Osoby, które były nastolatkami albo młodymi dorosłymi, doskonale pamiętają, że w latach circa 2006-2012 nie wypadało przyznać się, że jest się "hipsterem", choć wielu na to miano po cichu chciało zasłużyć. Dziesięć lat później dla pokolenia Z ta estetyka jest już "retro" i zaczyna znów budzić zainteresowanie – teraz jednak ochrzczono ją mianem "Indie sleaze".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O powrocie hipsterów mówi się już od końca 2021 roku. Pierwsze zalążki trendu zauważyła Mandy Lee, znana z podobnych prognoz modowych na Tiktoku i to właśnie ona okrzyknęła powracającą estetykę mianem "Indie sleaze".
Zdefiniować ten styl nie jest jednak tak łatwo. Z jednej strony reprezentują go bowiem takie "hipsterskie ikony", jak Alexa Chung, Kate Moss czy Agyness Deyn. W tym wydaniu jest on bardziej rockowy i grunge'owy, z takimi elementami garderoby jak ciemne dżinsy rurki, dziurawe koszule w kratę, T-shirty z zespołami rockowymi czy z głębokim wycięciem w V.
Ten styl reprezentowali też wszyscy "niegrzeczni chłopcy" tamtej ery (The Strokes, Arctic Monkeys, The Kooks), z przetłuszczającymi się włosami, dziurawymi spodniami, kapeluszami fedorami oraz koszulkami w poziome paski, grający (a jakże) indie rocka.
Z drugiej jednak strony druga frakcja ery hipsterów nosiła złote legginsy, kolorowe rajstopy, absurdalnie duże okulary przeciwsłoneczne (modne były również okulary zerówki w kształcie kultowych Wayfarerów Ray-Bana), nabijane ćwiekami lity Jeffreya Campbella, galaktyczne i azteckie wzory oraz arafatki.
Indie sleaze jest więc pewnym amalgamatem przede wszystkim grunge'owego stylu lat 90. z zamiłowaniem do kiczu i przesady lat 80, z ogólną tendencją do szukania inspiracji w modzie z dawnych lat.
"Kupię sobie parę ciuchów / W kieszeni mam tylko 20 dolców / Jestem jak myśliwy, poluję na okazje / I to jest za***iste!" – śpiewa Macklemore w kawałku "Thrift Shop" z 2012 roku, a dalej podnieca się tym, że kupił płaszcz w panterkę za "99 centów" oraz chwali się, że nosi "ubrania po dziadku".
Utwór rapera doskonale oddaje ducha hipsterskiej mody z tamtych lat, w której ubieranie się w ciuchy vintage było ogólnie pożądane, a zakupy w second-handach z bycia obciachowymi stały się à la mode.
Dopełnieniem wizerunku hipstera najczęściej była gruba, zaczesana na bok grzywka, niechlujny makijaż z rozmazanym eye-linerem oraz opaski (najczęściej cienkie i noszone na czole).
Hedonizm i nostalgia
Jak każdy trend, Indie sleaze pojawił się w tamtym okresie nie bez powodu. Był nie tylko odpowiedzią na przesłodzony wizerunek wczesnych lat dwutysięcznych z różowymi mikro-spódniczkami oraz pastelowymi dresami Juicy Couture, ale również reakcją na ogólnoświatowy kryzys gospodarczy.
Z byciem hipsterem wiązała się bowiem pewna filozofia życia, której najważniejszymi elementami były hedonizm i nostalgia. Ten pierwszy wyrażał się w woli zapomnienia o problemach (z perspektywy roku 2023 można by powiedzieć – znikomych) poprzez imprezowanie (uwiecznione na charakterystycznych fotkach z widoczną lampą błyskową), branie narkotyków czy przygodny seks.
Drugą ucieczką od tu i teraz była nostalgia wyrażana nie tylko za pomocą mody (pamiętacie szał na babcine sukienki i swetry po dziadku?), ale również poszukiwana w przedmiotach codziennego użytku, jak płyty winylowe, polaroidy, maszyny do pisania czy nawet rowery (tzw. ostre koła).
Co atrakcyjnego w hipsterach widzi pokolenie Z?
