Pod koniec maja w szpitalu w Nowym Targu zmarła 33-letnia Dorota w piątym miesiącu ciąży. Teraz szpital już w kolejnym oświadczeniu tłumaczy się z tej sytuacji. Ostatni komunikat placówki ma dość szokującą treść.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Szokujące oświadczenie szpitala ws. śmierci Doroty
Śledztwo w tej sprawie nadal trwa, a szpital wydał kolejne oświadczenie ws. zmarłej Doroty. Placówka podkreśla w nim, że "pacjentka przez cały pobyt była otaczana opieką i troską ze strony pracowników". "Była również informowana o stanie zdrowia swoim i dziecka. Rozumiała sytuację, jako osoba zawodowo związana ze środowiskiem medycznym" – czytamy w tym komunikacie.
Szpital przekazał, że placówce zależy, aby wyjaśnić sprawę. "Prosimy też, by nie ferować wyroków przed ostatecznym zbadaniem i wyjaśnieniem przyczyny tej tragedii" – poinformowano. Szpital w Nowym Targu nosi imię Jana Pawła II, a jego personel w rozmowie z mediami twierdzi, że od lat nie wykonuje się tam aborcji. Są tam bowiem relikwie.
– Terminacja ciąży? Nie pamiętam, żeby w ostatnich latach taki zabieg był wykonany. Ale pamiętam, jak w szpitalu kobieta rodziła płód bezczaszkowy. Ona nawet nie chciała po urodzeniu patrzeć na to dziecko – mówiła kilka dni temu zakopiańskiej "Gazecie Wyborczej" pracownica tej placówki.
Wracając jednak do oświadczenia szpitala, to wywołało ono furię u komentujących. "Jak to czytam, to ku**ica mnie ogarnia "rozumiała sytuacje", chciała umrzeć? Oświadczenie szok" – napisał Zbigniew Boniek.
"Ja pier…Co to ma być? Jak "rozumiała sytuację"? To znaczy, że sama zdecydowała, że ma umrzeć. To jest dno" – dodał do tego łódzki radny Bartosz Domaszewicz.
W sprawie jej śmierci niedawno głos zabrał mąż. Jak stwierdził, ciąża wcześniej przebiegała dobrze i nie było żadnych komplikacji. To miało być ich pierwsze dziecko.
– Nikt nam nie powiedział, że szanse na uratowanie dziecka są minimalne, a przede wszystkim, że sytuacja zagraża życiu żony – powiedział w rozmowie z zakopiańskim oddziałem "Gazety Wyborczej".
Jak dodał, kiedy kobieta trafiła do szpitala (w nocy z 20 na 21 maja), "lekarze wykonali badania, potwierdzili, że dziecko żyje, ale stwierdzili bezwodzie". – Pielęgniarki kazały jej leżeć z nogami powyżej głowy, bo twierdziły, że dzięki temu wody mogą powrócić, napłynąć – mówił jej mąż w rozmowie z dziennikarzami.
Mama Doroty: Moja córka zwijała się z bólu
W środę odbyły się dla Doroty i kilku innych kobiet, które zmarły w wyniku zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce protesty w ponad 70 miastach i miasteczkach. W Nowym Targu przemawia pani Krystyna, czyli matka zmarłej Doroty, której odmówiono aborcji. – Moja córka zwijała się z bólu. Kiedy ją kierowali na oddział, powiedzieli jej: "Pani Dorotko, jest w pani jakaś bakteria, ale nie wiemy co to za bakteria" – mówiła.
Z kolei Marta Lempart w rozmowie z naTemat podkreślała, że strajk 14 czerwca jest momentem przełomowym, bo śmierć Doroty pokazała, że narracja o bohaterstwie lekarzy przeprowadzających nielegalne aborcje była kłamstwem. Tymczasem medycy odmawiają legalnego zabiegu, który mógł ciężarnej uratować życie.
– Ta silna mobilizacja społeczna w kontekście protestów wynika z tego, że pękła bańka zakłamanego przekazu, zgodnie z którym lekarzy zmusza się do bohaterstwa przeprowadzania nielegalnych aborcji. Tu chodzi o aborcje legalne, które uratowałyby życie Agnieszki, Izy i teraz Doroty – wskazała.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.