Hwang Woo-suk to tytułowy (anty)bohater dokumentu Netfliksa "Król klonów". Film pokazuje historię upadku pioniera klonowania, a także pokazuje, że południowokoreański naukowiec dalej realizuje swoją pasję – w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W dokumencie poznamy jego perspektywę, zobaczymy, że ludzie ciągle "kopiują" zwierzęta, a od pytań natury etycznej zacznie nas boleć głowa.
Ocena redakcji:
4/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Król klonów" to film dokumentalny nakręcony przez hinduskiego reżysera Aditya Thayię. Możemy go obejrzeć na Netfliksie.
Film jest przede wszystkim dla widzów zainteresowanych tematem klonowania oraz dla tych, którzy nie znali historii Hwang Woo-suka. Jednak reżyser pokazuje też zupełnie nowe rzeczy, jak obecny biznes skompromitowanego naukowca i to, jak się tłumaczy.
Jest porządnie zrealizowany, ekscytujący i przedstawia różne strony medalu. Klonować czy nie klonować? Oto jest pytanie, a po tym dokumencie będzie nam jeszcze trudniej na nie odpowiedzieć.
Na wstępie przyznam szczerze, że nie miałem pojęcia, że zwierzęta są klonowane nie tylko w celach stricte naukowych, ale i prywatnych. Dokument Netfliksa ukazuje m.in. mało znaną gałąź biznesu... ze zwierzętami kopiowanymi na zamówienie. I to nie takiego prowadzonego w tajnych, podziemnych bazach, ale zupełnie legalnie. Przynajmniej jeśli chodzi o zwierzaki.
Ludzie klonują u Hwang Woo-suka psy i koty. Po co? Z miłości
Każdy opiekun czworonoga poważnie zastanowiłby się, gdyby miał możliwość "wskrzeszenia" ukochanego psa lub kota, który towarzyszył mu przez wiele lat. Jednym z bohaterów "Króla klonów" jest bogaty radiolog z Włoch, który w ten sposób "przedłużył" życie swojego pupila.
Początkowo nie wiedział, co zrobić ze zwłokami "oryginału" po śmierci, więc schował je do zamrażarki (niektórzy właściciele naprawdę nie chcą się rozstać z psiakami). Gdy nadarzyła się sposobność, zgłosił się do firmy Hwanga Woo-suka i sklonował pupila. Jest nawet pokazana groteskowa scena, w której razem z nowym psem grzebie w ogródku zwłoki jego poprzednika.
Pomimo tego, że przy klonowaniu nie kopiuje się fenotypu (m.in. zachowania), tylko DNA, to mężczyzna uważa, że nowy pupil jest tym samym zwierzęciem, bo jest wychowywany w tym samym domu i przez tego samego właściciela. Można mu jednak tylko wierzyć na słowo, bo raczej trudno to zweryfikować.
Takich jak osób jak ten mężczyzna on jest więcej. Hwang Woo-suk oprowadza nas po laboratorium, które przypomina wypasione schronisko. Tyle tylko, że wszystkie psy są tam sklonowane na zlecenie prywatnych właścicieli (przyznał, że skopiował tak 1600 czworonogów). W swojej karierze klonował też krowy, świnie, wilki, kojoty, koty, konie i wielbłądy.
Te ostatnie zwierzęta obecnie "wykonuje" w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Szejkowie klonują sobie najlepsze wielbłądy wyścigowe, by wygrywać zawody lub sprzedawać najlepszych czempionów (za np. 5 milionów dolarów). To jednak tylko jedna z możliwości klonowania – podyktowana osobistymi zachciankami. Jednak ta gałąź nauki może służyć też bardziej wzniosłym celom.
Mroczna strona ex-profesora Hwang Woo-suk. Zdradził naukę i oszukał miliony osób
Nie da się ukryć, że klonowanie może być przyszłością medycyny – transplantacja organów sprowadzałaby się do ich wyhodowania z komórek macierzystych potrzebujących osób. Do tego byłyby idealnie dopasowane genetycznie. Klonowanie miałoby też pomóc przy leczeniu białaczki oraz chorób Parkinsona i Alzheimera. Zresztą takie cuda obiecywał włąśnie Hwang Woo-suk.
Zapewniał nawet osoby na wózkach, że wkrótce staną na nogi. Jego głośne i rewolucyjne wyniki badań z 2005 roku nad komórkami macierzystymi (to z nich można stworzyć dowolny organ) zostały jednak sfabrykowane. Po prostu wcale nie opanował klonowania ludzkich komórek, ale wstyd było przyznać. Do tego używane przez niego komórki jajowe były pozyskiwane nielegalnie (płacono za to dawczyniom). Pomimo tego i tak dla wielu osób był i jest bohaterem.
To bardzo niejednoznaczna postać. Z jednej strony naprawdę potrafi klonować zwierzęta, ale z drugiej oszukał wszystkich przy badaniach z ludzkimi embrionami (udało się to jednak zrobić później innym naukowcom). Z rozmów przedstawionych w dokumencie nie sprawia też wrażenia "drugiego Mengele", ale bardziej "szalonego doktorka", który jest zafascynowany możliwościami współczesnej nauki i dla osiągnięcia celu nie cofnie się przed niczym... co też jest dość niebezpiecznym połączeniem.
Miał nawet marzenie, by sklonować mamuty z zachowanych kości i umieścić kilka osobników w strefie zdemilitaryzowanej między Koreą Północną i Południową, co miałoby być pierwszym krokiem do zjednoczenia obu państw. Wypowiadający się w dokumencie eksperci sprowadzają nas na ziemię i wyjaśniają, dlaczego to zły i praktycznie niemożliwy do zrealizowania pomysł (ogólnie mówiąc: mamuty żyły w kompletnie innym środowisku i czasie).
"Król klonów" to dokument, który zmusza do myślenia i analizy własnych przekonań
W czasie seansu zastanawiamy się nie tylko nad etycznością i sensem działań Hwanga, ale też bijemy się z własnymi myślami. Czy badania i eksperymenty w imię nauki i lepszego jutra powinno się wykonywać bez względu na środki i ofiary? Czy są jednak granice, których jednak nie powinniśmy przekraczać, by móc potem spojrzeć w lustro? Czy klony mają duszę?
Obecni w filmie etycy nie dają niestety konkretnej odpowiedzi na te pytania w kontekście klonowania – zwłaszcza ludzi. Zresztą pada w nim stwierdzenie, że "nauka często wyprzedza etykę". Pomimo tego to wciąż fascynujący dokument, który w interesujący sposób pokazuje kawałek świata, o którym większość z nas nie ma bladego pojęcia, a w przyszłości może stać się naszą codziennością.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.