Ślub zamiast nauki, kilkugodzinna wyprawa po wodę zamiast spaceru do szkoły, głód zamiast pierwszego i drugiego śniadania, zamiast obiadu i kolacji... W Sudanie Południowym, w którym ponad 9 mln osób potrzebuje pomocy, a nauka jest przywilejem. A jeśli w szkole nie brakuje wody, toalety i mydła, można mówić o naprawdę dobrych warunkach. O sytuacji dzieci w tym afrykańskim kraju, o ich marzeniach, opowiada rzeczniczka Polskiej Akcji Humanitarnej Helena Krajewska.
Reklama.
Reklama.
Zamążpójście
– W Klinice dożywiania w Pibor rozmawiałam z osiemnastolatką, która była tam ze swoim rocznym dzieckiem. Ojciec poprosił ją, żeby przerwała naukę. Chciał by wyszła za mąż i tym samym poprawiła sytuację materialną rodziny. Dziś największym marzeniem tej dziewczyny jest dokończenie edukacji, ale wie, że najprawdopodobniej nie będzie to możliwe – mówi Helena Krajewska, rzeczniczka Polskiej Akcji Humanitarnej.
Pibor leży niedaleko granicy z Etiopią, we wschodniej części Sudanu Południowego, około 360 km od Dżuby, stolicy tego najmłodszego kraju świata. Nie ma jednak znaczenia, ile kilometrów pokonalibyśmy na wschód, zachód, północ czy południe... Historii takich jak ta opowiedziana przez Helenę Krajewską w Sudanie Płd. są tysiące.
Elizabeth Nyanyot Diu była dzieckiem, miała 12 lat, kiedy została żoną. Żoną o 18 lat starszego mężczyzny, który atakował ją, gdy miał na to ochotę. – W każdej chwili, kiedy tylko chciał, bił mnie laską – opowiadała reporterom Al Jazeery.
Dwa lata po ślubie była w ciąży, ale jej 14-letnie ciało nie było na to gotowe. Dziecko umarło, a Elizabeth otarła się o śmierć.
Przymusowe małżeństwa nadal są czymś powszechnym w Sudanie Południowym. Pod koniec 2013 roku, przed wybuchem wojny domowej, UNICEF przekazał: 52 proc. wszystkich dziewcząt zostało zmuszonych do ślubu, gdy miały mniej niż 18 lat.
Dlaczego? Głównie z powodu biedy, głodu i w dużej mierze – braku perspektyw na zmianę. Gdy dziewczyna zostaje wydana za mąż, jej rodzina musi wykarmić o jedną osobę mniej, a poza tym dostaje od mężczyzny zapłatę, np. w postaci krów.
Głód
Na początku 2017 roku ONZ ogłosiła w części kraju piąty, najwyższy, stopień zagrożenia głodem. Co oznacza, że mówimy o sytuacji, w której milionom ludzi grozi śmierć głodowa.
– Jeśli powiemy, że w Sudanie Południowym 3/4 (ponad 9,4 mln) osób potrzebuje pomocy humanitarnej, większość z nich to kobiety i dzieci, widzimy skalę problemu. Ci, którzy przebywają w klinikach dożywiania, mają "szczęście" – zaznacza rzeczniczka PAH.
– Jeśli dziecko jest niedożywione przed 5. rokiem życia, prawdopodobnie nie rozwinie się intelektualnie i fizycznie, jak rówieśnicy, którzy mieli zapewniony dostęp do zrównoważonej diety. A to oznacza, że już na starcie maleją jego szanse na odniesienie sukcesu w życiu, pod jakimkolwiek względem. I prawdopodobnie dzieci tego dziecka spotka taki sam los. To jest ten zaklęty krąg ubóstwa – dodaje.
W jakim stopniu dziecko jest niedożywione, sprawdza się, mierząc obwód jego ramienia. Obwód ręki dzieci poniżej 5. roku życia, które trafiają do klinik dożywiania w Sudanie Płd., często wynosi mniej niż 11 cm, co oznacza, że są w stanie krytycznym.
11 cm... Proponuję wziąć centymetr i sprawdzić, jak wygląda jedenastocentymetrowy okrąg. Ja sprawdziłam, z niedowierzaniem, kilka razy.
Szkoły
Wojna, konflikty, katastrofy naturalne zniszczyły edukację w Sudanie Południowym. Uszkodzone, zrujnowane budynki to jedno. Drugie to wyrwa powstała w systemie – dla pokolenia ludzi nauka była niedostępna przez długi czas.
– Niestety nie są to spokojne warunki do pobierania nauki i to niezależnie od tego, o jakim regionie kraju mówimy. Jeżeli w jakiejś części jest obecnie względnie bezpiecznie, czyli nie dochodzi do konfliktów między różnymi grupami etnicznymi, społecznymi, to może tam istnieć zagrożenie powodzią. Może brakować żywności albo jej ceny mogą być za wysokie. W innym miejscu mogą nawet od lat przebywać osoby wewnętrznie przemieszczone, co też może prowadzić do konfliktów, do przepełnienia szkół – wyjaśnia rzeczniczka PAH.
