Ekonomiści alarmują, czym najnowsze obietnice PiS mogą się skończyć, a internet zalewa lawina oburzenia. – Ludzie w miarę normalnie zarabiający, pracujący i płacący podatki dostają po głowie. Chociażby ci, którzy mają kredyty mieszkaniowe. I teraz za rozrzutność PiS co miesiąc płacą zwiększone raty – mówi socjolog. Ale wiadomo, że część narodu to chwyci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jarosław Kaczyński zapowiedział 800 plus, darmowe leki dla osób do 18 roku życia i powyżej 65 lat oraz bezpłatne autostrady
"Komu PiS zabierze pieniądze, żeby to sfinansować?", "Autostrada do bankructwa", "Do końca świata z długów się nie wygrzebiemy"... – reaguje część internetu.
Co to pokazuje o polskim społeczeństwie?
Ktoś pisze, że nie ma już ochoty sponsorować PiS i jego wyborców. Ktoś inny zastanawia się, czy jako bezdzietny 30-latek ma pracować na te wszystkie darmowe leki i autostrady. Kolejni: "Mam dość finansowania socjalu! Czekam na rozwiązania dla pracujących!", "Chciałam zapytać, czy przewidziano coś dla przedziału wiekowego 18-65?", "PiS szykuje naszym dzieciom tragiczną przyszłość".
I tak można cytować w nieskończoność: "Komu PiS zabierze pieniądze, żeby to sfinansować?", "Autostrada do bankructwa", "Do końca świata z długów się nie wygrzebiemy"...
Niektórzy piszą, że jak PiS wygra wybory, ich dorosłe dzieci zapowiedziały wyjazd z kraju. "Mój syn, lat 26, mówi podobnie. Smutne jest to, że sam mu to doradzam", "Też myśli o wyjeździe chodzą mi po głowie", "Moja córka wyjechała tydzień temu na stałe" – to tylko kilka z Twitterowych reakcji po niedzielnych obietnicach prezesa PiS.
Ludzie w miarę normalnie zarabiający dostają po głowie
Przypomnijmy, chodzi o 800 zł na dziecko, darmowe leki do 18. roku życia i od 65. roku oraz bezpłatne autostrady.
– Do jakiejś części społeczeństwa trafia retoryka Robin Hooda, że "nie martwcie się, możemy wam dawać więcej, bo zabieramy bogatym i elitom". Ale tych bogatych w Polsce jest stosunkowo niewielu. Tylko ludzie w miarę normalnie zarabiający, pracujący i płacący podatki, dostają po głowie. Chociażby ci, którzy mają kredyty mieszkaniowe. I teraz za rozrzutność PiS co miesiąc płacą zwiększone raty. Część osób ma takie poczucie, że to za ich pieniądze to rozdawnictwo. A część ogólnie uważa, że jest to polityka nieodpowiedzialna – komentuje w rozmowie z naTemat dr Jacek Kucharczyk, socjolog, prezes Instytutu Spraw Publicznych.
Prosi jednak o ostrożność w odnoszeniu się do całej grupy wiekowej 18-65, która może mieć poczucie, że funduje dziś pomysły PiS. Określenie "fundatorzy" być może jest na wyrost, ale oddaje to, jak wielu ludzi dziś się czuje. Albo może się czuć.
– Myślę, że w tej grupie jest sporo osób, które są beneficjentami 500+ i mogłyby skorzystać z 800+. Aczkolwiek nie jest dla mnie oczywiste, czy każdy, kto ma dzieci, ucieszy się z tego. Niewątpliwie frustracja jest wśród tych, którzy nie mają dzieci i nie dostają tych pieniędzy. Oni mają poczucie, że to pochodzi z ich podatków – mówi socjolog.
I zaznacza: – PiS generalnie nastawił się na to, że swoją politykę będzie praktycznie adresował do dwóch grup: społeczności wiejskiej i do osób starszych. I tu gotów jest wydać każde pieniądze. A 800 plus jest najbardziej atrakcyjne dla grup, które mają stosunkowo mniejsze zarobki i mniej stabilne źródła dochodu. Oczywiście wszyscy wiemy, że później koszty tej polityki zupełnie inaczej się rozłożą. Większość ludzi zaczyna mieć poczucie, że to są pieniądze, które PiS najpierw pożyczy, a później wszyscy będziemy je spłacać. To rodzi frustrację. I niebezpieczeństwo.
Socjolog o krótkowzroczności Polaków
Ekonomiści alarmują przed skutkami. Mówią, że będzie to kosztować 65 mld zł i w praktyce będzie oznaczać, że tak szybko nie pożegnamy się z inflacją, że kredyty mieszkaniowe nie stanieją, że jeszcze długo możemy zaciskać pasa.
