Choć odrzucenie wszystkich projektów ustaw legalizujących jest odbierane jako powrót do średniowiecza, dyskusja, która zdominowała scenę polityczną i media, pokazuje, że zmienia się świadomość społeczna w tej sprawie. To pierwszy krok do tego, by związki partnerskie wróciły na salę sejmową, a wynik głosowania był po myśli lewicy.
Posłowie odrzucili w piątek trzy projekty ustaw o związkach partnerskich. Według lewicowych publicystów to dowód na zaściankowość Polski. Jednak reak
cja społeczeństwa pokazuje, że w naszym kraju sporo się zmienia. Chociażby to, że związki partnerskie po raz pierwszy stały się głównym tematem debaty publicznej. To pierwszy krok do tego, by spełnić postulaty lewicy. Taką właśnie drogę przeszły inne kraje europejskie.
W Hiszpanii wierzących katolików jest 73 procent, a w wyborach w 2004 roku wygrali socjaliści pod wodzą Jose Luisa Zapatero. Państwo kompleksowo uregulowało wtedy kwestie in vitro. W większości prowincji legalne są też związki partnerskie (od 1998 roku). – Te zmiany w prawie to wynik słabnącej roli Kościoła, co jest niejako karą za bratanie się z reżimem generała Franco – ocenia Ignacio Temino Martinez, korespondent w Polsce hiszpańskiej agencji EFE. – Poza tym nasz katolicyzm jest bardzo silny obrzędowo, ale jeśli chodzi o przestrzeganie zasad wiary, to jest już gorzej. Jednak kiedy lewica Zapatero wprowadzała związki partnerskie, łącznie z prawem do adopcji dzieci przez homoseksualistów, na ulicach były masowe protesty. Lewica była bardzo pewna swojej większości w parlamencie i uchwaliła nowe prawo – relacjonuje.
Jeszcze większe opory wzbudziła debata o aborcji. – Pierwsze dyskusje o prawie do aborcji zaczęły się już gdy umierał Franco, w 1975 roku. A ustawę lewica wprowadziła dopiero w 1984 roku, dyskusja zajęła dziewięć lat. Gdy konserwatyści przejęli później parlament i mieli bezwzględną większość nie zdecydowali się jednak na wycofanie prawa do aborcji. Nawet konserwatywny premier Aznar, który szedł w pierwszych rzędach protestów przeciw aborcji nie zrobił nic, by znieść te przepisy. Po prostu społeczeństwo to zaakceptowało – uważa Ignacio Temino Martinez. Podobnie postępuje obecny rząd konserwatywnego Mariano Rajoya.
Zdaniem Hiszpana taka droga czeka też Polskę. – U was też wszystko będzie się zmieniało, bo taka jest ogólnoeuropejska tendencja. Za pięć czy dziesięć lat będziecie w tym samym miejscu, co Hiszpania. Pamiętam, że gdy przyjechałem do Polski była gorąca dyskusja wokół zakazania Parady Równości, teraz nie tylko nie ma o tym mowy, ale odbywa się ogólnoeuropejska parada. Niedługo przyjdą za tym kolejne kroki – ocenia korespondent EFE.
Za awangardę liberalizmu obyczajowego uchodzi Francja. Tam in vitro określa ustawa z 2004 roku, ale na przykład diagnostyka embrionów i ich selekcja są legalne już od 1994 roku. W 1999 roku zgodzono się też na zawieranie związków partnerskich. Teraz krajem targa burzliwa dyskusja nad legalizacją jednopłciowych związków partnerskich i przyznaniem im prawa do adoptowania dzieci. – Francja jest mocno podzielona. Zwolennicy tradycyjnego modelu rodziny są niemal tak liczni jak orędownicy zmian proponowanych przez rząd i prezydenta – mówi Grzegorz Dobiecki, były korespondent w Paryżu, dziś prowadzący "To był dzień na świecie" w Polsat News. – Wydaje się, że socjaliści przeforsują swoje propozycję, choć "przeforsują" dobrze oddaje jak ciężki to będzie bój. Prawica już zapowiedziała maraton poprawek i zapewne dwa tygodnie zaplanowane na tę debatę zostaną szczelnie wypełnione – przewiduje dziennikarz.
Jednak francuscy posłowie są znacznie bardziej zdyscyplinowani niż politycy w Sejmie. – W tej chwili zaledwie pięciu socjalistów zadeklarowało, że będzie przeciwko propozycji swojego prezydenta. Jednak podziały w społeczeństwie są większe. Większość jest przeciwko zgodzie na adopcję, bo to narusza wartości, a już niewiele ich we Francji zostało. Za to jest zgoda na legalizację związków partnerskich jednej płci, bo to po prostu zalegalizowanie stanu faktycznego – mówi Dobiecki. – Na ostatnich demonstracjach przeciwników zmian było według różnych szacunków od 300 do nawet 800 tysięcy osób, zwolennicy zgromadzili niewiele mniej. Jednak niezależnie od liczb widać, że to budzi emocje – ocenia dziennikarz.
