– Sławomirowi Mentzenowi będzie szczególnie zależało na Ministerstwie Finansów. Jego zapowiedzi są przecież niesamowite, więc musi jakoś powalczyć o spełnienie oczekiwań. Kontrola nad tym resortem będzie kluczowa, żeby wyborcy nie zaczęli nerwowo pytać, dlaczego mija rok, a podatki wciąż niezmienione i ZUS działa tak, jak działał – mówi #TYLKONATEMAT poseł Artur Dziambor z partii Wolnościowcy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Absolutnie nie! Otóż ja cały czas mam nadzieję, że znajdę się w nowym sejmowym rozdaniu. W tym momencie nie wiadomo tylko jeszcze, jak mogą wyglądać szczegóły w tej kwestii.
Nie ma takich rozmów w tym momencie. Przede wszystkim jako Wolnościowcy robimy wszystko, abyśmy samodzielnie urośli w siłę. Taka formacja naprawdę wolnorynkowa i demokratyczna jest bardzo potrzebna na polskiej scenie politycznej.
Natomiast o tym, w jaki konkretny sposób powalczymy o mandaty, rozstrzygniemy w ciągu najbliższych dwóch-trzech miesięcy. Jest jeszcze sporo czasu na decyzję. Przypominam, że dopiero gdzieś w drugiej połowie sierpnia zacznie się zbiórka podpisów pod listami wyborczymi. Czas na zwieranie szyków jeszcze przed nami.
Przecież obaj jesteśmy realistami... Czasu na papierkową robotę jest rzeczywiście sporo, ale poparcia pozwalającego na samodzielne wejście do Sejmu w kilka miesięcy nie zbudujecie.
Gdy partia Razem zarejestrowała się w 2015 roku, też nikt nie wierzył, że im się uda. A potem nagle dostali 3,62 proc. W zasadzie takie poparcie zbudowali w ciągu miesiąca. Sądzę więc, że i nam wiele może się jeszcze udać.
Problem w tym, że z 3-4 proc. nie wchodzi się do polskiego parlamentu.
To prawda, ale ostatecznie reprezentacja wspomnianej partii Razem jednak się w Sejmie jakoś znalazła… Nasz problem z szukaniem ewentualnych partnerów polega aktualnie na tym, że Wolnościowcy to właściwie jedyna partia – nie licząc pewnego skrzydła Konfederacji – stawiająca na prawdziwie wolnorynkowy program.
Gdyby pojawiła się poważna rozmowa o tym, ile wolnego rynku uda się wprowadzić za rządów jednych lub drugich, wtedy pewnie bylibyśmy jakimiś negocjacjami zainteresowani. Aktualnie takie warunki jednak nie zostały spełnione. Wszyscy rzucili się na przekupywanie wyborcy kolejnym socjalnym projektem.
Bierze pan jeszcze pod uwagę powrót do Konfederacji?
To byłoby możliwe tylko, gdyby nastąpił głęboki reset i cofnięcie się w czasie o co najmniej pół roku. Problemy zaczęły się w październiku ubiegłego roku. Do wtedy wszystko było między nami w porządku i nikomu nie przeszkadzało, że Konfederacja stoi na czterech nogach. Nerwowo zrobiło się dopiero wówczas, gdy do władzy doszedł Sławomir Mentzen i oznajmił, że on Wolnościowców sobie w Konfederacji nie życzy.
Nie wyobrażam sobie, że Mentzen byłby w stanie nagle mocno posypać sobie głowę popiołem. Do tego w Konfederacji większość administracyjną zaczynają mieć przedstawiciele Ruchu Narodowego, a to oni byli frakcją, która pozwoliła na wykluczenie nas z ugrupowania.
Nie czujecie się trochę głupio, że po waszym rozstaniu z Konfederacją jej notowania wcale nie runęły, tylko mocno wystrzeliły w górę?
O tym, że Konfederacja wreszcie wystrzeli w sondażach, wiedzieliśmy dawno temu. To było łatwe do przewidzenia, że notowania tej formacji poprawią się, gdy tylko w społeczeństwie znikną silne emocje antyrosyjskie, a zarazem panowie Krowin-Mikke i Braun przestaną co chwila prezentować poglądy uderzające w Ukraińców.
