Czy "kategorie życia", w których kobiety mają łatwiej niż mężczyźni, są dość pluszowe i lifestyle'owe? Być może, ale to nie znaczy, że tym bardziej nie zauważam plusów i kwestii, w których to mężczyźni mogą nam zazdrościć. Dlatego jako feministka przyznaję wszem wobec – są sytuacje, w których dostaję fory, panowie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wybrałam kilka sytuacji życiowych, w których kobiety mają lepiej niż mężczyźni
Na dyskryminacji jednej płci zawsze traci też druga
Mężczyźni słyszą, że muszą nieustannie udowadniać swoją męskość – to rodzi największe ograniczenia
Czy kobiety mają lepiej?
"Gdzie kobiety mają lepiej?" – celowo zadałam to pytanie moim dwóm znajomym płci męskiej. "Wszędzie" – odpowiedział jeden z nich i zaczął jak z rękawa sypać przykładami jak ten, że kobiety nie są wysyłane na wojnę (zapytałam go, ile razy walczył na wojnie), a zakończył na tym, że feminizm próbuje mnie przekonać o "moim pokrzywdzeniu", natomiast faktem jest, że feministki chcą mężczyznom odebrać prawa. Okej...
"Nigdzie" – odpowiedział drugi kolega, też odwołując się do feminizmu i ogólnych nierówności płci, jak niższe płace czy spadający nadal głównie na kobiety obowiązek zajmowania się domem i dziećmi. Rozumiem.
Nie chcę sugerować, że ich odpowiedzi były symetryczne i zawierały tyle samo prawdy, ale obydwie były udzielone z męskiej perspektywy. A ja chcę pokazać tą kobiecą i – chociaż wiem, że wiele kobiet się ze mną zgodzi – jednocześnie moją prywatną, bo nie będzie tu nic o macierzyństwie czy wieku emerytalnym – a on naszych małych codziennych kobiecych forach w stosunku do panów. Mam też złą wiadomość dla mężczyzn, którzy kliknęli tekst, by znaleźć tu przyczynek do upadku teorii feminizmu.
Zgodnie z raportem "Global Gender Gap Index", który porównał sytuację kobiet i mężczyzn w 146 krajach równość płci to aktualnie... mrzonka. Szansę na osiągnięcie jej w obecnym tempie zmian uzyskamy za około 132 lata. Dokładnie 136 lat na całym świecie i 100 w samej Polsce.
Żyję w kraju, w którym nie mogę nawet podjąć decyzji o tym, czy urodzę śmiertelnie chore dziecko – wiem "gdzie moje miejsce" według rządzących, Kościoła i ogólnego systemu i daleko mi do entuzjazmu. Mimo tego wiem, że ten stworzony kiedyś przez mężczyzn system, sam dziś uderza także w tych Bogu ducha winnych.
Męskość może zniszczyć pomadka!
Zacznijmy od powierzchowności, czyli wyglądu, a dokładnie możliwości wyrażania się przez niego. Trzeba przyznać z pełną szczerością – to kobiety zawłaszczają modę, branżę beauty, a na pewno makijaż. I jasne – bez problemu podacie mi męskich projektantów czy makijażystów jak Jeffree Star. Ale zejdźmy na ziemię, na polski grunt, a dokładnie na polskie ulice i to nie tylko w stolicy.
Kobiety mogą przebierać w kolorach i krojach, podczas gdy mężczyźni muszą raczej ubierać się zachowawczo, żeby nie wzbudzić niezdrowego zainteresowania. Jeśli wydaje wam się to dziwne, to chyba nigdy nie byliście na wsi czy w mniejszej miejscowości.
Mój przyjaciel z naszego 40-tysięcznego miasta przyznaje, że był dość agresywnie zaczepiany na ulicy za artefakt tak szokujący, jak... białe spodnie z dziurami. Podobnie z klątwą "różowego koloru", o którym też wiele osób mówi, że "mężczyznom nie wypada".