Sytuacja się zmienia, ale bardzo powoli i dzięki wsparciu z zewnątrz. Mimo tego kraj ma jeden z najniższych wskaźników alfabetyzacji na świecie.
– W wielu szkołach nie ma dostępu do wody, a co za tym idzie – do odpowiedniej higieny, nie ma możliwości umycia rąk, nie ma działających toalet. Brakuje pomocy naukowych, wykształconych nauczycieli. Finansowanie jest bardzo niskie – dodaje Helena Krajewska, która kilka tygodni temu wróciła z Sudanu Południowego.
Jednak nie przywiozła ze sobą tylko dramatycznych obrazów i relacji, choć te bez wątpienia istnieją. Przywiozła ze sobą również opowieść o ludziach, którzy się nie poddają, którzy chcą walczyć o zmiany, którzy w nie wierzą, opowieść o dzieciach, które chcą budować przyszłość na własnych warunkach.
Greenbelt Academy
Jest taka szkoła, w której wszystkim się chce – uczyć i nauczać. Szkoła, w której lekcje są nagrodą. Ta szkoła to Greenbelt Academy, wspierana od lat przez PAH.
– Jest wyjątkowa, unikatowa. Słyszałam o niej, zanim zaczęłam się tu uczyć – mówi Docas Ayuen. – Uwielbiam angielski, fizykę, wychowanie obywatelskie, ale swoją przyszłość widzę w inżynierii. Taki wybór nie ogranicza, można po tym wiele robić – podkreśla uczennica.
I choć po skończeniu tej szkoły chce uczyć się dalej, co może być równoważne z wyjazdem, na pytanie, czy tu wróci, odpowiada bez zastanowienia: – Oczywiście, że tu wrócę!
– W Sudanie Płd. bardzo silne są więzi rodzinne i społeczne. Jest duża odpowiedzialność za innych. Zwłaszcza te dzieci, które uczestniczą w lekcjach w akademii, chcą coś zmienić, wykorzystać wiedzę, którą zdobywają, by poprawić sytuację rodziny, sąsiadów, najbliższej miejscowości itd. Edukacja jest dla nich jedyną możliwością przełamania tego zaklętego kręgu ubóstwa – wyjaśnia Helena Krajewska.
Chol Kuol Majak chce być przedsiębiorcą. – Jest tyle problemów w mojej społeczności, które trzeba rozwiązać. W większości pomocny byłby biznes np. w pobliżu miasteczek brakuje sklepów, dlatego do najbliższego, aby coś zdobyć, trzeba iść wiele kilometrów. Chciałabym zapewnić ludziom to, czego potrzebują. Poza tym biznes może też wspierać środowisko i walczyć ze zmianami klimatu – podkreśla uczeń Greenbelt Academy.
Akatya Sira Junior Victor, nauczyciel: – Bardzo trudno znaleźć ucznia, który nie jest liderem swojej społeczności. Dzieci zanoszą swoim społecznościom przekaz szkoły: zmiany są pewne i jest nadzieja.
Pokój
W Greenbelt Academy uczy się około 500 uczennic i uczniów z całego Sudanu Południowego. Niektórzy codziennie dojeżdżają do szkoły lub pokonują kilometry pieszo (co trwa nawet godzinę w jedną stronę), inne mieszkają na jej terenie, w internacie.
W założeniu szkoła powstała, by "zwiększyć dostęp do edukacji i stworzyć środowisko budowania pokoju w Sudanie Południowym". Edukacja może uchronić dzieci przed wciągnięciem w zbrojne konflikty niszczące kraj.
"Wiem, że konfliktu w Sudanie Południowym nie da się rozwiązać samą edukacją. Sudan Południowy ma długą historię przemocy na tle etnicznym. Pamiętam, że jako dziecko gardziłem i nie ufałem ludziom z różnych grup etnicznych. Mogłem zmienić ten sposób myślenia tylko dzięki mojemu doświadczeniu mieszkania w obozie dla uchodźców Kakuma. (...) Mamy nadzieję, że interakcje, które wspieramy w naszych szkołach, pomogą przełamać stereotypy, które podsycają konflikty,i tworzyć narrację pokoju. W dłuższej perspektywie chcemy stworzyć Sudan Południowy, który odnajdzie dumę i bogactwo w swojej różnorodności" – zaznacza Ngor Majak Anyieth, założyciel i dyrektor generalny szkoły.
Dzieci uczą się m.in. przedmiotów ścisłych, matematyki, języka angielskiego, geografii, historii, rachunkowości, handlu i rolnictwa. Oczywiście jest też specjalny program, który wspiera w rozwijaniu umiejętności budowania pokoju.
Ghai, uczeń: – Straciłem oboje rodziców, więc mieszkam z przyjaciółką i siostrą w Bor w Sudanie Południowym. Kiedy dorosnę, chcę zostać rolnikiem, ponieważ chcę zapobiec brakowi bezpieczeństwa żywnościowego w moim kraju. Chcę też walczyć z plemiennością.
