Wróg to rząd Zjednoczonej Prawicy. A naszą główną "konkurencją" jest… partia "trudno powiedzieć". Badania wskazują, że zapisało się do niej od 8 do nawet 15 proc. Polaków. To ludzie, którzy chcą iść na wybory, ale są zmęczeni wieloletnią polaryzacją społeczeństwa i szukają czegoś innego niż anty-PiS – mówi #TYLKONATEMAT Paulina Hennig-Kloska – wiceprzewodnicząca partii Polska 2050, która właśnie zawiązała koalicję z PSL.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Paulina Hennig-Kloska: Zapewne. Na ostatniej konferencji prasowej Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedzieli zresztą, że stanie się to niebawem. Przymiarki już trwają.
Jak możemy ją roboczo nazywać, aby łatwiej było złapać oddech, a szczęka nie bolała?
Wydaje mi się, że można mówić o "porozumieniu Hołowni z Kosiniakiem" czy "koalicji Polski 2050 z PSL" i już robi się odrobinę łatwiej. Zapewniam jednak, że nazwa, którą podamy przy rejestracji komitetu wyborczego, zainteresuje media i przyciągnie wyborców.
Kto dla koalicji Hołowni i Kosiniaka jest wrogiem?
Bez wątpienia te ugrupowania, które tworzą rząd Zjednoczonej Prawicy. Nadrzędnym celem naszej koalicji jest zmiana władzy. Proponujemy trzecią drogę do osiągnięcia sukcesu i zmobilizowania jak największej liczby Polek i Polaków.
Sondaże pokazują, że scenariusz startu opozycji z dwóch-trzech list jest najlepszym scenariuszem pod kątem mobilizacji wyborców. Część badań sugeruje, że takie rozwiązanie gwarantuje nawet 20-30 mandatów więcej niż jedna lista.
A kto jest waszym najważniejszym przeciwnikiem w bezpośredniej walce o głosy?
Naszą główną "konkurencją" jest… partia "trudno powiedzieć". Badania wskazują, że zapisało się do niej od 8 do nawet 15 proc. Polaków. To ludzie, którzy chcą iść na wybory, ale są zmęczeni wieloletnią polaryzacją społeczeństwa i szukają czegoś innego niż anty–PiS.
Z pozostałymi siłami opozycyjnymi naturalnie też będziemy konkurować. Uważam, że pozytywna konkurencja – oparta na wartościach i dobrych emocjach – jest Polsce potrzebna i pomoże wyborcom podjąć właściwe decyzje.
W jaki wynik celujecie jesienią?
Projekt Hołowni i Kosiniaka startuje z wynikiem średnio 15 proc. Pierwszym celem, jest więc wyraźne przekroczenie tzw. drugiego pułapu d'Hondta i wzmocnienie poparcia do 18 proc. Moim marzeniem jest nawet dwójka z przodu, a ten cel wydaje się całkiem realny.
Żeby uzyskać dwójkę z przodu, niezdecydowani nie wystarczą i jednak trzeba grać na osłabienie któregoś z konkurentów.
Jeżeli przyjmiemy, że mamy już 15 proc., a niezdecydowanych jest "tylko" 8 proc., to już mamy dwójkę z przodu!
Racjonalnie rzecz biorąc, mało prawdopodobne, że prawie wszyscy niezdecydowani to akurat wasi wyborcy.
Dlatego będziemy robić także pozytywną, ale ostrą konkurencję po stronie opozycji. Na przykład, wskazując niektóre puste i populistyczne postulaty, które niczym nie różnią się od tego, co dzisiaj serwuje Polakom ekipa PiS. Na pewno w obszarze gospodarki i finansów różnica między nami a pozostałymi partiami opozycyjnymi będzie zauważalna.
Nie damy ludziom wmawiać, że da się utrzymywać gospodarkę opartą na węglu, albo że możliwe jest zlikwidowanie praktycznie wszystkich podatków. Będziemy ostro konkurowali także z tymi, którzy opowiadają, że znajdą 200 mld zł na różne wydatki, choć nie potrafią wskazać źródeł finansowania.
Mamy za to przygotowany szereg postulatów dla mikro, małych i średnich przedsiębiorców. Na przykład, dla ludzi, z którymi ostatnio wraz z Szymonem Hołownią spotkaliśmy się w Stargardzie. Tam, przy zachodniej granicy – wbrew opowieściom premiera Morawieckiego – polski przedsiębiorca przegrywa z niemiecką konkurencją. Brakuje rąk do pracy i Polakom coraz trudniej rywalizować z sąsiadami, nawet jeśli mają lepszą ofertę.
