W mediach pojawiło się już kilka hipotez związanych z odnalezieniem szczątek rakiety wojskowej w lesie pod Bydgoszczą. W rozmowie z naTemat.pl generał Waldemar Skrzypczak zwraca uwagę, że sprawa może być bardziej skomplikowana i złożyło się na nią kilka czynników.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najnowsze ustalenia mediów ws. zdarzenia w lesie koło wsi Zamość pod Bydgoszczą są takie, że w tym miejscu spadła część napędowa rakiety, a wojsko i służby mają nadal szukać głowicy pocisku.
"Jeszcze nie wiadomo, co dokładnie spadło koło Zamościa: czy antyrakieta, czy może obiekt, który miał być celem" – informowało RMF FM.
Stąd może pojawiać się rozbieżność dotycząca tego, czy chodziło o rakietę "powietrze-ziemia", czyli zrzucanych z samolotu, czy "ziemia-powietrze".
– Ruch rakiety śledziło Centrum Operacji Powietrznych. Widzieli ją na radarach – powiedział wysoki rangą oficer w rozmowie z Onetem. Na razie ma trwać ustalanie, jakiej klasy jest to pocisk oraz skąd dokładnie przyleciał.
Błąd podczas ćwiczeń? Gen. Skrzypczak wyjaśnia
Od samego początku stawiano hipotezy, dlaczego doszło do takiego zdarzenia? Jedną z najczęściej podnoszonych przyczyn jest incydent podczas ćwiczeń wojskowych na poligonie pod Bydgoszczą. Generał Waldemar Skrzypczak w rozmowie z naTemat.pl twierdzi, że sprawa może być bardziej skomplikowana.
Jego zdaniem przyczyną incydentu mógł więc być incydent podczas ćwiczeń połączony z wadliwym sprzętem.
– Nie wykluczałbym takiego zdarzenia, że to miało charakter niezamierzony, bo jeżeli jest to rakieta poradziecka, a zakładam, że tak jest, to ta rakieta ma już bardzo wiele lat i nie musi być w pełni sprawna technicznie. Skłaniałbym się więc ku temu, że to wada rakiety lub przypadkowe odpalenie rakiety skutkowało tym, że ona się tam znalazła – wyjaśnia.
Ekspert dodaje, że zdaje się, że rakieta "szczęśliwie" nie miała głowicy bojowej (to świadczy o bombie szkoleniowej - red.), bo gdyby miała, to wywołałoby wybuch, który byłby "zauważalny i słyszalny", a więc nie do przeoczenia. Niósłby też za sobą szkody.
Udostępnił on nagranie w sieci, a z materiałem zapoznaje się teraz także prokuratura. Śledczy nie udzielają jednak żadnych informacji w tej sprawie.
NaTemat skontaktowało się także z Centrum Operacji Powietrznych i Dowództwem Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych, które na razie również nie potwierdziły informacji w sprawie prawdopodobnego pocisku.
Konferencja wojskowych
Dopiero w piątek po południu, czyli mniej więcej tydzień po incydencie i dwa dni po nagłośnieniu go przez media, głos postanowili zabrać wojskowi, a konkretnie generał Tomasz Piotrowski, Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych RP.
– Sprzęt niewiadomego pochodzenia z niewiadomego kierunku znalazł się w lesie. Trwają dochodzenia i dialog między instytucjami – powiedział.
– Chcę państwa uspokoić. Bardzo intensywnie pracujemy z prokuraturą, specjalistami, żandarmerią, badamy tę sprawę. Na chwilę obecną dla nas istotne jest, że nie doszło do wybuchu ani eksplozji, w przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie. Nikt nie został też ranny – podkreślił.
– Badamy różnego rodzaju scenariusze. Sytuacja jest stabilna i bardzo szybko znajdziemy rozwiązanie. Wojna w Ukrainie dała nam dużo doświadczeń. Mamy systemy radarów, procedury użycia lotnictwa taktycznego, procedury użycia śmigłowców poszukiwawczych, ratowniczych – zapewnił generał Piotrowski.