Ajah, uczennica: – Kiedy dorosnę, chcę być lekarzem. Będę walczyć o lepszą przyszłość mojego kraju, chcę odegrać pozytywną rolę w rozwoju tego wspaniałego narodu.
Beztroska
W Sudanie Południowym nie ma beztroskiego dzieciństwa, ale naukę w Greenbelt Academy beztroską można określić.
– Dzieci nie muszą się martwić o podstawowe kwestie, które w innych miejscach nie są realne. W innych regionach nawet, jeśli dzieci będą uważać na lekcjach, nie dostaną szansy, by wykorzystać tę naukę albo by ją kontynuować. Tak jest w przypadku wielu dziewczynek, które są wcześnie wydawane za mąż, żeby poprawić sytuację materialną rodziny albo dlatego, że tak po prostu kulturowo jest przyjęte – mówi Helene Krajewska.
W szkole są czyste toalety, stołówka, ogródek warzywny, panele słoneczne na dachu internatu dla dziewcząt. Jest też stały dostęp do wody – to rzadkość w południowosudańskich placówkach.
– Dziewczynki, kobiety, muszą przynosić każdego dnia wodę w baniakach po 20 litrów, często są to wielogodzinne wędrówki. Jeśli jest jedna toaleta na kilka domów, to dobrze. Jednak najczęściej jej brakuje. W takich domach trudno o utrzymanie higieny, czystości, bo jeśli przynosimy nawet 40 litrów wody, to i tak jest za mało, żeby gotować, pić, podlać rośliny, myć się. Przeciętna rodzina w Sudanie Południowym naprawdę ma pod górkę każdego dnia – dodaje rzeczniczka PAH.
Dlatego uczniowie Greenbelt Academy cieszą się nie tylko dlatego, że codziennie mogą zjeść pełnowartościowy posiłek, że w szkole nie brakuje pomocy naukowych, że mogą brać udział w zajęciach dodatkowych. Cieszą się również dlatego, że na miejscu są woda, toaleta i... mydło. To potrafi ochronić przed wieloma chorobami np. cholerą.
– Jak prowadzić lekcje chemii bez wody? Jak umyć tablice? Jak dzieci i nauczyciele mają zaspokoić pragnienie? W niektórych szkołach dzieci muszą biec do domu albo najbliższego ujęcia wody właśnie po to, żeby się napić. Dzieci, które nie piją, są rozkojarzone, słabiej przyswajają naukę. Poza tym dochodzi jeszcze problem dziewczynek, które menstruują i przez kilka dni, tydzień, omijają lekcje – opisuje rzeczywistość rozmówczyni.
Pierwsi uczniowie w Greenbelt Academy pojawili się w 2017 roku. Bardzo szybko zaczęli osiągać najlepsze wyniki z egzaminów w kraju. Uczestniczą też w projektach i specjalnych programach na zagranicznych uczelniach.
Ten pomysł się sprawdza. Jest ścieżka, którą warto podążać, ale łatwiej byłoby to robić – również otworzyć drzwi dla większej liczby dzieci – gdyby nie finansowe ograniczenia.
– Na pewno tu w szkole potrzeba większego zbiornika na wodę, bo jest więcej uczniów. Z tego samego powodu potrzeba większej stołówki. A teraz wsparcie jest o wiele niższe: wojna w Ukrainie, inne kryzysy, rosnące ceny żywności. Poza tym stałe finansowanie pozwala na szersze planowanie – zaznacza Helena Krajewska.
Jak zwykle, liczy się każde wsparcie, bo każde 50, 100 czy 500 zł jest inwestycją w przyszłość młodych ludzi w tym kraju.
Działania PAH w Sudanie Południowym można wspierać na: pah.org.pl.
Sudan Płd. uzyskał niepodległość w 2011 roku, po zakończeniu trwającej ponad 20 lat wojny domowej. Niestety, w rzeczywistości kraj jest wciąż skonfliktowany. Sytuację utrudniają również trudne warunki klimatyczne i kryzys ekonomiczny kraju. Wszystko to sprawia, że mieszkańcy Sudanu Płd. migrują w inne części kraju lub poza jego granice w poszukiwaniu bezpieczniejszego schronienia, wody i żywności.
Sytuacja w kraju jest bardzo niestabilna, brakuje podstawowych usług, a katastrofy naturalne, takie jak powodzie, dotykają ludzi każdego roku. Szacuje się, że pomocy potrzebuje prawie 2/3 mieszkańców Sudanu Południowego. (...) W kraju utrzymuje się krytyczny poziom niedożywienia i poważny brak bezpieczeństwa żywnościowego.
POLSKA AKCJA HUMANITARNA
Dzieciaki w Greenbelt Academy bardzo chcą się uczyć. Wiedzą, że to przywilej, bo mają tu zapewnione wszystkie podstawowe potrzeby. Widzą w tym sens, wiedzą, co będą robić po skończeniu szkoły, czy pójdą na uniwersytet, czy zajmą się biznesem i będą pracować dla swojej społeczności. Naprawdę mają w głowach plan. Edukacja jest dla nich środkiem do osiągnięcia celu.