Będziemy się bić o tę grupę wyborców, dla której ważna jest gospodarka.
Wszyscy kreślą scenariusz, w którym PiS utrzymuje władzę dzięki Konfederacji, a co gdyby prezes Kaczyński zażyczył sobie łagodniejszego koalicjanta i po wyborach zwrócił się do was?
W umowie koalicyjnej jednoznacznie zapisaliśmy, że Polska 2050 i Polskie Stronnictwo Ludowe łączą siły, aby po wyborach utworzyć nowy rząd wraz z innymi ugrupowaniami demokratycznej opozycji.
Ręczycie także za kolegów z PSL? Co jakiś czas wśród ludowców można było przecież usłyszeć rozważania o współpracy z PiS…
Po pierwsze, umowę zaakceptował nie tylko Władysław Kosiniak-Kamysz, ale i pozostali przedstawiciele szefostwa PSL. Po drugie, przez ostatnie osiem lat mieli oni wiele okazji do wejścia w koalicję z PiS, nic takiego się nie wydarzyło. To chyba był dobry test.
Co wiadomo o podziale miejsc na listach wyborczych? Nie obawiacie się, że tak doświadczeni i sprytni koalicjanci was ograją?
Nasza umowa koalicyjna przewiduje, że wszystkie decyzje w sprawie obsady list wyborczych podejmują wspólnie Hołownia i Kosiniak-Kamysz. Na konferencji, podczas której ogłosiliśmy porozumienie, obaj panowie jasno dali znać, że nie ma między nimi sporów w tym obszarze. Nasza koalicja jest budowana na zaufaniu i partnerstwie.
To samo o współpracy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem mówił kiedyś Paweł Kukiz…
Tyle że koalicja z Kukizem została zwarta trochę z przymusu. Takie były wówczas warunki na scenie politycznej… Porozumienie Polski 2050 z PSL to kompletnie inna historia. Obie nasze partie miały bardzo szerokie zdolności koalicyjne. Udało nam się porozumieć, bo mamy do siebie zaufanie.
A co z odpowiedzialnością – jesteście gotowi wziąć ją na siebie, jeśli okaże się, że opozycja znów przegrała?
Wracamy do zasadności startu opozycji w więcej, niż jednym bloku wyborczym. Analizy dr. Macieja Onasza z Uniwersytetu Łódzkiego i wielu innych ekspertów w dziedzinie systemów wyborczych jasno wskazują, że dwie lub trzy listy opozycji to od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu mandatów więcej niż start z jednej listy.
Dodatkowo, w takiej opcji mobilizujemy nawet o 10 proc. elektoratu więcej. Mówimy więc o wariancie optymalnym.
Kto więc będzie winien trzeciej kadencji PiS?
Kampania jeszcze się nie zaczęła, a pan już opowiada o przegranej... To nie buduje dobrych nastrojów. Może skończmy z tym defetyzmem!
Problem w tym, że to nie dziennikarze wymyślili sobie defetyzm, tylko zadajemy pytania w imieniu wyborców. A oni takie właśnie mają nastroje – potwierdzają to sondaże, komentarze czytelników czy po prostu rozmowy z ludźmi.
Wszystkie sondaże pokazują, że PiS nie ma szans na trzecią kadencję samodzielnych rządów. Są badania, w których brakuje im już nawet 40 mandatów. To dobre wieści!
Na samodzielną większość nie mają szans, dlatego Polacy przygotowują się do życia pod rządami PiS i Konfederacji…
Musimy więc zrobić wszystko, żeby opozycja demokratyczna realizację tego czarnego scenariusza uniemożliwiła. Dlatego stawiamy na opcję, w której metoda d'Hondta da nam jak najwięcej mandatów, a frekwencja będzie maksymalnie wysoka. Wyliczenia sondażowe dobitnie pokazywały, że jedna lista opozycji premiowała Konfederację i przybliżała ich współpracę z PiS.
Naszym zadaniem jest przekonać do siebie jak najwięcej wyborców, którzy rozważają głosowanie na Konfederację ze względu na postulaty gospodarcze. Konfederacja wie o gospodarce tyle, co usłyszała od Korwina-Mikke, czyli... naprawdę niewiele.
Pokażmy im, że mamy lepszą ofertę!