W czwartek odbyła się zwołana przez Andrzeja Dudę narada w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przed szczytem NATO. Równocześnie był to pierwszy raz od wybuchu afery z rakietą pod Bydgoszczą, kiedy na oficjalnym spotkaniu twarzą w twarz stanęli Mariusz Błaszczak i generałowie, których szef MON stara się odwołać.
Reklama.
Reklama.
Czwartkowe spotkanie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyło się w ramach przygotowań do zbliżającego się szczytu NATO, który odbędzie się w lipcu tego roku w Wilnie. Do udziału w nim prezydent Andrzej Duda zaprosił: ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, ministra spraw zagranicznychZbigniewa Rauaoraz ambasadora RP przy NATO Tomasz Szatkowskiego.
Szczególną uwagę przyciągnęły jednak na liście zaproszonych nazwiska dwóch wojskowych: szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmunda Andrzejczaka oraz dowódcy operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasza Piotrowskiego. Znajdują się oni w samym centrum kontrowersji związanej z rosyjskim pociskiem odnalezionym pod koniec kwietnia pod Bydgoszczą.
Konflikt w polskim wojsku. Spotkanie Błaszczaka i generałów
Po naradzie szef BBN Jacek Siewiera został zapytany przez dziennikarzy o to, czy sprawa konfliktu wokół rakiety była dyskutowana przez uczestników spotkania.
– Każdy z uczestników tej sytuacji zabierający głos mówił, czy był informowany, czy nie, nie odnosząc się bezpośrednio do tego, o czym był informowany, bo był to element informacji klauzulowanej. Są to doświadczenia, które będą wykorzystywane w przyszłości również w obszarze komunikacji publicznej – oświadczył szef BBN.
Jacek Siewiera opowiedział też, jak wyglądało spotkanie ministra obrony narodowej z dwoma najważniejszymi generałami w kraju.
– Panowie w naszej obecności podjęli szereg różnych tematów, m.in. organizacji ćwiczeń jednej z brygad. Omówili kwestie poszukiwań, wykrywania, wychwytywania obiektów w polskiej przestrzeni powietrznej. Nie stwierdziliśmy żadnych trudności w komunikacji. Panowie przywitali się, współpracują ze sobą, są ze sobą w stałym kontakcie telefonicznym – oznajmił.
O co chodzi w konflikcie szefa MON i generałów?
W zeszłym tygodniu minister Błaszczak w oficjalnym oświadczeniu zrzucił z siebie odpowiedzialność za sposób, w jaki działano podczas incydentu z rakietą – obarczając nią gen. Piotrowskiego, którego wprost oskarżył o niepoinformowanie przełożonych o sprawie. Szef MON zasugerował, że będzie domagać się od prezydenta dymisji gen. Piotrowskiego.
Wcześniej jednak szef Sztabu Generalnego i bezpośredni przełożony dowódcy operacyjnego gen. Andrzejczak w rozmowie ze RMF FM wojskowy mówił, że informował o incydencie swoich przełożonych "wtedy, kiedy miało to miejsce".
Wokół całej sprawy narósł szereg wątpliwości, potęgowanych przez doniesienia o tym, że Mariusz Błaszczak już od dawna miał zabiegać o odwołanie gen. Andrzejczaka i gen Piotrowskiego, na co jednak nie chce zgodzić się prezydent Andrzej Duda.
Z kolei w środę poseł Krzysztof Gawkowski z Lewicy ujawnił, że minister obrony narodowej miał otrzymać meldunek w sprawie już 17 grudnia. To oznacza, że Błaszczak mógł skłamać, mówiąc, że do rządu nie wpłynęły informacje o zdarzeniu.
– Oszukiwał pan na konferencji prasowej, mówiąc, że 16 grudnia nie dostał pan informacji, ale nie powiedział pan nic o 17 grudnia – zarzucił ministrowi polityk Lewicy.
– Proszę się więc nie zasłaniać jednym dniem i kilkoma godzinami, ponieważ wszystko świadczy o tym, że służby w pana resorcie wiedziały o wszystkim doskonale – dodał, po czym zaapelował: – Niech więc pan wyjdzie jak człowiek honoru i przeprosi, że to chaos i bałagan w MON spowodował, że mamy do czynienia z niesłychaną kompromitacją.