PiS wkrótce uruchamia swoją komisję ds. zbadania wpływów rosyjskich w Polsce w latach 2007-2022. "Roskomisji" potrzebne będą dowody, a tych już przed laty masowo dostarczyła afera WikiLeaks. Oto informacje wprost z amerykańskich dokumentów, które pokazują, co rząd PO-PSL naprawdę myślał o putinowskiej Rosji nawet w czasach tzw. resetu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W poniedziałek o godz. 21:30 TVP1 i TVP Info pokażą równocześnie pierwszy odcinek serialu "Reset". Produkcja Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza ma dotyczyć relacji z Rosją za czasów rządów PO-PSL (2007-2015).
"W serialu ujawnią (Rachoń i Cenckiewicz – red.) nieznane dokumenty i sensacyjne fakty na temat polsko-rosyjskiego resetu lat 2007-2015" – tak produkcję opisuje TVP Info na swojej stronie.
Biorąc jednak pod uwagę zarówno twórców, jak i całą telewizję publiczną, która od czasów "dobrej zmiany" jest tubą propagandową Prawa i Sprawiedliwości, można się spodziewać, że "Reset" ma za zadanie przede wszystkim uderzyć w Platformę Obywatelską i jej lidera Donalda Tuska przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.
Co rząd PO-PSL myślał o Rosji? Materiały z WikiLeaks mówią wszystko
"Roskomisja" w wydaniu PiS ma ugryźć nie tylko lidera PO. Pod ostrzałem znajdzie się zapewne także Radosław Sikorski – minister spraw zagranicznych w rządach Donalda Tuska (2007-2014), a wcześniej także minister obrony – w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005-2007).
Politycy Prawa i Sprawiedliwości, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, szykują się do uderzenia w Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i innych czołowych polityków, którzy zasiadali w rządzie PO-PSL. I będą im potrzebne kluczowe i niezbite dowody.
Tymczasem te przemawiają na korzyść Tuska i Sikorskiego, bo to, co kryło się za oficjalnym "resetem" w relacjach z Moskwą, ujawniła w 2010 roku WikiLeaks. Pokazano, co naprawdę rząd PO-PSL myślał o Rosji Władimira Putina.
W ujawnionej przez WikiLeaks depeszy dyplomatycznej z 2008 roku ambasada USA w Warszawie oceniała, że Polska jest naturalnym sojusznikiem USA na wschodzie, a jej polityka ma na celu powstrzymywanie Rosji.
Jak wskazano, Polska stara się przyciągnąć wschodnioeuropejskie kraje, takie jak Ukraina czy Gruzja, bliżej zachodnich instytucji. "Wzrastająca pewność siebie i historyczna nieufność wobec Rosji może jednak czasem doprowadzić Polskę do wybiegania za daleko naprzód" – przekazali amerykańscy dyplomaci.
WikiLeaks już 2010 roku ujawniła "doktrynę Sikorskiego".
Ówczesny szef MSZ Radosław Sikorski miał powiedzieć przedstawicielom USA, że polski rząd uważał wcześniej, iż Rosja mogłaby być zagrożeniem w ciągu 10-15 lat. Jednak "po kryzysie gruzińskim" uznano, że do takiego zagrożenia może dojść w ciągu 10-15 miesięcy.
"Polscy analitycy powiedzieli nam, że pro-zachodnia strefa buforowa na Ukrainie i Białorusi utrzymałaby Polskę z dala od linii frontu z coraz bardziej stanowczą Rosją" – napisano w depeszy dyplomatycznej nadanej przez ambasadę USA w Warszawie.
I dodano: "Oferując byłym republikom radzieckim perspektywę wolnego handlu i ruchu bezwizowego do UE, Partnerstwo Wschodnie może pobudzić reformy potrzebne do ewentualnego członkostwa w UE i powstrzymać rosnące wpływy Rosji".
