Minister Jacek Rostowski entuzjastycznie zapowiedział, że czas zacząć debatować o wejściu do strefy euro. O wiele bardziej sceptyczni są inni politycy, którzy twierdzą, że cały proces nie wygląda tak różowo, jak obiecuje minister.
Jacek Rostowski na swoim blogu w naTemat zapowiedział, że 18 lutego zorganizowana zostanie w Ministerstwie Finansów debata na temat wejścia do strefy euro. Zapowiada stopniowe reformy, by nie pogorszyć sytuacji.
Ogromny wysiłek
O wiele mniej optymistycznie na obietnice Jacka Rostowskiego patrzą inni politycy. Dariusz Joński z SLD, zasiadający w sejmowej Komisji Finansów Publicznych tłumaczy, że wejścia do strefy euro nie powinno się pospieszać. – Minister Rostowski jak zawsze prezentuje optymistyczne stanowisko – mówi w rozmowie z naTemat poseł SLD. Dodaje, że nie jest prawdą teza o zażegnaniu ryzyka rozpadu strefy euro. Zaznacza, że w obliczu szalejącego kryzysu czy problemów w południowej Europie, nie można mówić, że strefie euro nic już nie grozi.
– Ważne, by zdecydować, na jakich warunkach chcemy do strefy euro przystąpić. Musimy znaleźć się w europejskiej ekstraklasie. Czerpiąc doświadczenie z niepowodzeń innych krajów, musimy ustrzec się przed podwyżkami czy zaokrąglaniem cen w nowej walucie – tłumaczy Dariusz Joński. To i tak tylko część procesu. – Nie zapominajmy, że należy przekonać do tego pomysłu wielu polityków. Potem, wraz z nimi, należy wytłumaczyć Polakom, że im się to opłaci. Póki co nastroje są podzielone – mówi poseł SLD. Ocenia, że sama koncepcja jest dobra, lecz wymaga niewyobrażalnych nakładów pracy. – Wchodząc do Unii Europejskiej powiedzieliśmy A, teraz musimy powiedzieć B, wchodząc do strefy euro – przekonuje.
Kaganiec na gospodarkę?
Jeszcze bardziej sceptyczny co do zapewnień Jacka Rostowskiego jest Krzysztof Szczerski z PiS. – Strefa euro gwałtownie zmienia zasady funkcjonowania. Obserwujemy powołanie do życia nowych podmiotów. Strefa euro, jaką pamiętamy, skończyła się. Nie możemy mówić o zażegnaniu niebezpieczeństwa jej rozpadu, lecz swoistej instytucjonalizacji kryzysu – tłumaczy Krzysztof Szczerski.
Poseł PiS uważa, że rząd powinien zadać sobie fundamentalne pytanie - czy przy stanie obecnej gospodarki strefa euro jest nam w ogóle potrzebna i czy nie zrobimy w ten sposób więcej złego niż dobrego. – Nie możemy mówić jeszcze o konkretnej dacie. Termin wejścia do strefy euro jest tożsamy ze stanem polskiej gospodarki – mówi Krzysztof Szczerski. Dodaje, że póki co jej sytuacja nie wygląda najlepiej i nie potrzebuje "kolejnego kagańca" czy spowolnienia.
"Finansowe kuglarstwo"
Obu polityków nie przekonuje też argument o zmniejszeniu długu publicznego. – Nie odnoszę się do samej kwoty - czyli 90 miliardów złotych, bo jeszcze tego nie policzyliśmy, lecz nie można gloryfikować reformy emerytalnej. Jacek Rostowski to finansista, który zagląda nam do kieszeni i zabiera pieniądze – ocenia Dariusz Joński. Zwraca uwagę na fakt, że w szczególnym niebezpieczeństwie znajdują się osoby w wieku 60 lat, które zaplanowały sobie wcześniejszą emeryturę. Znalezienie przez nich pracy graniczy z cudem. – Żyje się coraz gorzej, a przecież obiecywano nam coś innego. Zresztą Jackowi Rostowskiemu łatwo mówić w superlatywach o emeryturach. Przecież on świadczenia będzie pobierał w Wielkiej Brytanii – kwituje poseł SLD.
W podobnym tonie argument Jacka Rostowskiego komentuje Krzysztof Szczerski. – Już dawno straciłem zaufanie do sposobu prowadzenia finansów publicznych przez obecnego ministra. Moim zdaniem to "kuglarstwo finansowe". Mamy dziś wiele problemów, lekarstwem na nie nie jest przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni – przekonuje Krzysztof Szczerski.
Już dzisiaj, kiedy o zagrożeniu rozpadem strefy euro możemy mówić w czasie przeszłym, powinniśmy określić mniej więcej kiedy i po jakich przygotowaniach chcemy przyjąć euro. W zasadniczy sposób już poprawiliśmy finanse publiczne, poprzez daleko idące reformy strukturalne takie jak reforma emerytalna. To dzięki nim w ciągu trzech lat (2010-2013) obniżyliśmy, według obliczeń Komisji Europejskiej, strukturalny deficyt sektora publicznego o ok. 5,8 pkt. proc. PKB, czyli o ponad 90 mld zł. CZYTAJ WIĘCEJ