"Dzień Matki" to polski film Netfliksa będący niemalże ekranizacją popularnego powiedzonka, że matka potrafi podnieść samochód, by uratować swoje dziecko. Agnieszka Grochowska może i nie jest w nim aż tak silna, jednak potrafi zaciukać dresiarza... marchewką. Na takie rodzime kino czekaliśmy, ale nie każdemu podejdzie.
Ocena redakcji:
3.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dzień Matki" to film akcji w reżyserii Mateusza Rakowicza. Jest też współautorem scenariusza razem z Łukaszem M. Maciejewskim. Jego producentem jest Akson Studio.
W obsadzie znaleźli się: Agnieszka Grochowska, Adrian Delikta, Dariusz Chojnacki, Paulina Chruściel, Paweł Koślik, Arkadiusz Brykalski, Sebastian Dela, Szymon Wróblewski, Konrad Eleryk, Jowita Budnik, Paweł Janyst, Dorota Kolak.
Film już można oglądać na Netfliksie.
Nina, grana przez Agnieszkę Grochowską, jest ukrywającą się eks-agentką, która musi uratować swojego syna z łap gangsterów. Tak, fabułę tego filmu można streścić w jednym zdaniu i to wystarczy, bo nie ona tu jest najważniejsza. "Dzień Matki" włącza się z innego powodu i bynajmniej nie jest to tradycyjne kino familijne stworzone do świętowania 26 maja - choć wszystko zależy od tego, co akurat dana mama lubi oglądać.
John Wick walczył ołówkiem, a Nina marchewką i puszkami piwa
Niemal na samym początku filmu Nina bije się z bandziorami w kuchni i powala ich dosłownie czym popadnie: patelnią, mąką, tłuczkiem czy wspomnianą marchewką. Całość jest zrealizowana brutalnie, dynamicznie, kamera kręci się tak, byśmy nie przegapili ani jednego ciosu, a tempo podbija elektroniczna muzyka Zamilskiej. Oglądanie tego sprawia nam autentyczną frajdę i jeśli lubimy takie klimaty, to serio się nie zawiedziemy - choć sam trailer budził u mnie pewne obawy.
Od razu budzi to też skojarzenia z "Johnem Wickiem" czy filmami z Jackiem Chanem. A że jest to pierwszy taki polski film, to jednak nie ma co narzekać na wtórność. Reżyser najwyraźniej po prostu lubi takie kino i chciał je przenieść na nasz grunt. I faktycznie to mu się udało. Zwłaszcza że w pierwszej scenie Nina nokautuje dresiarzy puszkami piwa, a jeden ma na plecach napis "ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY". Bardziej polsko się nie da.
Od razu wyskoczyłem z pochwałą dla scen z nawalankami, bo przede wszystkim dla nich "Dzień Matki" trzeba go obejrzeć. Jest ich całkiem sporo, nigdy wcześniej w Polsce nie były tak dobrze zrealizowane, nie ma nadmiernego slow motion czy robienia czegoś na pół gwizdka. Momentami widać, że uderzenia są (jednak) markowane, ale ogólny efekt jest naprawdę niesamowity i co tu dużo mówić - na światowym poziomie.
W takim (bojowym) wydaniu Agnieszki Grochowskiej jeszcze nie widzieliśmy
Duża w tym zasługa Agnieszki Grochowskiej, która grała już przeróżne typy bohaterek, ale nikt się nie spodziewał, że udźwignie i taką rolę. Jest twarda jak Sarah Connor z "Terminatora", ale też bardzo ludzka. I do tego widać, że ostro szkoliła się do roli ze sztuk walki, bo w wielu ujęciach ewidentnie to ona spuszcza łomot, a nie kaskaderka. Pełen szacun od tych wszystkich ludzi (a przynajmniej ode mnie), co się potrafią zasapać wchodząc na drugie piętro.
Nieco ponad tydzień temu na Netfliksie wylądowała "Matka" z Jennifer Lopez, w której główna bohaterka też siała zniszczenie, a trup ścielił się gęsto. Film Mateusza Rakowicza to kolejna tego typu produkcja z twardzielką ratującą dziecko, którą Netflix wypuszcza pod to święto, ale wydaje się jednak trochę inny.
"Matka" jest bardziej samoświadoma i nie udaje, że to coś innego niż kino klasy B. Korzysta z pewnych schematów i ma mnóstwo nawiązań, ale niektóre podkręca i wykręca na maksa. W filmach akcji muszą być charakterystyczni wrogowie, prawda? Tutaj niektórzy przypominają bossów z japońskich gier wideo.
Jestem święcie przekonany, że największy freak w całym filmie, Wolto (skrót od Woltomierz) sportretowany mocarnie przez Szymona Wróblewskiego, to mrugnięcie oka do fanów Voldo z "Soulcalibura" – przynajmniej pod względem kusego stroju i ogólnego wrażenia.
"Dzień Matki" to film akcji, jakiego w Polsce nie było. I postawił poprzeczkę bardzo wysoko
Największą bolączką filmu mogą być nasze oczekiwania – jeżeli nastawiamy się na poważny i wzruszający seans na tytułowy Dzień Matki, to możemy się srogo przejechać. Niby jest to też opowieść o poświęceniu i różnych odcieniach rodzicielstwa, ale nie oszukujmy się - raczej ten seans nie zmieni naszego podejścia do życia. Ja przynajmniej nie doszukiwałem się na siłę drugiego dna, bo film spełnił moje zachcianki w innych aspektach.
"Dzień Matki" nie zrewolucjonizuje gatunku, jest pełen rzeczy i zwrotów akcji, które gdzieś widzieliśmy, niektórzy drugoplanowi bohaterowie mogliby być lepiej napisani (zwłaszcza postać syna i Rosjanie, bo nie do końca wiemy, co oni tam właściwie robią), a niektóre sceny przekraczają granicę kiczu, ale doceniamy ten powiew świeżości, ułańską fantazję i bardzo dobrą realizację.
Śmiało można napisać, że to najlepszy polski film akcji z podgatunku kopanego - takich bowiem w naszym kraju nie było (no, może z wyjątkiem "Wściekłych Pięści Węża"). Mateusz Rakowicz już przy okazji "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" pokazał, że rozumie ten typ kina i ma nie swoją autorską wizję. Trzymam kciuki, by ten film też stał się hitem Netfliksa, bo bardzo chciałbym zobaczyć "Dzień Matki 2".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.