
To co? Teraz chcecie zrobić ze mnie Włocha?
Ja, jako Zbigniew Boniek, przez ostatnie trzydzieści lat mam dwa stałe miejsca zameldowania: jedno w Polsce, w Bydgoszczy, przy ulicy Bratkowej – gdzie mam dom – a drugie we Włoszech. Mieszkając za granicą, płacę w tamtejszym urzędzie podatkowym moje podatki – nie mogę przecież płacić ich w dwóch krajach. Od piętnastu lat mam firmę, która zarządza moim wizerunkiem. Ta firma podpisywała dla mnie różne kontrakty: byłem na przykład komentatorem włoskiej telewizji, reklamowałem polskie firmy, takie jak Era i Tyskie. Ta sama agencja podpisała dla mnie cztery lata temu, zgodnie z prawem, umowę z jedną z firm internetowych zajmujących się bukmacherką. W którym miejscu Boniek łamie prawo?
Ale mnie to [ustawa - przyp. aut.] nie obowiązuje. Jestem obywatelem Włoch. Podatki płacę we Włoszech.
Proszę mi powiedzieć, gdzie łamię prawo?
Furtki, nie furtki… Ten bukmacher nie jest zarejestrowany w Polsce; z Polską teoretycznie nie ma nic wspólnego.
Ludziom nie podobają się różne rzeczy. Przed chwilą słyszałem, że chcę pomóc chuliganom, że chcę „Starucha” wypuścić z więzienia! To może mówić tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o sprawie.
My chcemy, aby darowano klubom zakazy wyjazdowe dla zorganizowanych grup kibiców. Ile mamy takich przypadków?
Boniek miał być futbolowym generałem Andersem, który na białym koniu miał przybyć z Rzymu do Warszawy i dołożyć rękę do renesansu polskiej piłki nożnej. Czy mu się to udało? Moim zdaniem – nie. Czy to źle? Właściwie… też nie! Uznaję, że pierwsza setka była dobrym, rozbudzającym apetyt aperitifem. Teraz czas na treściwe pierwsze danie. Sto dni to za mało, aby zmienić świat. To za mało, aby zbudować Rzym, w którym Zibi pomieszkuje i za mało, aby odnowić PZPN. Wciąż brakuje mi jednak zdecydowanego kroku ku rewolucji.
Siedem, czy osiem. Trzy w ekstraklasie, reszta w pierwszej i drugiej lidze. Jeżeli my darujemy zakazy grupom kibiców, to świat się nie zawali. A jeżeli oni znów się źle zachowają, to wtedy dostaną karę nie jednego meczu, a trzech! Ale my robimy pierwszy krok, gest w ich stronę.
Osoby, które mają indywidualny zakaz stadionowi i tak na mecz nie pojadą! My mówimy o kibicach, a nie o bandytach, czy chuliganach. Chcemy, żeby osoby robiące rzeczy niezgodne z prawem eliminowano, ale my tego nie możemy robić. To może zrobić administracja państwowa.
Boniek nie chce żadnych rac na stadionach! Mówię o tym, i o kibicach, bo to są nadinterpretacje. One mnie jakoś wyjątkowo nie denerwują, ale w końcu dochodzi do tego, że ja idę na zarząd, a gazeta mi mówi: będzie taki i taki punkt. A takiego punktu w ogóle nie ma! A więc wyjaśniam: PZPN zastanawia się tylko, czy nie warto lekko zmodyfikować ustawy o bezpieczeństwie, aby dać kibicom szansę na uatrakcyjnienie widowiska sportowego. Jeżeli jednak ustawa nie zostanie zmieniona, to my jesteśmy za jej przestrzeganiem.
Czy pan naprawdę myśli, że jeśli pana Gołosa nie będzie w polskiej piłce, to ona stanie się lepsza? Decyzja o usunięciu orzełka faktycznie pojawiła się w jego departamencie i faktycznie była ona zła: nie przewidywała reakcji społecznych, nie brała pod uwagę historii naszej piłki. Natomiast jeszcze gorsza była decyzja zarządu, który tę złą ideę departamentu marketingu zaakceptował. Nie róbmy więc z Gołosa jedynego winnego!
Ale to właśnie Gołos ten skandaliczny pomysł podsunął zarządowi.
Gołos jako pracownik nie ma żadnej możliwości decydowanie, czy orzełek może być na koszulce, czy nie. Może swoje idee przedstawiać, zresztą jak pracownik każdej firmy, ale mówienie, że to wina Gołosa, to bardzo płytkie podejście do problemu. Natomiast przyznam, że sam rozmawiałem z panem Gołosem na ten temat, bo chciałem poznać kulisy tej sprawy… I jemu też powiedziałem: wcześniej mi się to nie podobało, teraz mi się to nie podoba i podobać mi się to nie będzie. Ale ktoś to przyklepał, a później przez pięć dni ludzie chodzili i mówili: „Kibice pokrzyczą, pokrzyczą i im przejdzie”.
Jeżeli pan myśli, że ja publicznie będę nadawał na jakiegokolwiek pracownika Polskiego Związku Piłki Nożnej, to się pan grubo myli. Takiej możliwości nie ma. Zna pan moje zdanie: eliminacja orzełka był karygodnym błędem. A o tym zdecydował nie Gołos, a władzę PZPN.
Zero. Nie ma to żadnego znaczenia. Czy ja mam w stosunku do niego jakieś zobowiązania? Nie.
Jego ojciec i matka go wymyślili (śmiech).
… jako kandydata na sekretarza generalnego PZPN? Podobno Krzysztof Stanowski z portalu weszlo.com.
Nie ukrywam, że często rozmawiam z dziennikarzami. Najczęściej chyba z Romkiem Kołtoniem z Polsatu, ale także z Mateuszem Borkiem, kolegą Stanowskim i Januszem Basałajem, którego zrobiłem nasze szefem departamentu ds. mediów.
Kandydatów było kilkunastu. Na przykład Bogdan Basałaj, niedawno prezes Wisły, albo Jacek Bednarz, dyrektor sportowy Wisły i Legii. Był też Sawicki. Z listy z nazwiskami, którą miałem na biurku – a było tam 12 czy 15 nazwisk – wybrałem właśnie Sawickiego. To była moja decyzja, suwerenna, tak jak decyzje selekcjonera reprezentacji Polski. Natomiast mówienie, że ja jestem uzależniony od jakiegokolwiek człowieka w tym kraju, jest bzdurą. Decyzje Boniek podejmuje sam.
Szybko minęło, pracowicie. Znów uciekam do roboty. To co miałem – wyjaśniłem. A to co dobre, niech ocenią kibice.