawsze kontrolować narracji na swój temat – można mieć wpływ jedynie na to, jak reaguje się na sytuację niewpisującą się w nasz scenariusz. Psycholożka zachęca, by być w tym możliwie elastycznym. "Zdolność do bycia elastycznym w obliczu nagłych zmian, zwłaszcza gdy wiąże się to z rozczarowaniem, jest oznaką bycia zdrowym człowiekiem" – twierdzi.
Wszyscy mamy syndrom głównego bohatera?
Jeszcze inną perspektywę na łamach mindedge.com proponuje Maria Carolan. Jej zdaniem wszyscy mamy syndrom głównego bohatera, gdyż każdy we własnej historii życia stawia się w centralnej roli.
Jej zdaniem ma to swoje zalety, gdyż umiejscawiając się jako główny protagonista zdarzeń może łatwiej radzić sobie z nieoczekiwanymi przeszkodami, rozwijać się czy stawiać sobie ambitne cele.
Carolan cytuje również terapeutkę Kate Rosenblatt, która w przeciwieństwie do wspomnianego wyżej Reeda uważa, że strategia ta może dawać nie tylko iluzoryczne, ale także realne poczucie kontroli nad swoim życiem.
"Kiedy postrzegasz siebie jako sprawcę i czujesz, że twoje wybory naprawdę zależą od ciebie, może to (...) ostatecznie przyczynić się do zwiększenia poczucia własnej wartości, samooceny oraz zaufania do samego siebie" – twierdzi Rosenblatt.
"Zasadniczo, jeśli wierzysz w swoją zdolność do dokonania niemożliwego – pokonania wroga, zrobienia prezentacji w rekordowym czasie (...) – możesz po prostu zebrać energię, aby to zrobić" – dodaje.
W obecnych czasach określanych przez wielu psychologów jako "narcystyczne" wydaje się logiczne, że wielu ludzi będzie miało syndrom głównego bohatera. To, w jaki sposób zostanie to wykorzystane – do zdrowej realizacji własnych celów, czy dążenia do nich po trupach, zależy już od danej osoby.
Warto też pamiętać, że jeśli chodzi tiktokowe trendy, to jedynie część materiałów na serio odnosi się do syndromu głównego bohatera i zachęca do samorealizacji opartej na toksycznych wzorcach.
Sporo z nich wyśmiewa jednak taką życiową postawę – mistrzem w tym jest @masonblakee, który nagrywa krótkie materiały wideo w stylu "ja będąc tajemniczym w pociągu, zachowując się jak główny bohater i myśląc, że każdy się we mnie zakochuje".
Kwestią, która raczej nie przewija się często w tekstach psychologów oraz dziennikarzy o syndromie głównego bohatera, jest to, że zachowywanie się jak protagonista wcale nie musi być szkodliwym sposobem bycia czy strategią samorozwoju.
Może ono po prostu służyć dobrej zabawie i pewnemu romantyzowania swojego życia, w którym do pewnego stopnia nie ma nic złego. No chyba, że naprawdę zaczynamy wierzyć, że roztaczamy wokół siebie aurę niczym Loki – wtedy może warto zgłosić się do specjalisty.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.