Bolszewizm, podobnie jak faszyzm, nie są pojęciami zamkniętymi w bańce czasu i na kartach podręczników historii XX wieku, o których mówi się tylko w czasie przeszłym dokonanym. Oba określenia opisują bowiem nie tylko postaci i stworzone przezeń w międzywojniu systemy, ale także mechanizmy, które lubią się powtarzać.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zmieniają się dekoracje, kostiumy i fryzury, ale modus operandi pozostaje niezmiennie to samo. Bolszewickie i faszystowskie metody są wieczne jak trawa, stąd co jakiś czas, niczym zmutowany wirus, powracają.
Klasycznym przykładem bolszewickich metod jest komisja, jaką PiS przepchnął przez parlament (pytanie: co zrobi prezydent?). Oto ma powstać organ pozakonstytucyjny, który skupi w sobie uprawnienia śledcze, oskarżycielskie i sądowe.
Czyli: będzie tropił "przestępcę", następnie postawi mu zarzuty, a na końcu wyda na niego wyrok. Trzy w jednym. Żeby było jeszcze bardziej po bolszewicku, nie ma instancji odwoławczej, a członkowie tegoż rewolucyjnego wręcz gremium nie będą ponosić odpowiedzialności za swoje działania. Będą bezkarni.
W trakcie senackiej debaty – pełnej zresztą historycznych analogii, od inkwizycji począwszy, a na Leninie skończywszy – nad tym prawnym i ustrojowym horrendum, Marek Pęk, przewodniczący klubu PiS, przywołał postać marszałka Józefa Piłsudskiego i jego słowa: "Podczas kryzysów – strzeżcie się agentur!".
Zważywszy na późniejsze "zasługi" Naczelnika, te w latach 30., kiedy brutalnie niszczył opozycję i demokrację parlamentarną, nie był to pomysł fortunny. Tak się bowiem akurat złożyło, że dzień przed piątkowym głosowaniem w Sejmie Sąd Najwyższy uchylił wyroki, jakie zapadły wobec czołowych polityków PSL-u i PPS-u w tzw. procesie brzeskim w 1932 roku.
Prezes Izby Karnej Michał Laskowski mówił podczas rozprawy, że "ta sprawa powinna także stanowić przestrogę przed pokusą (…) zwalczania przeciwników politycznych z wykorzystaniem instrumentów państwa i prawa, podejmowaniem działań wbrew prawu i konstytucji dla osiągnięcia celów politycznych i poszerzenia zakresu władzy". Zabrzmiało nader aktualnie.
Ponad 90 lat temu Piłsudski, w obliczu utraty społecznego poparcia (głównie wskutek kryzysu gospodarczego) i zjednoczenia się sił opozycji, zdecydował się na manewr siłowy: nakazał aresztować swych konkurentów politycznych.
Aresztowań dokonano bez nakazu sądowego, a jedynie na polecenie ministra spraw wewnętrznych gen. Felicjana Sławoja Składkowskiego. Niektórych zatrzymanych silnie pobito, Hermana Liebermana wręcz skatowano, po czym zamknięto w twierdzy brzeskiej. Pod koniec 1931 roku ruszył ich proces, w którym oskarżał… ówczesny prokurator generalny oraz minister sprawiedliwości Czesław Michałowski.
Zarzucono zatrzymanym, że szykowali zamach stanu, a metodę demokratyczną chcieli zastąpić rewolucyjną. Było to istne odwrócenie pojęć. Zamachem stanu posłużył się w maju 1926 roku Piłsudski, a demokrację wykoślawili jego sanatorzy.
Jeden z oskarżonych, Wincenty Witos mówił w ostatnim słowie, że "ten system policyjny, nie oszczędzający nikogo, zamierzający wykonywać wszystko przy pomocy aparatu państwowego, stał się niesłychanie szkodliwy". Wydano wyroki, niektórzy odsiedzieli swoje, inni udali się na emigrację. A potem już poszło.
Ograniczono swobody obywatelskie i autonomię samorządów i uczelni, zawieszono nieusuwalność sędziów, zwiększając przy tym kompetencje ministra sprawiedliwości. Aktywna była cenzura, a z życia publicznego, naukowego, artystycznego rugowano tych, którzy mieli poglądy inne niż te ordynowane przez obóz władzy.
Nadzwyczajne podobieństwa do czasów obecnych, prawda? Swojego głównego rywala Kaczyński też by zapewne najchętniej widział w twierdzy w Brześciu. Ale raz, że sam Brześć już od dawna nie jest polski, a białoruski, dwa, że etap rewolucyjny jednak wciąż nie ten, choć PiS wytrwale popycha sprawę naprzód.
Jednak wciąż jeszcze Kaczyński nie może wtrącić Tuska do więzienia ot, tak sobie, bo jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, a na ręce tej władzy patrzy pilnie Waszyngton i w kluczowych momentach reaguje (nie wykluczam zakulisowej presji na Andrzeja Dudę, by odpowiedział wetem).
Stąd erzac – rzeczona komisja do spraw zbadania wpływów rosyjskich, która podejmie próbę skompromitowania Tuska jako już nie tylko niemieckiego (wieloletnia propaganda TVP), ale też rosyjskiego agenta oraz, być może, nałoży na niego zakaz pełnienia funkcji publicznych na okres nawet dziesięciu lat.
To kolejna granica, którą PiS przekracza, przesuwając nas tym samym na ustrojowy Wschód i ku dyktaturze partii. Gdzie są te granice, których PiS nie przekroczy? - pytał podczas wspomnianej senackiej debaty Bogdan Borusewicz i sam sobie odpowiadał: Otóż patrząc na tę ustawę, okazuje się, że tych granic nie ma.
Kaczyński inspirację czerpie pełną garścią z najbardziej mrocznych czasów, wywołuje dawne upiory i bolszewickie widma znów krążą nad Polską.