- Kto będzie atakował twój dom, armia? - pyta Sylvester Stallone, tym samym stając po stronie osób, które chcą ograniczenia dostępu do broni w USA. Głos słynnego Rambo to spore wsparcie dla Baracka Obamy, który ma zamiar zmienić prawo do posiadania broni. W rozmowie z naTemat amerykanista prof. Zbigniew Lewicki przekonuje jednak, że nikt w USA nie odważy się ograniczyć tego prawa, bo przypłaci to utratą stanowiska.
Rambo to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Ameryki w popkulturze. Wielu Amerykanów podziela zresztą zamiłowanie Rambo do broni karabinów i pistoletów. Tymczasem on sam właśnie ostro sprzeciwił się temu, by każdy Amerykanin mógł trzymać w domu mały arsenał. Przy okazji premiery swojego najnowszego - jak zwykle pełnego broni i przemocy - filmu "Kula w łeb", Sylvester Stallone stanął po stronie zwolenników zaostrzenia dostępu do broni automatycznej w USA.
Gwiazdor kina akcji świetnie rozumie przywiązanie Amerykanów do posiadania broni i prawa użycia jej w przypadku napaści, ale zupełnie nie popiera tego, by na taki wypadek trzymać w domu broń szturmową. - Kto będzie atakował twój dom, armia? - pytał retorycznie słynny Rambo. Stallone zasugerował, że karabiny automatyczne kupują raczej ci, którzy sami mają w planach dokonanie jakiegoś ataku, bo sprzęt typowy dla komandosów nie służy ani do racjonalnej obrony, ani nie da się z nim polować.
W ten sposób w debacie na temat zmian w dostępie do broni palnej w USA Sylvester Stallone stanął po stronie zwolenników ograniczenia jej powszechności w amerykańskich domach. Ogólnonarodowy spór na ten temat podzielił Amerykanów po serii masakr, w których szaleńcy wymordowali dziesiątki przypadkowych ofiar atakując szkoły i inne placówki publiczne z legalnie posiadanym karabinem w ręku.
Modę na "karabin w każdym domu" chce zatrzymać także prezydent Barack Obama, który wbrew silnemu lobby producentów próbuje przeforsować nowe regulacje dotyczące broni automatycznej. W Białym Domu czarę goryczy w sprawie broni przelała strzelanina w szkole w Newtown w stanie Connecticut, gdzie zginęło 20 dzieci.
Broń, która dzieli Amerykę
Po stronie zachowania legendarnej już swobody w dostępie do prawie każdego rodzaju broni palnej też jednak nie brakuje znanych nazwisk. Pomysły Białego Domu ostatnimi czasy ostro krytykują inni popularni kinowi twardziele, jak Brudny Harry, czyli Clint Eastwood, czy Chuck Norris. A ich opinię podzielają miliony Amerykanów. Słowa Stallone'a mogłyby więc okazać się nieocenionym wsparciem dla przeciwników powszechnego dostępu do broni w USA i starań prezydenta Obamy.
Prof. Zbigniew Lewicki, szef Katedry Amerykanistyki Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w rozmowie z naTemat podkreśla jednak, że tego typu gesty gwiazd wielkiego ekranu w rzeczywistości nie mają wielkiego znaczenia. Bo w tym przypadku znaczenia nie ma nawet to, co o dostępie do broni sądzi Biały Dom. - W tej kwestii administracja Baracka Obamy nie jest w stanie niczego przeforsować. Na to nie zgodzi się bowiem Kongres. A tam zasiadają indywidualni politycy, którzy nie zgodzą się na ograniczenia nigdy, bo ryzykowaliby swoimi miejscami w Kongresie - tłumaczy.
Zmiany będą kosmetyczne?
Amerykanista dodaje, że ewentualne zmiany w dostępie do broni palnej w USA mogą być jedynie kosmetyczne. Być może pozostający pod wpływem lobbystów broni kongresmeni zgodzą się ulec Barackowi Obamie i dadzą zielone światło dla zmiany granic wiekowych uprawniających do posiadania karabinu, lub bardziej restrykcyjną kontrolę sprzedaży. Ale na nic więcej.
- Tu tak naprawdę nawet nie ma znaczenia, czy chodzi o karabin, czy też o broń bardziej "domową". To być może dyskusyjne i Stallone ma rację. Nie ma jednak możliwości, by on - czy ktokolwiek inny - zmienił myślenie Amerykanów o prawie do posiadania broni. Ono w Ameryce było, jest i będzie - podsumowuje prof. Lewicki.