Zespół detektywów z Polski pracujących wcześniej na wyspie Kos postanowił wrócić tam, by dokładniej zbadać sprawę morderstwa Anastazji. O planach poinformował zajmujący się sprawą detektyw Dawid Burzecki, który był na greckiej wyspie w zeszłym tygodniu. W zespole pracować będą emerytowani funkcjonariusze służb. Poza tym detektywi chcą wrócić do miejscowej ludności z tłumaczem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Już teraz mogę powiedzieć, że w najbliższych dniach chcemy wrócić do Grecji. Cały czas pozostajemy w kontakcie w osobami, z którymi nawiązaliśmy współpracę na Kos. Na bieżąco spływają do nas wszystkie informacje – podkreślał Burzecki w rozmowie z mediami.
Mówiąc o planie powrotu na Kos i przyjrzenia się sprawie Anastazji, podkreślił także, że w swoim zespole ma doświadczonych analityków kryminalnych, którzy są emerytowanymi funkcjonariuszami służb. Co więcej, detektywi chcą postawić na kontakt z miejscową społecznością, która może dostarczyć im nowych informacji.
W tym celu postanowili wynająć tłumacza języka urdu, który ułatwi kontakt z ludnością pochodzenia pakistańskiego. Podkreślił, że często to bariera językowa ogranicza możliwości śledcze. Dodał, że część osób, którymi w sprawie Anastazji interesuje się grecka policja, pozostaje na wolności, jednak z zakazem opuszczania Grecji i samej wyspy Kos.
– Wiemy, że czas w tej sytuacji jest bardzo istotny, ponieważ może być tak, że część z tych osób będzie chciało nielegalnie opuścić wyspę – powiedział detektyw. O tym, kto wejdzie w skład grupy pracującej na Kos, poinformowała Ewelina Tomaszek. Podkreśliła, że ze względu na prace w środowisku emigrantów skład grupy będzie męski.
– Tym razem, ze względu na zaplanowane czynności i prace w środowisku emigrantów oraz innych grup społecznych, które pozostają w naszym zainteresowaniu, będzie to męski skład. Oddelegujemy zespół posiadający doświadczenie w misjach na terenie Iraku i Afganistanu – powiedziała Tomaszek.
Czy Grecja "wyda" Bangalijczyka Polsce?
– Wydaje mi się to (ekstradycja -red.) mało prawdopodobne. Strona polska musiałaby złożyć wniosek przejęcia tego śledztwa na terytorium RP. Teoretycznie taka możliwość istnieje, ale w praktyce wydaje się, że władze greckie będą prowadziły tę sprawę same – tłumaczył mecenas.
Przypomnijmy, że podejrzany to Salahuddina S., 32-letni obywatel Bangladeszu. Jak podał mecenas, jego przesłuchanie trwało 3,5-4h. Oskarżony na ten moment nie przyznaje się jednak do winy. To może się zmienić.
– Moja praktyka prowadzi do takiego wniosku, że sprawca pod naporem materiału dowodowego i argumentacji śledczych, w pewnym momencie pęka, otwiera się i wyjawia istotne okoliczności czyny. Trudno powiedzieć, czy w tej sprawie tak będzie, ale skoro przesłuchanie trwało około 3,5-4h , to podejrzany jakąś wersje wydarzeń musiał przedstawić – podkreślił detektyw.