O "The Last of Us" w sieci huczało, że hej, ale trwający drugi sezon "Stamtąd" przechodzi bez większego echa. Tymczasem to o wiele lepszy survival horror, a także jedna z najbardziej wciągających produkcji ostatnich miesięcy. Ostrzegam, że jak odpalicie jeden odcinek, to nie będziecie już chcieli przerwać seansu – nie tylko dlatego, że jest strasznie, ale po prostu jest tam tyle tajemnic, że "musimy" je odkryć jak najszybciej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Stamtąd" (org. "From") to serial Epic / MGM+, który w Polsce możemy oglądać online na HBO Max.
To coś dla fanów "Zagubionych" i niekończących się tajemnic. Zresztą jedną z głównych ról gra aktor znany z tego kultowego serialu: Harold Perrineau, a palce maczają przy nim twórcy "Lostów", czyli Jack Bender i Jeff Pinkner.
Drugi sezon serialu zbliża się do końca, więc jeśli jeszcze chcemy się załapać na aktualne odcinki, to właśnie teraz jest idealny moment.
Choć staram się być na bieżąco z serialami, to niestety w obecnych czasach trudno ogarniać wszystko bez bycia przylepionym do ekranu 24/7. I tym sposobem do wagonika z napisem "Stamtąd" wskoczyłem dopiero, jak odjechał – i to na drugiej stacji. Lepiej późno niż wcale i ma to swoje zalety, o których za chwilę.
Tak, widziałem wcześniej, że jest jakiś nowy tytuł na HBO Max ze znajomą twarzą, a także widziałem nagłówki o tym, że ludzie mają po tym serialu koszmary (nieraz jednak się przejechałem na takiej rekomendacji, która zwykle jest naciąganym marketingiem szeptanym tudzież krzyczanym), ale dopiero teraz dałem mu szansę. I totalnie przepadłem.
"Stamtąd" na HBO Max. O czym jest najbardziej niedoceniany serial ostatnich miesięcy?
"Stamtąd" ma jeden z najbardziej oklepanych punktów wyjścia w horrorze. Jego akcja dzieje się w zapuszczonym miasteczku gdzieś w środkowych Stanach. Jest jakby żywcem wyjęte z kart powieści Stephena Kinga, a jego największa "atrakcją turystyczną" jest to fakt, że jeśli do niego trafimy, to już się z niego nigdy nie wydostaniemy (?).
Jak to działa w praktyce? Widzimy to na przykładzie pewnej rodzinki, która chciała zjechać swoim kamperem na autostradę, ale zabłądziła. Dojechała do felernego miejsca, została niemal całkowicie zignorowana przez jego mieszkańców, kiedy pytała o drogę, a próbując nomen omen stamtąd wyjechać, ponownie się w nim znalazła. Nie pomogło nawet wycofanie się tą samą trasą.
Drogi wyjazdowe i wjazdowe tworzą jakby pętlę, ale to pikuś przy tym, co się dzieje po zmroku. Otóż pechowców nękają zombiaki, ale nie takie typowe - bliżej im do postaci z "Powracających". Nie rozlatują się i wcale im się nie śpieszy, by kogoś pożreć. Można się przed nimi w prosty sposób uratować - wystarczy mieć specjalny talizman i nie wpuszczać ich do środka. Potrafią jednak być bardzo przekonujący i nie każdy się oprze pokusie.
"Stamtąd" korzysta ze sprawdzonych horrorowych motywów, ale nie jest wtórne
Miasteczko na amerykańskiej prowincji i nieumarli, to coś, co widzieliśmy wiele razy, ale jednak serial od samego początku przykuwa nas tym, za co pokochaliśmy "Zagubionych" - maratonem tajemnic. Kim są te zombiaki i gdzie są w ciągu dnia? Dlaczego to miasteczko jest jak czarna dziura i czy faktycznie nie ma drogi ucieczki? Czy ludzie trafiają tam przypadkiem, czy może to jakiś czyściec? Po dwóch odcinkach mam tyle pytań i zero odpowiedzi.
Serial kipi od rozkminek (idealnie się go ogląda z kimś, bo od razu można sobie z kimś przegadać swoje teorie) i choć kolejne pytania są powolutku wyjaśniane, to za chwilę pojawiają się nowe zagadki. Wydaje się jednak, że twórcy nauczeni na błędach z "Lostów", stosują mniej chamską narrację. Jest zachowany zdrowy umiar i równowaga między pytaniami a odpowiedziami. Bawimy się w kotka i myszkę, ale ciągle mamy remis.
Miasteczko do tego żyje własnym - jakby zawieszonym w czasie - życiem. Ten aspekt przypomina osady z "The Walking Dead". W tym wypadku nad wszystkim piecze sprawuje samozwańczy szeryf Boyd grany przez Harolda Perrineau (aktor powoli staje się drugim Tomem Hanksem pod względem niefartownych podróży), a niektórzy bohaterowie lekko przypominają tych ze wspomnianego serialu (jest nawet ksiądz). Już po pierwszych odcinkach wiemy, że to tylko pozory i nic tu nie jest z góry wiadome.
"Stamtąd" to serial dla fanów "Zagubionych", którzy czują niedosyt po "The Last of Us"
"Stamtąd" eksploatuje na prawo i lewo sprawdzone motywy i chwyty serialowo-horrorowe, ale nie czujemy przy tym deja vu i zrzynki z innych tytułów. Serialowy świat jest przemyślany, przyzwoicie napisany (przynajmniej na początku, choć potworki pojawiają się nie tylko w warstwie wizualnej, lecz i dialogowej) i na swój sposób oryginalny.
Fabuła trzyma w napięciu i potrafi napędzić stracha (szczególnie gdy usłyszymy stukanie i nie do końca wiemy, czy to u sąsiada, czy dźwięk z głośnika, czy mamy przechlapane). Oby ten poziom się utrzymał, ale sądząc po komentarzach w sieci - dalej jest w miarę okej. Nie spodziewam się, że serial będzie arcydziełem, ale jako coś, co na chwilę oderwie nas od codzienności i wywołuje emocje, sprawdza się znakomicie.
Jeżeli czujemy niedosyt survival horroru po "The Last of Us", to "Stamtąd" zapełni tę lukę, a może i nawet okaże się dla nas ciekawsze niż niedawny hit HBO. Przez to, że serial nie był odpowiednio wypromowany, teraz jest co nadrabiać. Ma to jednak zaletę: nie trzeba będzie czekać tygodniami na kolejne odcinki (pozostały jeszcze dwa w tym sezonie). Gdyby nie to, że rano trzeba wstać, to zarwałbym nockę - dawno żaden serial mnie aż tak nie wciągnął.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.