Skończył się trzeci sezon "The Mandalorian" i chociaż opinie są podzielone, to jedno jest pewne: Bo-Katan Kryze "przyćmiła" Dina Djarina. Bohater Pedro Pascala usunął się lekko w cień i wcale na tym nie stracił. To wciąż twardziel, nawet jeśli Bo-Katan... jest twardsza. Hit Star Wars dał nam ważną lekcję o męskości oraz skostniałych rolach płciowych i chwała mu za to.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podział ról płciowych długo był utarty. Facet utrzymuje rodzinę, walczy, rządzi, kobieta opiekuje się nim i dziećmi oraz wykonuje domowe obowiązki. Zresztą dobrze wiemy, jak to "od zawsze" wyglądało: podziękujmy patriarchatowi.
Dzisiaj tradycjonaliści powiedzą, że wszystko "stanęło na głowie". Wychodzimy z przypisanych nam kulturowo ról, chociaż wcale to nie jest łatwe. Jeśli jesteś kobietą, nasłuchasz się "od troskliwych", że powinnaś: wyjść za mąż / mieć dzieci / przekładać rodzinę nad karierę / zadowolić się stanowiskiem, jakie masz, bo ciężko będzie ci o awans. Jeśli jesteś mężczyzną, popatrzą na ciebie spod oka, jeśli zdecydujesz, że zostaniesz z dzieckiem w domu albo będziesz zarabiał mniej od partnerki.
Miażdżenie patriarchatu (stopniowe i powolne, bo roboty jest jeszcze sporo) widzimy też w popkulturze, która odchodzi od typowego schematu: silny i odważny bohater płci męskiej, wierna kobieta, która go kocha i wspiera. Kobiety, mówiąc brzydkim językiem patriarchatu, coraz częściej noszą spodnie: nawet w Marvelu, który długo nie dopuszczał ich do głosu.
W popkulturze jak w życiu: łatwo nie jest. Wierni fani (głównie faceci) podnoszą larum za każdym razem, gdy to "baba rządzi", co widzieliśmy w reakcjach na "Kapitan Marvel", "Ms. Marvel", "Mecenas She Hulk" czy zapowiedź "The Marvels" z trzema superbohaterkami w głównych rolach. Argumenty zawsze są takie same: poprawność polityczna na siłę, a "feminanizm" psuje świat.
Teraz "świat popsuł" trzeci sezon "The Mandalorian", który zbliżył się do nowoczesności tak bardzo jak to możliwe: pomieszał role płciowe i pokazał, że absolutnie nic się nie stanie, gdy to kobieta gra pierwsze skrzypce.
Trzeci sezon "The Mandalorian" oddał stery Bo-Katan Kryze, a Din Djarin stanął z boku
W pierwszym i drugim sezonie hitu ze świata "Gwiezdnych wojen"sądziliśmy, że tytułowy "The Mandalorian", czyli "Mandalorianin" odnosi się tylko i wyłączanie do Dina Djarina (ulubieniec wszystkich Pedro Pascal), twardego, zamkniętego w sobie wojownika i łowcy nagród, który mało mówi, nie okazuje emocji i umie spuścić łomot. Samotnego mężczyzny, który otwiera się dopiero dzięki nagłym uczuciom do dziecka-znajdy (motyw, który w ostatnich latach świeci w popkulturze triumfy: Pascal grał tatuśka z wypadku również w "The Last of Us"), w tym wypadku zielonego Grogu.
Niektórzy byli więc skonfundowani, gdy nagle Bo-Katan Kryze (Katee Sackhoff)dołączyła do tej dwuosobowej rodzinki i z odcinka na odcinek odbierała Djarinowi coraz więcej świateł reflektorów. Jako dziedziczka rodziny królewskiej, która marzy o odzyskaniu ojczystej planety Mandalore, nie tylko okazała się jeszcze większym badassem niż Din, która w walce nie ma sobie równych. Szybko okazało się również, że to ona będzie kluczowa w jednoczeniu Mandalorian, zwłaszcza w momencie gdy nieoczekiwanie przejęła po Dinie Mroczny Miecz.
Stało się jasne, że to Bo-Katan rządzi w trzecim sezonie "Mandalorianie". "Gwiazdą tej części nie jest ani Grogu, który wciąż jest przeuroczy, ani Din Djarin, którego dubbinguje Pedro Pascal. W "The Mandalorian 3" najjaśniej świeci Katee Sackhoff (głos Bo-Katan w "Wojnach Klonów" i "Rebelsach"). Za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, oczy same zwracają się w jej kierunku" – pisała w recenzji finału trzeciego sezonu "Mandaloriana" w naTemat Zuzanna Tomaszewicz.