To przez nich Konfederacja po wybuchu wojny w Ukrainie nagle zaczęła balansować na progu wyborczym, wtedy tylko Wolnościowcy ratowali sytuację. Paradoksalnie to był potem jeden z powodów, przez które z Konfederacją musieliśmy się rozstać, bo przecież wraz z moimi kolegami nigdy na ten antyukraiński przekaz się nie zgadzaliśmy.
Jaki nurt teraz dominuje w Konfederacji? Jak silne są sentymenty prorosyjskie?
Wiadomo, że zawsze liczy się to, co było na początku… A na początku było tak, że bardzo silna frakcja braunowo-korwinowska sięgała po formy przekazu, przez które zwykły człowiek mógł dojść do wniosku, że Konfederacja nie staje po stronie ofiary, a agresora.
Teraz mamy do czynienia z wygładzonym przekazem, a Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke zostali schowani. Oni praktycznie nie pojawiają się publicznie, a wszystkie wydarzenia są firmowane młodymi twarzami Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena.
Może to nie chwilowe złagodzenie obyczajów, a naprawdę zaszła pokoleniowa i jakościowa zmiana?
Przekaz jest po prostu teraz dostosowany do potrzeb wyborcy spoza twardego elektoratu, który jesienią może spojrzeć na nich przychylnym okiem. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że Konfederacja dopiero teraz realizuje plan Dziambora.
Od zawsze mówiłem, że można przyciągnąć nowych wyborców zainteresowanych ofertą wolnorynkową i Konfederacja mogłaby być partią silną gospodarczo, a nie próbującą zajmować się każdym tematem, który tylko wpadnie do debaty publicznej.
Dziś ostro krytykuje pan nowego lidera Konfederacji, ale przecież w jednym projekcie byliście całkiem długo – "Piątka Mentzena" nie przeszkadzała?
Różnię się z nim na wielu polach, ale mówiąc o tzw. Piątce Mentzena trzeba wiedzieć, że to niekoniecznie są poglądy Sławka, tylko poglądy, które według niego chciał usłyszeć elektorat. Dla zachowania uczciwości trzeba też brać pod uwagę moment, w którym on to rzucił.
Na przykład, hasło "Polska bez Żydów" było związane z tym, że Konfederacja szła wówczas z przekazem "Stop 447", czyli przeciw roszczeniom organizacji żydowskich, które dążyły do przejęcia majątku po zmarłych w czasie II wojny światowej przodkach. Hasła wypowiedziane przez Mentzena było skrojone na potrzeby partyjnego betonu.
Wierzy pan swoim dawnym kolegom, gdy zarzekają się, że w sprawie koalicji z PiS nic nie jest przesądzone, a niektórzy nawet się od niej odżegnują?
Ależ skąd… Jestem przekonany, że oni przygotowują się do zawarcia koalicji z PiS.
Jakie resorty będą ich interesowały najbardziej?
Stawiam na to, że Mentzenowi będzie szczególnie zależało na Ministerstwie Finansów. Jego zapowiedzi są przecież niesamowite, więc musi jakoś powalczyć o spełnienie oczekiwań wyborców.
Długo opowiadał, czego to nie da się zrobić z dnia na dzień, ale już widać, że im bliżej realnej władzy, tym jego przekaz trochę mięknie. Kontrola nad resortem finansów będzie więc kluczowa, żeby wyborcy nie zaczęli nerwowo pytać, dlaczego mija rok, a podatki wciąż niezmienione i ZUS działa tak, jak działał.
Pozostałe ministerstwa to pewnie kwestia ostatecznego wyniku wyborów. Jednak tego, że ogólnie trwają przygotowania do koalicji z PiS, jestem pewien. Różne znaki na niebie i ziemi wyraźnie na to wskazują.
Słuszne są obawy, które słychać z obozu ziobrystów, że Konfederacja w Zjednoczonej Prawicy to wielkie zagrożenie dla ich interesów?
Mogą być one rzeczywiście uzasadnione. Proszę zwrócić uwagę choćby na fakt, iż ziobryści są uzależnienie od startu z list PiS, jednocześnie już strasznie dużo krwi na Nowogrodzkiej napsuli.
Nieprawdziwe były medialne pogłoski, że Konfederacja interesowała się jakimś połączeniem z Solidarną Polską, bo to po prostu nie byłoby w jej interesie.