Jeden to legenda Glasgow, drugi ma być legendą Londynu. Grają w najlepszej lidze świata, chociaż walczą o inne cele. Dziś Artur Boruc i Wojciech Szczęsny, choć dzieli ich 10 lat, rywalizują o miejsce w bramce reprezentacji Polski. I nie tylko. W ostatnim czasie relacje pomiędzy dwoma najlepszymi Polskimi bramkarzami są conajmniej napięte. Szczęsny: – Boruc jest już kadrze niepotrzebny. Boruc: – Może Wojtek po Euro spokorniał...
Artur siedział wygodnie w skórzanym fotelu i popijał dobrą, szkocką whisky. Znajomi dostrzegali na jego twarzy delikatny uśmiech. Na ekranie telewizora Wojciech Szczęsny schodził właśnie z boiska w meczu z Grecją. Szczęsny miał być jedną z gwiazd mistrzostw Europy. W bramce miał dokonywać cudów na miarę Boruca z 2006 i 2008 roku. Po godzinie gry marzenia i nadzieje prysły. Bramkarz Arsenalu Londyn głupio sfaulował Dimitrisa Salpingidisa, a sędzia Carlos Velasco Carballo szybko pokazał mu czerwoną kartkę. Do bramki zdążył już wejść Przemek Tytoń. Boruc wziął kolejny łyk, a uśmiech nie schodził mu z twarzy...
Tak mogła wyglądać 68. minuta meczu Euro 2012 Polska - Grecja w domu Artura Boruca. Przed kilkoma laty jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, wtedy gościa odstrzelonego przez selekcjonera Franciszka Smudę. Stał na uboczu. Szczęsny natomiast brylował. Reklamował napoje i czipsy. Obok Błaszczykowskiego i Lewandowskiego był twarzą reprezentacji Polski. Dziś na zgrupowaniu kadry obaj trenują razem. Ostro walczą o miejsce w pierwszym składzie. Kto wygra? Wciąż trwa pierwsza runda, w Dublinie. Gong już w środę o 20:45.
Szczęsny solidny, ale bez rewelacji
Kto dziś jest większą gwiazdą? W teorii Wojciech Szczęsny – na to pytanie odpowiada nam zresztą tabela Premier League. Szczęsny walczy z Arsenalem o Ligę Mistrzów; Southampton Boruca tylko o utrzymanie. Praktycznie jednak, to 32-latek jest górą. To do niego należały ostatnie trzy tygodnie. I mimo iż „Święci” swoje mecze zazwyczaj przegrywali, to Artur kilkukrotnie popisywał się paradami jak ze starych, szkockich czasów. Doceniać zaczęli go kibice i dziennikarze. Nie śmiał już już nikt.
A Szczęsny? Wojtek co prawda utrzymał swoją stabilną formę, ale ograniczył się do łapania tego, co złapać musi, i puszczania tego, co wpaść do siatki powinno. Żadnej rewelacji, żadnych fajerwerków. Nic ponad stan.
Podobno na zgrupowaniu reprezentacji idą łeb w łeb. Tu warto zauważyć, że kiedy Boruc ratował Polskę raz po raz przed stratą gola na Mundialu w 2006 roku w Niemczech, i chwilę później – gdy ofertę złożył mu AC Milan, Wojtek miał… 15 lat. Ta różnica wieku, a wynosi ona aż dziesięć lat, potęguje siłę słów Szczęsnego. A słów Wojtka nie brakuje.
Interwencje Boruca gów... dały
Tajemnicą Poliszynela jest fakt, że relacje między dwoma reprezentacyjnymi bramkarzami są napięte. Wojenkę rozpoczął Szczęsny, który na łamach mediów lekko dokuczał swojemu poprzednikowi w bramce kadry. – Myślę, że udało mi się przekonać kibiców, że Boruc jest kadrze niepotrzebny – wypalił młody bramkarz po towarzyskim meczu z Portugalią. Wtedy Boruc milczał. Szczęsny dorzucił więc do ognia, stwierdzając, że „interwencje Boruca na Euro 2008 gówno dały”. Artur odpowiedział dopiero po fatalnej wpadce Szczęsnego na Euro. Ale zrobił to dosyć delikatnie, z klasą: – Mam nadzieję, że Wojtek trochę spokorniał.
Ale Wojtek nie spokorniał. Zapytany we wtorek o tamte słowa przez reportera związkowej telewizji Łukasza Wiśniowskiego, odparł tylko, że niczego prostować, ani tłumaczyć, nie będzie. Wojtek, jak to Wojtek – powiedział to z niezwykłym wdziękiem i nikt pewnie na niego dąsać się nie będzie. Przez szczery uśmiech przebija jednak stosunek do Boruca, który delikatnie mówiąc, jest lekceważący.
Boruc natomiast, choć uparcie twierdzi, że słowa młodszego kolegi go nie dotykają, jest dosyć czuły na krytykę. Pod maską Boruca-twardziela, „Holie Golie”, którego wielbiła katolicka część Glasgow, pod przykrywką lubiącego wypić i poprzeklinać faceta, kryje się Boruc-wrażliwy.
Boruc w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” twierdzi, że spokorniał. Przez dwa lata jego występów we włoskiej Fiorentinie, kiedy polscy dziennikarze docierali do niego od wielkiego dzwonu, nabrał dystansu do otoczenia. Nie brał udziału w polsko-polskich wojenkach przed i w trakcie Euro. Nie musiał świecić oczami przed 38-milionowym narodem po porażce z Czechami. Wreszcie miał miejsce – dla siebie i dla bliskich. Po latach spędzonych w Glasgow, gdzie był gwiazdą numer 1 i najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii ligi szkockiej, w końcu odpoczął od wszędobylskich paparazzi i szukających sensacji dziennikarzy. Mógł spokojnie jeść makaron, palić papierosy, a od czasu do czasu popijać whisky – ostatecznie liczyła się tylko jego forma na boisku. A na nią nie mógł narzekać.
Odwrotnie Szczęsny. On nigdy nie ukrywał, że medialny tumult niekoniecznie jest jego wrogiem. Potrafił rzucać kwiecistymi metaforami, mówił ostro i celnie – zupełnie jak ojciec, Maciej, także były reprezentant Polski. Od czasu do czasu Wojtek pojawiał się na szpaltach gazet, lub w telewizyjnym ekranie. Jeździł swoim nowym Porsche, zaprosił do swojego mieszkania reportera Orange Sport, bardzo aktywnie uczestniczył w projekcie Arsenal.tv – klubowej telewizji Kanonierów, w której "Szczasny" był chyba największą gwiazdą.
Wbrew pozorom jednak, są do siebie bardzo podobni. Obaj są pyskaci, mówią, co myślą, a myślą niesztampowo i często kontrowersyjnie. Nie dają sobie dmuchać w kaszę. Kto wie, czy Panas i Lady Pank proroczo nie napisali piosenki o Borucu i Szczęsnym – „Tacy sami, a ściana między nami”. Pasuje jak ulał.
Na pewno spokorniałem przez te kilka ostatnich miesięcy. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener, ale z pewnością nie usiądę spokojnie na pośladkach. Będę mocno pracował. Chcę dać trenerowi powód do tego, aby mnie wystawił. Co dam kadrze? Okaże się. Sam się zastanawiam...