Kierowcy jeżdżący bez prawa jazdy to prawdziwa plaga i ogromne zagrożenie. Osób podobnych do Władysława Serafina, który zasłynął ostatnio "jazdą bez prawka", może być na naszych drogach nawet pół miliona. W zeszłym roku policyjne kontrole, które obejmują przecież tylko niewielką część pojazdów na naszych drogach, ujawniły, że za kółko wsiadło ponad 30 tysięcy osób, które nie miały do tego uprawnień.
Zatrzymanie Władysława Serafina, który ponad dwukrotnie przekroczył prędkość, a w dodatku nie miał prawa jazdy, pokazała skalę problemu. Jak podaje
"Rzeczpospolita" w zeszłym roku
policja zatrzymała 31 tysięcy kierowców, którzy prowadzili samochód nie mając do tego prawa. Aż 26 tysięcy spośród nich nigdy nie zdało egzaminów, pozostałym pięciu tysiącom jeżdżenia zakazał sąd (na przykład za jazdę po alkoholu lub spowodowanie wypadku).
Do takich praktyk nie zniechęcają kary. Jeśli nigdy nie mieliśmy prawa jazdy, to jedyne co może nas spotkać to mandat do 500 złotych. Gdy kierowca złamie zakaz sądu i wsiądzie za kółko, może trafić do więzienia na trzy lata. Eksperci przestrzegają, że takie osoby to ogromne zagrożenie, bo sąd nie odbiera prawa jazdy ot tak, tylko ma uzasadnione powody. Kierowcy, którym sąd nie odebrał uprawnień, ale po prostu nigdy ich nie zrobili, nie mieli okazji by ekspert zweryfikował ich mniemanie o swoich umiejętnościach.
O jeżdżeniu bez prawa jazdy zrobiło się głośno za sprawą polityka PSL. Policjanci
zatrzymali do kontroli pędzącego w terenie zabudowany ponad 100 km na godzinę Władysława Serafina. Ten, pokazał funkcjonariuszom dokumenty z unijnymi pieczęciami, a ci z racji immunitetu puścili go wolno. Potem okazało się, że Serafin nie tylko nie jest – jak im się wydawało – europosłem, ale od trzech lat nie może w ogóle siadać za kierownicą.