Din, mniej wyszkolony i znacznie mniej dyplomatyczny, usunął się lekko w cień. Bohater nie miał jednak tego koleżance za złe.
Gdy działali w duecie, działali w duecie (a raczej w trio, bo wraz z Gogu stworzyli uroczą "rodzinkę") i byli mistrzowską drużyną, ale gdy wojownicza i nieustraszona Kryze jako dowódczyni wydawała rozkazy, Djarin wykonywał je bez mrugnięcia okiem. Ona była mózgiem i mięśniami, on jej pomocnikiem i prawą ręką, a w siódmym odcinku zadeklarował: "(...) Służę ci, lady Kryze. Twoja pieśń jeszcze wybrzmi. Do tego czasu będę przy tobie". Zresztą Din już wcześniej był przecież posłuszny Zbrojmistrzyni w swoim klanie.
Nie wszystkim fanom się to spodobało. Pojawiły się głosy, że rola Pascala została zmniejszona z powodu konfliktu z twórcami, Din Djarin umrze w finale (jak się jednak nie stało), a Sackhoff zastąpi Pedra i to ona będzie tytułowym Mandalorianinem. Od razu wieszczono spiski, bo jak to, nagle rządzi kobieta?! Bo powiedzmy to wprost: nowa bohaterka, która nagle zaczyna górować nad bohaterem, to rzadkie zjawisko.
Tymczasem w wywiadach Pascal wielokrotnie podkreślał, że jest podekscytowany wątkiem Bo-Katan w trzecim sezonie. Zresztą nie jest on typem aktora, którego duma i ego zostałyby urażone, gdyby był w cieniu kobiety (co udowodnił nie raz, chociażby w wywiadach). Pedro Pascal szanuje kobiety, ale przede wszystkim je lubi. A to wcale nie jest oczywiste.
Din Djarin i Bo-Katan Kryze w "The Mandalorian" pomieszali role płciowe. Chwała mu za to
Bo-Katan przejęła dowodzenie i została liderką Mandalorian, bo po prostu nadawała się do tego bardziej niż Din, czego ten zupełnie nie kwestionował. Ale co najważniejsze, bohater zupełnie na tym nie stracił. Nie uszczknęło mu to siły, honoru czy umiejętności. Wciąż był twardzielem, ale w duchu pozytywnej męskości. Czyli jakiej? Takiej, która potrafi grać z kobietą w drużynie i nie płacze, jeśli to ona jest numerem jeden.
Męskość, którą reprezentuje Din Djarin, zasługuje również na pochwałę z powodu wizji ojcostwa. To Din Djarin opiekował się małym Grogu, nie przekazał tej roli ani Zbrojmistrzyni, ani Bo-Katan, kobietom. To pracujący ojciec, który stara się łączyć walkę z opieką nad maluchem, a to rola, którą wciąż uważa się za "nietypową", bo dzieckiem opiekować się powinna matka.
Co więcej, w ostatnim odcinku sezonu Djarin stwierdził, że musi zmienić swój zawód na nieco bezpieczniejszy ze względu na Grogu i osiedlił się z "Baby Yodą" w uroczej chatce, podczas gdy Bo-Katan rozpoczęła rządy w Mandalore (bohaterka miała zresztą z Grogu świetny kontakt, nie przedstawiono jej jako stereotypowej "wojującej singielki nienawidzącej dzieci"). Czyli jak powiedziałby zaciekły tradycjonalista, wszystko stanęło na głowie.
Mimo że to wszystko jest jak najbardziej normalne, to wciąż zaskoczyło większość widzów. Dlaczego? Bo takie pomieszanie ról płciowych wciąż jest rzadkie w popkulturze. "The Mandalorian" udowodnił, że naprawdę nic się nie stanie, gdy będziemy żyć po swojemu. Kobieta może być silniejsza od faceta, a facet może opiekować się dzieckiem i naprawdę nic się nie stanie. Ona nie będzie przez to mniej kobieca, a on mniej męski.
Serial z uniwersum "Gwiezdnych wojen" nagle stał się więc czymś więcej niż czystą rozrywką: zmiażdżył toksyczną męskość i pokazał, że siła kobiet nie zagraża facetom, a władza nie należy się wyłącznie mężczyznom. Tak wmawia nam tylko patriarchat.