Część słucha, oni się burzą. A część zatyka uszy. Albo nie rozumie. Przez brak wiedzy ekonomicznej? O analfabetyzmie ekonomicznym Polaków pewnie można napisać dzieła. Ale żeby bezrefleksyjnie nie zastanowić się, skąd pieniądze na hojne obietnice, kto za to zapłaci i kiedy?
– Patrząc na poparcie dla PiS, jest ono dosyć trwałe, więc jakaś część polskich wyborców wydaje się odporna na wiedzę o tym, w jakim stanie są finanse publiczne i jakie są tego konsekwencje. Po tej stronie nie widać refleksji nad tym – przyznaje dr Kucharczyk.
Ale podkreśla: – Jednak patrząc ogólnie na badania dotyczące sytuacje gospodarczej, widać, że poziom pesymizmu w Polsce bardzo mocno wzrasta. I polityka rządu nie stwarza podstaw do tego, że coś się poprawi. Czyli coś z tej wiedzy o skutkach polityki PiS do społeczeństwa jednak dociera. Nie do całego, bo widać, że wyborcy PiS są odporni na tę wiedzę, ale przeciętny Polak ma już poczucie, że coś jest nie tak, że jesteśmy w głębokim kryzysie finansów publicznych i w takiej sytuacji rząd chce wydawać kolejne dziesiątki miliardów, żeby móc wygrać wybory.
Skupmy się na chwilę na tych, co tego nie widzą. Wiadomo, że przekaz TVP, zwłaszcza w odległych rejonach, robi swoje. – Ten przekaz wyborców PiS uspokaja. Oni zbudowali im odrębny świat, tylko ludzie nie konfrontują go ze swoim życiem. To jest jak z reklamą produktów. Widzimy świat, takim, jaki nam pokazują, a nie taki, jaki widzimy go sami – zauważa prof. Paweł Kozłowski, socjolog i ekonomista z UW.
Ale mówi też o krótkowzroczności Polaków. – Ludzie w Polsce operują też krótką perspektywą czasową. Nie obchodzi ich to, co będzie za 5-10 lat. Tylko na ogół nie dalej niż za rok. To perspektywa zbliżona do myślenia o świecie w sposób wolnorynkowy, czyli efekty inwestycji mają być już, teraz – tłumaczy naTemat.
Wspomina o badaniach dotyczących zaufania w społeczeństwie polskim, które pokazują, że jest ono bardzo niskie, zarówno między ludźmi, w kręgach władzy, ale też w relacji władza-ludzie. A także o tym, że zwłaszcza młodzi ludzie nie mają poczucia wpływu na cokolwiek.
– Dla osób w wieku do 30-35 lat niezwykle ważne są sprawy klimatyczna. Ale w kwestiach gospodarki uważają, że na państwo nie ma specjalnie co liczyć. Że nie mają na to wpływu, w związku z tym nie należy o tym myśleć. W razie co wyjadą za granicę. To dla nich atrakcyjna wizja. Nie dlatego, że tam będę więcej zarabiać, tylko tam będzie mi się lepiej żyło. Myślę, że to oddalenie nasiliło się za rządów PiS – mówi.
Czy myśląc o wyjeździe z kraju, mają wizję tego, do czego polityka PiS może doprowadzić za X lat? Jakie mogą być konsekwencje? – Nie. To jest nie tylko krótkowzroczność, ale także brak identyfikacji. "Ja nie mam na to wpływu, więc co mnie to obchodzi", tak uważają – mówi.
Do tego może pojawiać się poczucie niesprawiedliwości.
– Wbrew temu, co wiele osób myśli, znacznie gorzej dzieje się nie starcom czy emerytom, tylko ludziom, którzy wchodzą w dorosłe życie, w przedziale wiekowym 18-30 lat. W kwestiach mieszkaniowych obietnice PiS wzięły w łeb. Cały program społeczno-mieszkaniowy im się nie udał. Dlatego, skoro mówią o sprawiedliwości społecznej, a z drugiej strony rozdzielają coś według kategorii demograficznych, a nie dochodowych, to ludzie mają poczucie niesprawiedliwości. I nie jest jasne, dlaczego jedni dostają, a drudzy nie – wskazuje socjolog.
Brutalna refleksja? – Polskie społeczeństwo w ogóle jest ogromnie podszyte lękiem. I bardzo silna jest w nim frustracja. To jest poczucie bezsilności, braku identyfikacji. I trochę barbarzyńskiej rywalizacji, bo trochę tak żyjemy, jak jeździmy samochodami. Polskie społeczeństwo jest zagubione i osamotnione – mówi prof. Kozłowski.