Nie mówiąc o makijażu, który w Polsce nadal uważany jest za skandal, jeśli wykonywany jest przez mężczyznę na sobie. Wystarczy przywołać słowa Krzysztofa Bosaka, który na Twitterze zorganizował specjalną krucjatę przeciw hasłu, że chłopcy też mogą się malować. Inna sprawa, że potem wytknięto mu, ze sam depiluje brwi czy stosuje makijaż telewizyjny na wystąpienia...
I jasne – polscy mężczyźni raczej nie płaczą w domu w poduszkę z powodu tego, że męski makijaż nie jest znormalizowany. Ale są ograniczani przez konstrukt kulturowy – nie bez powodu to mali chłopcy chcą zakładać spódniczki, sukienki czy malować się kosmetykami mamy – nie znają jeszcze konstruktu płci i wydaje im się to fajną niewinną zabawą w wyrażanie siebie. Duzi chłopcy widzą w tym zagrożenia dotyczące ich tożsamości i orientacji.
Faktem jest, że kobieta ubrana ekstrawagancko także może na ulicy zebrać krzywe spojrzenia czy nawet seksistowskie komentarze. Ale z zasady jej wygląd nie podważa jej płci.
Mężczyźni nie mają tego luksusu – z wielu stron słyszą, że nieodpowiedni but, koszula, czy kredka do oczu może nie tylko podkopać ich ego, ale nieodwracalnie odebrać im ich męskość! Podobnie jest z korzystaniem usług urodowych.
Tak jakby wizyta u kosmetyczki była kolejnym ciosem między męskie nogi, który doprowadzi do całkowitej kastracji. Słyszałam już, że niemęski jest nie tylko mężczyzna polerujący paznokcie, ale także ten depilujący ciało czy nakładający maseczki na twarz. I na szczęście – to ciągle się zmienia. Ale faktem jest, że kobieta za "dbanie o urodę" dostaje dodatkowe punkty. Mężczyzna? Może zostać uznany za zdrajcę własnej płci.
Przyjaźń męsko-męska? Często niepotrzebna lub "podejrzana"
Według jednej z teorii psychologicznych kobiety łatwiej zawierają przyjaźnie z osobami tej samej płci, niż robią to mężczyźni. Nie bez znaczenia ma być tu męska tendencja do homofobii, która niejako odstrasza heteroseksualnych mężczyzn od utrzymywania relacji tak bliskiej i zaangażowanej z innym mężczyzną.
Muszę przyznać, że szczerze współczuję kolegom tego, że nie mogą okazywać sobie tyle fizycznej czułości, co kobiety. Przyjacielskie poklepanie po plecach w stylu "męskiego niedźwiedzia" to często maks, do którego i tak nie dochodzi.
Tymczasem wymiana uścisków czy buziaków między kobietami, jest uważana za kompletnie normalną, tak jak spanie w jednym łóżku z przyjaciółką czy nawet całowanie w usta, które heteroseksualne kobiety często tłumaczą zabawą, ciekawością czy "incydentem po alkoholu".
Nikt nie przypisuje im wtedy orientacji homoseksualnej, wierząc im słowom o eksperymencie czy potrzebie bliskości. Podobna sytuacja w drugą stronę w systemie skupionym na heteroseksualnym mężczyźnie nie ma racji bytu. Oskarżenia o bycie gejem niektórzy mężczyźni boją się jak niczego na świecie.
Ostatnimi laty wiele mówi się także o siostrzeństwie i szukaniu między kobietami zrozumienia. Mam wrażenie, że mężczyźni coraz bardziej izolują się nawet od siebie nawzajem i w imię toksycznej męskości swoimi problemami nie chcą się dzielić ani z kobietami, ani ze sobą nawzajem. Siostrzeństwo gwarantuje grupę wsparcia, braterstwo stawia wymagania?
Abstynencja seksualna i brak komplementów?
Słyszałam wiele razy, że dzisiejsze randkowanie przypomina przeprawę przez dżunglę i to dla obydwu płci. Nadal jednak przyjmuje się, że to mężczyzna adoruje, na randkę zaprasza i na niej płaci, a kobieta jedynie decyduje, czy jest zainteresowana.
