
– Nie jestem pancerna i też się trochę boję tego, co może się wydarzyć. Ale robię swoje – wyznaje "Gazecie Wyborczej" posłanka Ruchu Palikota Anna Grodzka. Kandydatka na wicemarszałka stwierdziła też, że jest za podniesieniem podatków dla najbogatszych.
Niech powiedzą jasno ci, którzy myślą, że nie każdemu człowiekowi wolno ubiegać się o funkcje publiczne. Że nie są ważne jego zalety i kompetencje, a ocenia się go, biorąc pod uwagę jego tożsamość płciową. Proszę bardzo, zgadzam się na taką prowokację.
Posłanka odnosi się również do faktu, że dostała się do parlamentu z listy w Krakowie – uważanym za raczej konserwatywne.
Tam, gdzie jest akcja, jest i reakcja. Gdy ludzie mają już powyżej dziurek w nosie wizji świata, w której człowiek musi być taki, jak ktoś go narysował, jak go rysują stereotypy – zaczynają tolerować nie tylko to, że świat jest różnorodny, ale wręcz akceptują. Na tym polega humanizm, demokracja.
Grodzka podkreśla też, że demokracja jest owszem, systemem w którym decyduje większość, ale że polega również na uwzględnieniu głosu mniejszości. Czego, oczywiście, nie robią posłowie Prawa i Sprawiedliwości, jak na przykład Krystyna Pawłowicz. Według Grodzkiej takie osoby "głęboko się kompromitują brakiem wiedzy i szacunku dla drugiego człowieka". Kandydatka na wicemarszałka podkreśla też, że choć Pawłowicz jest zadeklarowaną katoliczką, to jest w niej tyle nienawiści do drugiego człowieka, że "zaprzecza chrześcijaństwu".