Strach przed rządami tych ludzi
Dr Jacek Kucharczyk też mówi o frustracji. Ale ma jedną uwagę. – To frustracja, na której próbuje żerować Konfederacja. Obiecując kontr-utopię w stosunku do utopii pisowskiej, czyli kraj bez podatków. PiS mówi: damy wam wszystko, pieniądze są bez końca, można rozdawnictwo kontynuować. Konfederacja na to: zlikwidujemy to. I tu opozycja demokratyczna ma problem ze wpisaniem się w ten dyskurs – mówi.
Szef Instytutu Spraw Publicznych podkreśla: – Jeśli chodzi o szerszą część społeczeństwa, to nie chodzi o samo 800 zł, które Kaczyński obiecał, tylko o podejście do państwa i funduszy państwowych. Chodzi o to, że właściwie można obiecać wszystko, co się chce i że to kompletnie podważa wiarę w demokrację. Że jest strach przed rządami ludzi, którzy gotowi są doprowadzić kraj do bankructwa i zaprzepaścić cały dorobek Polski po 1989 roku, byle tylko utrzymać się u władzy. To najgłębsze źródło frustracji i strachu. Że rządzą nami ludzie, którzy nami manipulują. I gotowi są zostawić kraj w ruinie i doprowadzić do takiego poziomu zadłużenia, że nawet jak kiedyś stracą władzę, to bardzo trudno – z takim długiem – będzie po tym posprzątać.
O samym obietnicach PiS mówi: – To nawet nie jest oferta do kluczowych wyborców PiS, tylko pułapka na opozycję.
Obietnice PiS, opozycja i co dalej
Dlaczego pułapka? – Jak opozycja będzie mówiła, że to rozrzutność, to PiS powie: jesteście przeciwko, żeby dzieciom dać pieniądze. A jak opozycja przytaknie, to będzie frustracja wyborców, którzy boją się o zadłużenie Polski, spadnie równo na PiS i na opozycję. Bardzo trudno odpowiedzialnej opozycji odnieść się do tego w wyważony sposób. Ale uważam, że powinna mówić o zadłużeniu państwa i nie dać wciągnąć się w wyścig kto da więcej – tłumaczy szef ISP.
Wiadomo, wybory. Obietnice mogą nie mieć granic. Prof. Kozłowski tak jednak tłumaczy, dlaczego PiS tak się zachowuje: – Po pierwsze jaki mamy dziś w Polsce system? Najbliższe określenie tej rzeczywistości to autorytarny nacjonalizm, związany z redystrybucją dochodu. To taki nacjonalistyczny rodzaj państwa opiekuńczego.
– Po drugie chyba nigdy w Polsce, za mojego życia, ludzie nie mieli takiego poczucia bezsilności, jeżeli chodzi o wpływ na władzę. Nigdy nie byli tak oddaleni od władzy, jak teraz. Obecna demokracja elektoralna właściwie sprowadza się do tego, że tylko wybory oznaczają jakiś udział w kształtowaniu władzy. A potem władza jest już oddzielnie od swojego ludu. Z tego powodu władza musi ludzi kupować i im się podlizywać.
Mówi też o niezdolności tej władzy do tworzenia instytucji publicznych: – To, co się, dzieje ze służbą zdrowia, w oświacie, w całej sferze publicznej, pokazuje, że oni nie są w stanie budować instytucji, tylko muszą rozdawać ludziom pieniądze.
Pytanie, co dalej. I z władzą, i krajem, i ze społeczeństwem.
– Jest zaniepokojenie społeczeństwa, ale ono nie przekłada się na poparcie dla opozycji. Bo część przerzuca się z jednego bieguna na drogi i stawia na Konfederację, która jest przeciwko 500 plus. A część jest tak sfrustrowana, że biernie będzie przyzwalać na kontynuację tej dramatycznie złej polityki – mówi dr Kucharczyk.
Ta sytuacja trochę wygląda jak Polska po Gierku. Jest strach, że przyszłe pokolenia będą płacić nie tylko 800 plus, które staje się symbolem pisowskiej rozrzutności. Ale ogólnie za całą politykę: za Ostrołękę, ze CPK, za kupowanie broni bez przetargów, za zadłużenie kraju. Tu jest najsilniejsza frustracja. To napędza te reakcje, że lepiej niech dzieci wyjadą. Bo już zupełnie nie będzie co zbierać po tym kraju.