Czy bogactwo jak w "Sukcesji" jest fajne? Jasne, dla wielu tak, ale dla wielu młodych – wręcz przeciwnie. Wszyscy chcielibyśmy być bogaci, ale... inaczej. Osobiście nie marzę o prywatnym odrzutowcu i zegarku o równowartości warszawskiego mieszkania. Chciałabym mieć pieniądze, żeby żyć, jak chcę, kupować rzeczy, przesiadywać w kawiarniach i po prostu się nie martwić.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ciężko jest być dzisiaj bogatym. To oczywiście ironia, ale popkultura ostatnio ostro wzięła się za jeden procent społeczeństwa i tych nieco "biedniejszych" od Jeffa Bezosa i spółki.
Nagle bycie obrzydliwie bogatym przestało być atrakcyjne. Jest bardziej zabawne od kuszącego. Miliarderzy latają w kosmos, gwiazdy jadą na zakupy prywatnym samolotem i przebierają się za koty, a my pijemy przez papierowe słomki dla klimatu, ciułamy na wkład własny, żeby płacić niebotyczne raty kredytu hipotecznego i zastanawiamy się, z czego zrezygnować w tym tygodniu: masła, sera czy pomidorów.
Na miliarderów zawsze patrzyło się z dystansem, ale mam wrażenie, że wcześniej bardziej ich hołubiliśmy. Szczególnie w Ameryce, w której patrzyło się na nich jak na genialnych ludzi sukcesu, którzy CIĘŻKĄ PRACĄ OSIĄGNĘLI WIELKOŚĆ (koniecznie pisane wielkimi literami).
Wszystko zmieniły ostatnie lata: pandemia, wojna, kryzys, inflacja. Nagle bogacze stali się wyjątkowo wkurzający, bo nie dość, że żyją w nierealnym i niedostępnym nam świecie, to na dodatek ciągle przypominają nam, że jesteśmy biedniejsi.
Chcemy być bogaci, ale nie tak jak Elon Musk i Kim Kardashian
To nie znaczę, że nie chcemy być bogaci. Jasne, że chcemy. Kto nie chciałby mieć pieniędzy jak lodu? Osobiście nie znam nikogo takiego.
Wielu z nas na pewno marzy o życiu jak milionerzy i miliarderzy – w luksusie, w przepastnych posiadłościach wypełnionych luksusowymi autami i kreacjami z metką topowych projektantów – ale coraz więcej millenialsów i "zetek" wcale nie marzy o tego rodzaju bogactwie. Chcemy być zamożni, ale nie dla odrzutowców. Nie pragniemy prywatnych wysp i toalet ze złota, bo wydaje się nam śmieszne i żałosne. Na pohybel kapitalizmowi!
A czego chcemy? Świetnie ujęła to jedna z użytkowniczek Instagrama, @ernndevilbiss, której rolka dostała ponad 700 tysięcy polubień.
"Nie chcę być bogata dla prywatnego odrzutowca czy torebki od projektanta. Chcę być bogata, bo chcę rankiem budzić się delikatnie, zrobić dla siebie jajecznicę, a potem usiąść na kanapie i czytać przez trzy godziny. Potem chcę spontaniczne polecieć do Europy, wynająć Airbnb na miesiąc, budzić się każdego ranka, iść na spacer, kupić kawę i croissanta, łazić po mieście, wchodzić do księgarni i kupować rzeczy" – podsumowała.
I sądząc, po komentarzach, lepiej tego nie ujęła. "Opisałaś moje wymarzone życie. Nic ekstrawaganckiego… Po prostu kawa w różnych miejscach", "Chcę obudzić się delikatnie, bez ciągłego narzekania, myśleniu o jakimś terminie lub pilnej pracy. Chcę po prostu być obecna w danej chwili, bez mnóstwa rzeczy do zrobienia z tyłu głowy", "Słuchajcie, po prostu chcę mieć wystarczająco dużo pieniędzy, aby nie czuć się winnym, jeśli kupię maliny lub jagody, bo są drogie, ok?" – pisali internauci.
Po co mieć pieniądze? Żeby spokojnie żyć
Bogactwo zupełnie zmieniło swoje znaczenie. Wiele młodych ludzi chce mieć pieniądze – nie musi ich być nie wiadomo ile – aby po prostu wieść spokojne życie.
Życie wypełnione piciem kawy w kawiarni, kupowaniem stosów książek (i innych ulubionych rzeczy) i spędzaniem czasu z przyjaciółmi i rodziną. Podróże? Owszem, ale nie muszą być dookoła świata, to może być siedzenie kilka tygodni nad morzem. Zakupy? Jasne, ale można obyć się bez ciuchów od projektantów i szperać na stronach internetowych lokalnych marek. Wielki dom? Za dużo zachodu, wystarczy przestronne mieszkanie z olbrzymim balkonem.
Słowem: spokój. Zero zmartwień, stresu, lęków, nerwic, pracy od 9 do 17. Urządziłeś siebie i bliskich, masz pieniądze na emeryturę, możesz zapomnieć o wkładach własnych i kredytach. Robisz zawodowo to, co lubisz (albo w ogóle nie musisz już pracować) i sam jesteś sobie sterem i okrętem. Możesz wyluzować, odetchnąć i żyć.
Owszem, to mrzonki, ale czy na pewno? Takie bogactwo nie wydaje się wygórowane, chociaż dla większości z nas jest zupełnie nieosiągalne. Picie kawy w kawiarniach i kupowanie wymarzonych rzeczy to dla wielu dzisiaj luksus od święta. Ale wciąż jest bliżej nas niż prywatne odrzutowce i życie niczym rodzina Royów w "Sukcesji". To nas wcale nie pociąga: korporacje, knowania, umowy, nudne bankiety i nudne ubrania. Bleh.
Uczono nas, że pieniądze szczęścia nie dają, ale to bzdura. Dają, trzeba tylko wiedzieć, co z nimi robić. Ale przede wszystkim dają spokój: oto największe marzenie w XXI wieku.