Gościem "Szkła kontaktowego" był w poniedziałkowy wieczór satyryk Krzysztof Daukszewicz. Wraz z prowadzącym Tomaszem Sianeckim żartował ze słów polityków o osobach transpłciowych – jednak pociągnął żart za daleko, kiedy ze studiem połączył się Piotr Jacoń, prywatnie ojciec transpłciowej córki.
W poniedziałkowym wydaniu "Szkła kontaktowego" – które, jak zawsze, transmitowane było na żywo – gościem Tomasza Sianeckiego był satyryk Krzysztof Daukszewicz. W jednym z segmentów panowie naśmiewali się z wypowiedzi polityków PiS dotyczących kobiet.
W zestawieniu wypowiedzi polityków oraz osób bliskich partii rządzącej znalazły się m.in. wypowiedzi, w których kpiono z osób transpłciowych. Mowa tutaj o nagraniach, na których minister Michał Wójcik oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński oznajmiają, że "czują się kobietami".
Po zakończeniu segmentu prowadzący połączyli się z Piotrem Jaconiem, jednak wyraźnie rozbawiony Daukszewicz spróbował pociągnąć żart dalej. – A jakiej płci on dzisiaj jest? – zaczął dopytywać, kiedy na wizji pojawił się dziennikarz TVN. Ten jednak nie zareagował, a zamiast tego zgromił prowadzących spojrzeniem. Wyraźnie zakłopotany był również Tomasz Sianecki.
Żart stałego gościa "Szkła kontaktowego" został bowiem skierowany w stronę Jaconia, który prywatnie jest ojcem transpłciowej córki Wiktorii, co wyznał w 2021 roku w wywiadzie dla magazynu "Replika".
Na koniec programu satyryk skomentował swoją wpadkę i, nie wiedząc, że wciąż jest na antenie, przeklął: – Chyba pi********m głupotę.
We wtorek w rozmowie z Wirtualną Polską Daukszewicz przyznał, że "palnął głupotę" i dodał, że "reakcja była szybsza, niż myślimy". – Po tym, jak to powiedziałem, zrozumiałem, jaką Piotrek ma sytuację w rodzinie – stwierdził. – Ja przeprosiłem Piotrka, dlatego że to wyszło niezręcznie. Przyjął przeprosiny i poszedł do roboty – stwierdził.
Piotr Jacoń zdradził, że z tym miał problem po coming oucie córki
Dziennikarz TVN był jedną z pierwszych osób w Polsce, które publicznie oznajmiły, że są rodzicami transpłciowego dziecka. W wywiadzie dla "Repliki" powiedział: "Ojciec myślał, że miał syna. Rozumie pan: SYNA. Ach, jak to brzmi! SYN – duma. Aż tu nagle ten syn mówi, że jest dziewczyną, czyli – jak podpowiada nam patriarchat – kimś jakby gorszym".
Niedawno natomiast opowiedział w podcaście Kamila Balei "Tato, no weź!" o tym, co działo się po coming oucie jego córki. "Pamiętam taką wizytę Wiktorii u nas w domu tuż po wyoutowaniu. Ona przyjechała i było tak, że my jej zostawiliśmy mieszkanie, jak wróciliśmy, to części zdjęć w ogóle nie było już w domu. Nawet nie było dyskusji na ten temat, one po prostu zniknęły" – mówił Jacoń.
Jak się okazało, zdjęcia nie były jedynym problemem. Pewną komplikacją okazała się również mała mosiężna tabliczka. Dziennikarz wspomniał, że on sam nie chciał się jej pozbywać, ponieważ uważał ją za "kawałek historii". Dodał, że nie rozumiał, dlaczego jego córka nie chciała, aby wizytówka zniknęła z drzwi.
"Z rok, półtora musiało mi zająć, żebym ja już nie mógł patrzeć na tę wizytówkę" – podkreślił w trakcie wywiadu. Po dłuższym czasie mężczyzna podjął decyzję o wygrawerowaniu nowych inicjałów mieszkańców jego domu.