Wspomniana Lee oraz wtórujący jej twórcy z internetu podają "dowody" na powrót Indie sleaze do łask: konkretne pokazy mody (np. Chanel czy Yves Saint Laurent), w których pojawiły się elementy tego stylu; sesje okładkowe (Kirsten Dunst w legginsach do spódniczki w "Architectural Digest") czy stylizacje takich gwiazd jak Billie Eilish, Bella Hadid czy Lil Nas X.
Niektórzy podchodzą sceptycznie do tych prognoz, twierdząc, że to myślenie życzeniowe TikTokerów, spowodowane również tym, że wydaje się to logicznym następstwem rzeczy (obecnie królują popowe klimaty w stylu Britney Spears czy Paris Hilton z wczesnych lat dwutysięcznych).
Te same osoby jednak zapominają, że tak jak kiedyś w kreowaniu mody pierwsze skrzypce grały kultura, muzyka, domy mody, wszelacy celebryci czy konkretny styl życia, to w ostatnim czasie tę funkcję z impetem przejmuje chińska platforma (za spopularyzowanie hipsterskiej estetyki dekadę temu też zresztą odpowiadał internet z popularnymi wówczas Tumblrem i MySpacem na czele).
Lee twierdzi, że zainteresowanie tą modą odzwierciedla (ponownie) nostalgię pokolenia Z za "autentyczną, prawdziwą zabawą i wolnością" w czasach pocovidowych oraz imprezowaniem bez telefonu przyklejonego do dłoni (lata 2006-2012 to bowiem ostatnie lata, w których smartfony nie były jeszcze aż tak spopularyzowane).
– Kiedy patrzysz na moje zdjęcia, ludzie wyglądają, jakby przeżywali najlepsze chwile swojego życia. Nie skupiają się na telefonie w dłoni ani nie pozują do aparatu. Po prostu żyją – stwierdził niedawno fotograf Mark Hunter o powrocie Indie sleaze, którego blog "The Cobrasnake" uważany był za prekursora tego stylu.
Być może jednak wcale nie chodzi jedynie o tęsknotę za imprezowym stylem życia sprzed pandemii, a nostalgię za "tanim" światem, w którym faktycznie można było upolować w lumpeksach niesamowite ciuchy za bezcen, a czynsz nie pochłaniał połowy pensji.
Czy Indie sleaze naprawdę zdominuje niebawem ulice?
TikTok to silne narzędzie do kreowania trendów, jednak problem z Indie sleaze polega na tym, że ta estetyka nie do końca zniknęła z ulic, więc ciężko do końca mówić o jej "powrocie". Wielu millenialsów wciąż zamiast obszernych dżinsów wybiera te bliżej nogi i wrzuca na głowę charakterystyczną wełnianą czapkę z przedłużonym tyłem.
Trudno też uwierzyć, że hipsterska moda zdominuje ulice w swojej ekstremalnej, najbardziej jaskrawej wersji, gdyż nigdy nie była ono do końca w mainstreamie, a raczej stanowiła domenę "alternatywnej" młodzieży.
Niektórzy zastanawiają się, czy wraz ze stylem powrócą także bardziej toksyczne elementy epoki, jak promowanie niezdrowej chudości, zaburzeń odżywiania, samookaleczeń, nihilizmu czy imprezowania na umór.
Wątpliwe jednak, aby sprowadzenie z niebytu pewnych części garderoby miało spowodować również powrót pewnych postaw czy zachowań (na takiej samej zasadzie kobiety noszące sukienki z lat 50. i 60. niekoniecznie chcą manifestować tym ubiorem popieranie tradycyjnych ról płciowych).
Hipstera z wczesnych lat dwutysięcznych z tym współczesnym poróżniłoby prawdopodobnie to, że ten pierwszy sam z siebie nigdy nie określiłby się tym mianem i udawałby, że dopracowany w rzeczywiście wizerunek mówiący "dopiero co wstałem z łóżka" to dzieło przypadku (a nawet jeśli specjalnie się wystylizował, to zrobił to "ironicznie" – jak wszysto zresztą).
Tymczasem w pokoleniu Zetek wybór estetyki oraz nazwanie jej (co widać m.in. właśnie na TikToku) niekoniecznie musi iść w parze z jakimś określonym stylem życia, ale jest niezwykle istotnym elementem autoidentyfikacji. Podczas więc gdy dekadę temu ówczesne alternatywki zarzekały się, że "nie są hipsterkami", dzisiejsze same ochoczo obwieszczą to światu.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.