Zdaje się, że były prezydent Niemiec Christian Wulff, który opuścił urząd po wybuchu szeregu skandali związanych z jego niejasnymi interesami ze światem biznesu i próbami nacisku na media, wreszcie zrozumiał swój błąd. Choć jeszcze kilka tygodni przed dymisją uparcie twierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia i niezwykle cieszy go prezydentura, dzisiaj dowiadujemy się, że teraz najlepiej poczuł się rozmyślając o tym wszystkim w murach klasztoru.
Skompromitowany polityk przebywa podobno w jednym z niemieckich klasztorów katolickich od chwili ustąpienia z funkcji prezydenta. Duchową odnowę przerwał tylko na chwilę, by w ubiegły czwartek pojawić się na oficjalnej ceremonii pożegnalnej, którą zorganizowano w Berlinie. Jej przebieg musiał znowu wystawić nerwy Christiana Wulffa na nie lada próbę. Afront ze strony 160 zaproszonych gości i nieproszeni goście z vuvuzelami przybyli wygwizdać ustępującego przywódcę, to dobre tematy do przemyślenia po powrocie do klasztornej pustelni.
Krótką przepustkę od studiowania Pisma Świętego, spacerów po lesie i dyskusji z duchownymi - bo taką ofertę według "Bild am Sonntag" oferują niemieckie klasztory - były prezydent miał wykorzystać również na wizytę u lekarza. Skandale, które go dopadły silnie odbiły się podobno na jego zdrowiu. Pod koniec lutego na krótko trafił nawet do berlińskiego szpitala wojskowego z ostrą niewydolnością nerek.
Papieski gość
Choć tak szybkie przejście ze szczytów władzy, z międzynarodowej polityki w zakonne realia z pewnością jest dość spektakularne, to w religijnej odnowie Christiana Wulffa nie ma jednak nic specjalnie zaskakującego. Nim stał się znany głównie jako multi-skandalista i oszust, był jednym z najbardziej aktywnych religijnie chadeków. Jest on między innymi członkiem ekumenicznego ruch ewangelizacyjnego ProChrist, który założono 19 lat temu w Essen, między innymi przy udziale tego wpływowego polityka CDU.
Wulff był też mile widzianym gościem w Stolicy Apostolskiej. Jeszcze jako premier Dolnej Saksonii pojawiał się u swojego rodaka Benedykta XVI na prywatnych audiencjach. Gdy odchodził z urzędu, przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec abp Robert Zollitsch w specjalnym oświadczeniu dziękował prezydentowi. Pisząc o jego "wielkim wkładzie dla dobra kraju", a także dziękując za życzliwość i wspaniałą organizację papieskich pielgrzymek do ojczyzny.
To nie koniec problemów
Jednak powrót do moralnej równowagi za murami klasztoru raczej nie pomoże Wulffowi rozwiązać problemów, które czekają na niego w świeckim świecie. Wciąż może on spokojnie modlić się i medytować, bo wszystkie jego sprawy prowadzą opłacani z budżetu państwa asystenci. Natomiast zdaniem wielu niemieckich polityków, tego typu apanaże przysługujące byłym głowom państwa, akurat jemu się nie należą. Także opinia publiczna czeka tylko, by były prezydent zrzekł się takich praw.
Interesy, które Christian Wulff prowadził będąc jeszcze premierem Dolnej Saksonii wciąż badają śledczy z prokuratury w Hannoverze, którzy szukają dowodów potwierdzających podejrzenia przyjęcia nienależnych korzyści.