Czy dzięki robotom z klocków lego da się odkryć młodego geniusza - inżyniera? Chyba nie, ale z pewnością można mu pokazać, że matematyka czy fizyka nie muszą przyprawiać o dreszcze. Pierwsi absolwenci lekcji z robotami zdobywają już nagrody na międzynarodowych mistrzostwach z robotyki.
Wojciech Syrocki zamarzył sobie będąc jeszcze studentem, aby swoją pasją czyli robotyką zarazić jak najwięcej osób. Dziś jego firma z sukcesem edukuje przyszłych inżynierów, którzy poprzez zabawę robotami i klockami lego uczą się fizyki, matematyki czy nauk przyrodniczych.
Dlaczego postanowił pan zająć się zawodowo robotami?
Wojciech Syrocki: Nie można powiedzieć, że zajmujemy się robotami. Roboty są dla nas jedynie narzędziem, które wykorzystujemy w edukacji dzieci. Używamy robotów zbudowanych z klocków LEGO, aby to, co co chcemy dzieciom przekazać było ciekawe i atrakcyjne.
Czyli co konkretnie?
Mam na myśli matematykę, fizykę i zajęcia przyrodnicze. Przedstawiamy te przedmioty w taki sposób, że dzieci chcą się ich uczyć, choć w szkole się do nich nie garną. Roboty to fajne narzędzie, które naprawdę ich zachęca do innego spojrzenia na naukę. Gdy pytam te dzieci, czy lubią matematykę lub fizykę, a nawet robotykę, większość mówi na początku że są trudne. A gdy zapytamy, kto lubi bawić się klockami lego lub robotami, odpowiedź jest całkiem inna.
Jak wyglądają zajęcia? Przyjeżdżacie do uczniów?
Zajęcia mają różną formułę. W okresie wakacyjnym organizujemy półkolonie i ferie zimowe w formie laboratoriów. Mamy też zajęcia pozalekcyjne. Przyjeżdżamy też do szkół i prowadzimy lekcje techniki lub przyrody.
Jak wygląda taka lekcja? Przywozicie gotowe roboty?
Podczas naszych zajęć panują dwie zasady. Po pierwsze na każdej lekcji budujemy konkretny model robota. Chodzi o to, aby na własne oczy zobaczyli efekty swojej pracy. Przykładowo gdy rozmawiamy o prądzie, to budujemy model wiatraka i pokazujemy jak produkuje się prąd. Druga zasada jest taka, aby zawsze nowo poznawana wiedza teoretyczna była wykorzystywana w praktyce.
A co wynika z waszych działań, poza dobrą zabawą w szkole? czy to się przekłada na jakieś wymierne, pozytywne skutki?
Zajmujemy się tym od sześciu lat, więc pierwsi nasi absolwenci są już studentami. Efekty są bardzo pozytywne. Mamy mnóstwo sygnałów zwrotnych, że dzieci stają się bardziej dociekliwe i mają lepsze oceny i to ze wszystkich przedmiotów, nie tylko tych technicznych. Największym praktycznym sukcesem jest jednak to, że nasi "wychowankowie" mają osiągnięcia naukowe. Kilka lata temu brali udział w naszych zajęciach, a dziś zdobywają nagrody w międzynarodowych konkursach. W 2011 i 2012 roku wygrali mistrzostwa Robotyki w Wiedniu.
Czy zdarza się, że szkoła zraża młodych ludzi do nauki?
Ciężko tu mówić o błędach samych nauczycieli, główny problem polega na tym, że program nauczania przygotowuje uczniów do życiu w świecie, którego już nie ma. Świat się zmienia i informacji nie trzeba zdobywać w szkole, bo jest ona wszędzie dostępna, a przynajmniej wszędzie tam, gdzie jest internet. W pracy liczą się umiejętności i zdolność analitycznego myślenia a na to w szkole nie starcza już czasu.
Jak reagują nauczyciele na wasze zajęcia? Czy zdarzają się konserwatywni przeciwnicy innowacji? Zwolennicy wiedzy książkowej?
Nauczyciele są chętni do wdrażania innowacji. Bardzo często szkolimy ich przygotowując do prowadzenia zajęć, opartych o nasze doświadczenia. Oczywiście zdarzają się osoby niechętne nowym rozwiązaniom, ale to zdecydowana mniejszość.