I nie, nie uważam, żeby zapłacenie za pierwszą randkę dyskryminowało mężczyzn – szczególnie w XXI wieku, gdy kobiety często proponują podzielenie rachunku na pół czy rewanż, ale na myśli mam rozkład energii wkładanej w początkowe fazy relacji. Sami znacie te rady, zgodnie z którymi "kobieta nie powinna pierwsza dzwonić, za szybko odpisywać, nie pokazywać za wcześnie zainteresowania" – nadal rozegranie tej gry leży w dużej mierze po stronie mężczyzn.
Co w kontekście seksu? Z jednej strony mamy do czynienia zorgasm gap, o którym w naTemat pisała Helena Łygas. (Luka w orgazmie oznacza, że kobiety doświadczają orgazmu w heteroseksualnym seksie o wiele rzadziej niż mężczyźni). Z drugiej strony nadal powtarzane bywa hasło, że "kobiety uprawiają seks z tym, z kim chcą, a mężczyźni z tym, z kim mogą". Brzmi dość seksistowsko względem mężczyzn.
Równie źle brzmi fakt, że seks w relacji damsko-męskiej bywa traktowany przedmiotowo, jako kara lub nagroda, co częściej bywa stosowane w stronę mężczyzn. To także częściej mężczyźni mówią o tkwieniu w przymusowej abstynencji seksualnej – nie oznacza to, że seks jest prawem mężczyzn czy obowiązkiem kobiet! Ale narracja toksycznej męskości podkreśla nieustannie, że seks to sfera życia, w której to mężczyzna musi się wykazać – to też ocena jego męskości.
Nie mówiąc o komplementach. O kobiecym przywileju piękna pisała Maja Mikołajczyk i chociaż ten plus może łatwo obrócić się przeciwko kobietom, to faktem jest, że to my na co dzień częściej jesteśmy obsypywane komplementami i nie chodzi wyłącznie o opiewanie naszego wyglądu przez adoratorów.
Kobiety są przyzwyczajone do mówienia także sobie nawzajem drobnych, miłych rzeczy i zdecydowanie częściej słyszą je od mężczyzn. Kiedy ostatnio powiedziałaś facetowi, że ładnie wygląda, zauważyłaś, że wrócił od barbera czy zareagowałaś miłym komunikatem? Mój znajomy twardo twierdzi, że mężczyźni cierpią na "zespół permanentnego braku komplementów" i nie wierzą, że są doceniani. Według mnie coś w tym jest.
Męskie hobby, męska praca, męska słabość...
Jeszcze kilka lat temu podziały na aktywności były naprawdę czarno-białe czy raczej różowo-niebieskie. Wiecie, co mam na myśli – męski sport to piłka nożna, męski zawód to strażak. Dzisiaj kobiety przyznające się do pracy w zawodzie zdominowanym przez mężczyzn zyskują łatkę girlboss.
Podobnie pasja – laska na motocyklu czy trenująca boks jest godna podziwu lub przynajmniej hot. Trochę inaczej sprawa wygląda w drugą stronę – mężczyzna w zawodzie kosmetyczki czy położnej bywa czasem traktowany jako "egzotyczny okaz", ale nierzadko podważana bywa jego męskość czy kompetencje. Innym faktem jest samo zauważenie, że sfeminizowanie mężczyzn upokarza, a sięgnięcie do półki męskich zainteresowań kobietę gloryfikuje, ale to na potrzeby tekstu pomińmy...
Najbardziej jednak współczuję mężczyznom, że nadal słyszą, że nie powinni okazywać słabości, niewiedzy w tematach "męskich", bo to uderza w ich kluczowe kompetencje, a ich łzy wykorzystywane są jako argument do uderzenia w ich siłę i pewność siebie.
A to sprawia, że rzadziej są w stanie rozmawiać otwarcie o swoich problemach, co widać w statystykach zachorowań na depresję i samobójstw wśród mężczyzn. I chciałabym, żeby pamiętali, że tak jak feministki nie zgadzają się na życie w toksycznym systemie, tak i oni nie muszą.