Wyjaśnijmy, że Partnerstwo Wschodnie program określający wymiar wschodni polityki UE w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Projekt został zapoczątkowany działaniami dyplomacji polskiej, wspieranymi przez Szwecję. Program zainaugurowano w Pradze w 2009 roku.
Jak podkreślono w depeszy, polscy przedstawiciele postrzegali rosyjską inwazję na Gruzję jako potwierdzenie swoich ostrzeżeń o agresji Moskwy. "Według doktryny Sikorskiego każde następne działanie Rosji w celu zmiany granic europejskich siłą lub przez przewrót powinno być postrzegane przez Europę jako zagrożenie dla jej bezpieczeństwa i pociągnąć za sobą proporcjonalną odpowiedź całego Sojuszu Północnoatlantyckiego" – wskazano w depeszy.
I dodano, że rząd Tuska odrzucił "konfrontacyjną politykę swojego poprzednika" i chciał zbudować szeroką koalicję w Unii Europejskiej, która miałaby większy wpływ na Rosję niż poszczególne kraje członkowskie.
Sikorski mówił, że Polska nie zaakceptuje "scenariusza gruzińskiego" w Ukrainie
Według ujawnionej w 2010 roku depeszy Radosław Sikorski mówił ponadto, że NATO zamienia się w "polityczny klub bez zębów". Ostrzegał również, że Polska nie będzie mogła tolerować "powtórki scenariusza gruzińskiego w Ukrainie". W rozmowie z amerykańskimi dyplomatami szef MSZ bronił także polskiej decyzji o dostarczeniu broni Gruzinom.
W nocie pojawiły się także inne wątki, na przykład te dotyczące polskiej polityki wobec Białorusi. Jak mogliśmy przeczytać, dla Tuska i Sikorskiego podtrzymanie dialogu z reżimem Łukaszenki było "mniejszym złem". Ich zdaniem odizolowana Białoruś wpadłaby w szpony Rosji, której wpływy uniemożliwią przeprowadzenie dalszych prodemokratycznych reform.
"Urzędnicy MSZ rozumieją, że wschodnia polityka Polski może wywołać ostrą reakcję Rosji, ale widzą większe niebezpieczeństwo niepodejmowania żadnych działań, ponieważ wierzą, że agresywna Rosja zostanie. Polska starała się złagodzić ryzyko reakcji, utrzymując serdeczny dialog z Moskwą i dążąc do wspólnego frontu amerykańsko-unijnego wobec Rosji w delikatnych kwestiach energetycznych i bezpieczeństwa" – napisano.
Tak Sikorski mówił o ujawnionej depeszy przez WikiLeaks
Tuż po tym, jak WikiLeaks ujawniła depeszę ambasady USA, Radosław Sikorski skomentował sprawę w TVP1. Dopytywany, czy Rosja jest potencjalnym agresorem, odpowiedział: "Mam nadzieję, że nie".
– Mamy teraz znacznie lepsze stosunki niż kiedyś, ale dwa lata temu, wtedy, gdy rozgorzał konflikt rosyjsko-gruziński, nie wyglądało to dobrze – podkreślił ówczesny minister spraw zagranicznych.
Sikorski tłumaczył też, że "10-15 lat" to "horyzont planowania". – To nie oznacza, że coś będzie zagrożeniem, tylko że przez 10-15 lat właśnie zagrożenia nie będzie i że można w perspektywie tego okresu budować system obronny – podkreślił.
I dodał, że amerykański protokolant, który sporządził notatkę na podstawie jego wypowiedzi, "albo coś źle zrozumiał, albo źle zapisał".
– To był okres konfliktu gruziński-rosyjskiego, a ja mogłem powiedzieć o zagrożeniu dla stabilności w Europie, ponieważ wtedy uważałem, po twardym wystąpieniu premiera Putina na szczycie w Bukareszcie w sprawach Ukrainy, że następnym zarzewiem konfliktu może być sprawa Krymu i stacjonowania tam Floty Czarnomorskiej – mówił ówczesny szef MSZ na początku grudnia 2010 roku.