Czy prowadzicie zajęcia w taki sposób, aby zachęcić również dziewczynki?
Na zajęciach pojawia się coraz więcej dziewczynek. Wbrew stereotypowi, są one bardzo dobre na zajęciach, znacznie lepsze od chłopców.
Naprawdę? To rzeczywiście wbrew stereotypowi. Z czego to wynika?
Radzą sobie lepiej niż chłopcy z powodu wieku. Siedmio, ośmioletnie dziewczynki są bardziej skupione i efekt uczenia ich jest dużo łatwiejszy i lepszy. Chłopcy zaś chcieliby wszystko dostać szybko. Niestety, uczelnie techniczne są zdominowane przez mężczyzn, to samo jest w branży IT i wśród menedżerów. A nie od dziś wiadomo, że zespoły w których jest więcej kobiet lepiej pracują. Jest spokojniej, nie ma tak wielkiej rywalizacji. Myślę, że ma to duże znaczenie, aby było więcej kobiet inżynierów.
Czy każdą szkołę stać na wasze usługi?
Myślę, że tak. Sprzedajemy program dydaktyczny do szkół. Można go kupić i samemu robić zajęcia. Cena wynosi tyle, ile trzeba zapłacić za przeciętne oprogramowanie. Ciekawym pomysłem jest też finansowanie lekcji z funduszy unijnych. W ten sposób kształcimy 2 - 3 tysiące dzieci rocznie.
Prowadzenie takich lekcji to pana pomysł?
Tak, wpadłem na niego gdy jeszcze byłem studentem. Moje studia nie były zbyt ciekawe, choć była to robotyka. Chciał coś zrobić, aby zajęcia te były ciekawsze. Pierwsze kursy prowadziłem właśnie dla studentów. Szybko jednak zorientowałem się, że jeśli chcemy zmienić podejście do edukacji, to musimy zacząć znacznie wcześniej niż na studiach. Uczelniane kursy byłby zdecydowanie za późno. Najlepszym momentem jest podstawówka lub gimnazjum. Później jest coraz trudniej zmienić nastawienie uczniów.
Uczycie robotyki dzieci w podstawówce? To chyba strasznie wcześnie?
Spójrzmy na naukę języków obcych. Można je porównać do języków programowania. Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej i łatwiej przychodzi nauka. Małe dziecko jest też naturalnie ciekawe świata i zadaje zdumiewająco mądre pytania. Próbuje zrozumieć. Student po wielu latach zinstytucjonalizowanej edukacji myśli inaczej. Przyzwyczajony jest do kopiowania wiedzy. Nie zastanawia się nad tym, jak coś jest zbudowane. Często studenta trzeba najpierw oduczyć złych nawyków, aby zaczął samodzielnie myśleć.
Nie tylko wy zajmujecie się obecnie przyswajaniem nauk ścisłych czy przyrodniczy w sposób niekonwencjonalny. Czy zaczyna się edukacyjna rewolucja?
Myślę, że nie jest to rewolucja, ale jeśli chcemy zmienić polską naukę, to oprócz inwestowania w laboratoria i budynki, musimy wykształcić nowe pokolenie naukowców. Ważne jest, aby wiązali swoje przyszłe życie zawodowe z naszym krajem, a jednocześnie byli ciekawi świata. Jeśli chcemy zrobić to dobrze, musimy zacząć od dzieci.
Jakie godne uwagi inicjatywy pojawiły się w Polsce?
Ciekawym przykładem są uniwersytety dziecięce, które rozwijają się w całej Polsce. Szczególnie cenne są wykłady prowadzone przez dwie osoby. Dorosłego naukowca i dziecko, które również interesuje się danym tematem. To bardzo fajna inicjatywa. Sukcesem jest też powstanie Centrum Nauki Kopernik.
Czy już podczas zajęć dla dzieci jesteście w stanie wyłapać młodych geniuszy? Potencjalnych inżynierów?
Pracujemy z siedmio, ośmiolatkami. Na tym etapie nie wykazujemy jeszcze szczególnych predyspozycji. Chcemy dzieciom pokazać, że ta ścieżka edukacyjna jest bardzo ciekawa. Nie namawiamy do tego, aby wszyscy zostali konstruktorami. Naszym celem jest, aby każde dziecko wiedziało, że może nim zostać.