Ojciec Kamilka Artur Topól udzielił "Faktowi" wywiadu, w którym wyznał, że chłopcu udzielono w sobotę sakramentu ostatniego namaszczenia.
– Przy łóżku chłopczyka był ksiądz, lekarze oraz personel. Wszyscy modlili się za Kamilka. Najbliższe dni, godziny decydują o wszystkim. Jadę jutro rano, skoro świt do Kamilka – powiedział w sobotę dziennikowi tata chłopca. Niestety stan Kamila pogarsza się w szybkim tempie.
– Kamilek leży w dużej sali, jest podłączony do aparatury. Lekarze poprosili mnie, bym mówił do synka, że to pomoże. Przytuliłem go. Potrzymałem za rączkę... – relacjonuje tata chłopca. – Kamilku nie zostawiaj nas, czeka na ciebie braciszek, proszę cię synku, tatuś jest przy tobie, Kamilku nie zostawiaj nas – opisuje swoje słowa do dziecka.
– Kamilek płakał, on słyszał, co do niego mówię… Zobaczyłem łzy w jego oczach – dodał wyraźnie poruszony mężczyzna.
Lekarze już wcześniej informowali, że stan skatowanego chłopca jest bardzo ciężki i nie wiadomo, czy zastosowane leczenie będzie w stanie pomóc. Problemem są nie tylko rany oparzeniowe, ale także infekcja spowodowana ich nieprawidłowym leczeniem, Kamilek miał też na swoim ciele liczne inne urazy.
Przypomnijmy, że ośmioletni Kamil z Częstochowy wciąż przebywa w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach. Chłopiec trafił tam 3 kwietnia po tym, jak skatował go ojczym. Ma rozległe poparzenia i złamane ręce oraz nogi. Do teraz przebywa w stanie śpiączki farmakologicznej. Dr Andrzej Bulandra został zapytany w innej rozmowie z "Faktem", czy najbliższe dni będą dla chłopca decydujące.
– Kluczowe dni zaczęły się w momencie przyjęcia Kamilka do szpitala. Każdy dzień to jest bezpośrednia walka o jego życie. Głównie anestezjologów na oddziale intensywnej terapii. Ale jest też i nasza działalność chirurgiczna w postaci zamykania ran oparzeniowych. Te rany są już zagojone, ale pozostaje bardzo ciężki stan ogólny pacjenta – odpowiada dr Bulandra.
Kamilek jest podłączony do aparatury ECMO, której zadaniem jest zastąpienie płuc pacjenta oraz częściowo serca. – Albo te płuca wyzdrowieją, albo nasze leczenie okaże się nieskuteczne – podkreślał dr Bulandra. – To była kwestia dziecka zaniedbanego, wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Zawiadomiliśmy odpowiednie służby, cała reszta przyszła potem ze strony policji i prokuratury – stwierdził medyk.