W czwartek Lech Poznań zmierzył się z ACF Fiorentina w rewanżowym meczu ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Po porażce 1:4 przy ul. Bułgarskiej polski zespół pojechał do Włoch być może bez wielkich oczekiwań, ale to drużyna z Florencji nieoczekiwanie znalazła się na łopatkach, bo po 70. minutach Lech prowadził 3:0. Niedługo potem gospodarze zadali jednak dwa ciosy. Kolejorz wygrał 3:2, ale nie zagra w półfinale rozgrywek. Polskiemu zespołowi należą się jednak wielkie brawa za postawę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Takiego obrotu sprawy nie spodziewał się chyba nikt, nawet w stolicy Wielkopolski. Piłkarze Lecha Poznań pojechali do Florencji na rewanżowe spotkanie ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy.
Po dotkliwej porażce 1:4 przed tygodniem polskiemu zespołowi mało kto dawał szansę na odwrócenie losów dwumeczu. Tymczasem to Fiorentina znalazła się na łopatkach – po 70. minutach gry poznaniacy prowadzili już 3:0 i byli bardzo blisko doprowadzenia do dogrywki. Niestety, pod koniec spotkania gospodarze strzelili gola na 1:3. Ostateczny cios Włosi zadali już w doliczonym czasie gry.
Lech Poznań wygrał z Fiorentiną 3:2, ale nie zagra w półfinale Ligi Konferencji Europy
Strzelanie dla Lecha na Stadio Artemio Franchi we Florencji już w 9. minucie rozpoczął Afonso Sousa, który zaskoczył Pietro Terracciano. Bramkarz rywali nawet nie zareagował na techniczny strzał Portugalczyka.
Co ciekawe, piłkarze Violi nie rzucili się do szaleńczego ataku (wygrana 4:1 przed tygodniem przy ul. Bułgarskiej wciąż dawała komfort). Do przerwy wynik spotkania się nie zmienił, a po zmianie stron to mistrzowie Polski cieszyli się ze zdobycia drugiego już gola.
W 61. minucie Michał Skóraś padł po starciu w polu karnym Fiorentiny i przez dłuższą chwilę nie podnosił się z boiska. Do akcji wkroczył VAR i ostatecznie sędzia Rade Obrenovic ze Słowenii sam podszedł do monitora, a po chwili wskazał na "jedenastkę".
Do piłki podszedł Kristoffer Velde i pewnym strzałem wyprowadził drużynę ze stolicy Wielkopolski na dwubramkowe prowadzenie. W 65. minucie w dwumeczu było już tylko 4:3 dla Fiorentiny. Cztery minuty później Lech prowadził z kolei 3:0, a na rywali padł blady strach.
Jesper Karlström otrzymał podanie od Skórasia i dograł piłkę w pole karne. Artur Sobiech dopadł do futbolówki, która znalazła drogę do bramki. W tamtej chwili oznaczało to dogrywkę w walce o półfinał.
Fiorentina zadała dwa ciosy w końcówce
Wtedy Fiorentina wzięła się jednak do roboty, ale nie bez pomocy Kolejorza. W 78. minucie po rzucie wolnym Radosław Murawski wybił piłkę głową na dwunasty metr prosto pod nogi Riccardo Sottila, który bez przyjęcia zamienił ten prezent na gola.
Sytuacja dla Lecha mocno się skomplikowała, ale "dzieła zniszczenia" gospodarze dokonali już w doliczonym czasie gry. W 92. minucie Fiorentina przeprowadziła kontratak, piłkarze Lecha popełnili błędy w defensywie, a podanie Nicolasa Gonzaleza zamienił na bramkę Gaetano Castrovilli.
Lech pokonał Fiorentinę 3:2, ale odpadł z dalszych rozgrywek i nie wystąpi w półfinale Ligi Konferencji Europy. Rywalem Włochów będzie zwycięzca czwartkowego dwumeczu FC Basel – OGC Nice.
Jednak już sam udział w ćwierćfinale był wielkim sukcesem polskiej piłki. Od wielu lat rodzima drużyna nie grała w europejskich pucharach na tym szczeblu rozgrywek. I bez znaczenia jest fakt, że to tylko Liga Konferencji, zwana przez niektórych złośliwie "Pucharem Biedronki".