Zdaniem rozmówcy naTemat takie protesty można porównać do burzy z pierwszej połowy lat 80., kiedy socjalistyczny rząd chciał znieść przywileje szkół prywatnych, czyli de facto katolickich. – Na demonstracji w Paryżu zgromadził się ponad milion ludzi i rząd wycofał się ze zmian. Teraz się na to nie zanosi, ale widać, że to nie jest sprawa, która zjednoczy wszystkich Francuzów wokół prezydenta Hollande'a. On jednak zapowiedział, że dotrzyma swoich zapowiedzi z kampanii i zdania nie zmieni. To pokazuje jednak, że z tym liberalizmem obyczajowym Francji nie jest tak, jak powszechnie się wydaje – zauważa Grzegorz Dobiecki.
W Wielkiej Brytanii dwie pierwsze próby są refundowane przez budżet państwa, wystarczy mieć skierowanie od lekarza ze swojej przychodni. Pierwsze dziecko już w 1978 roku, teraz to tak popularne, że 50 tys. par. Związki partnerskie można zawierać od 2005 roku. W Irlandii, kraju przecież na wskroś katolickim (wiarę deklaruje ponad 80 proc. obywateli), refunduje się in vitro (od 2003 roku), związki partnerskie są legalne od 1 stycznia 2011 roku. Jak widać z powyższych przykładów za liberalizujące prawo zmiany biorą się zawsze lewicowe rządy, a później prawica zostaje przy status quo. Jednak w Polsce na zwycięstwo lewicy się nie zanosi.
Zdaniem ekspertów to odbicie poglądów, jakie panują w społeczeństwie. – W innych krajach, przy okazji debaty o kwestiach światopoglądowych, nie ujawniły się takie pokłady średniowiecznego konserwatyzmu – ocenia prof. Radosław Markowski, socjolog z Polskiej Akademii Nauk. – Przecież ten projekt PO wcale nie był liberalny. Jeśli więc tak konserwatywny projekt przepada, to pokazuje nasze miejsce na tle reszty Europy. Wydaje mi się, że u nas to nie będzie kwestia zmiany poglądów, ale demografii – do głosu dojdą młodzi, którzy mają inne zdanie na ten temat – przewiduje badacz.
Jego zdaniem nie ma szans na szybką zmianę stanowiska. – Na razie nie widzę szans na zmianę prawa, bo fakty, czyli głosowanie, mówią same za siebie. Poza tym proszę pamiętać, że od sześciu lat nie wdrożyliśmy unijnej dyrektywy w sprawie in vitro i już za dwa miesiące grożą nam poważne konsekwencje. Jest sporo kwestii, które należałoby uregulować, ale nie ma politycznej woli ku temu – zauważa prof. Markowski. Duże znaczenie ma tutaj silna pozycja Kościoła. – To wciąż realna siła, która nie odpowiada praktycznie za nich i przed nikim, a mocno zabiega o swoje interesy. Konserwatyści z PO są na poziomie lokalnym mocno związani z biskupami i wierzą, że bez ich poparcia nie zdobędą mandatu w kolejnych wyborach – wyjaśnia socjolog.
Jednak nawet w samych posłach zachodzą zmiany. W porównaniu z przeprowadzoną na początku kadencji, czyli nieco ponad rok temu, ankietą serwisu MamPrawoWiedziec.pl ośmioro posłów zmieniło swoje konserwatywne stanowisko. Przeciw związkom opowiadali się między innymi Cezary Kucharski, Andrzej Orzechowski czy Waldemar Sługocki z PO. Przez ten rok związki nie mogły liczyć nawet na niewielki ułamek zainteresowania medialnego i politycznego, jaki widzimy teraz. Dlatego licząca dziewięć osób większość, która odrzuciła w piątek projekty, wydaje się bardzo wątła.
Pierwsze dyskusje o prawie do aborcji zaczęły się już gdy umierał Franco, w 1975 roku. A ustawę lewica wprowadziła dopiero w 1984 roku, dyskusja zajęła dziewięć lat. Gdy konserwatyści przejęli później parlament i mieli bezwzględną większość nie zdecydowali się jednak na wycofanie prawa do aborcji. Nawet konserwatywny premier Aznar, który szedł w pierwszych rzędach protestów przeciw aborcji nie zrobił nic, by znieść te przepisy. Po prostu społeczeństwo to zaakceptowało
Grzegorz Dobiecki
były korespondent w Paryżu
Francja jest mocno podzielona. Zwolennicy tradycyjnego modelu rodziny są niemal tak liczni jak orędownicy zmian proponowanych przez rząd i prezydenta. Wydaje się, że socjaliści przeforsują swoje propozycję, choć "przeforsują" dobrze oddaje jak ciężki to będzie bój,
prof. Radosław Markowski
socjolog z Polskiej Akademii Nauk
W innych krajach, przy okazji debaty o kwestiach światopoglądowych, nie ujawniły się takie pokłady średniowiecznego konserwatyzmu
prof. Radosław Markowski
socjolog z Polskiej Akademii Nauk
Na razie nie widzę szans na zmianę prawa, bo fakty, czyli głosowanie, mówią same za siebie. Poza tym proszę pamiętać, że od sześciu lat nie wdrożyliśmy unijnej dyrektywy w sprawie in vitro i już za dwa miesiące grożą nam poważne konsekwencje. Jest sporo kwestii, które należałoby uregulować, ale nie ma politycznej woli ku temu