Dla niektórych spełnienie polecenia "Prawo jazdy i dowód rejestracyjny, proszę" to problem. Ogromna liczba więcej kierowców jeździ bez uprawnień.
Dla niektórych spełnienie polecenia "Prawo jazdy i dowód rejestracyjny, proszę" to problem. Ogromna liczba więcej kierowców jeździ bez uprawnień. Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
Reklama.
Zatrzymanie Władysława Serafina, który ponad dwukrotnie przekroczył prędkość, a w dodatku nie miał prawa jazdy, pokazała skalę problemu. Jak podaje "Rzeczpospolita" w zeszłym roku policja zatrzymała 31 tysięcy kierowców, którzy prowadzili samochód nie mając do tego prawa. Aż 26 tysięcy spośród nich nigdy nie zdało egzaminów, pozostałym pięciu tysiącom jeżdżenia zakazał sąd (na przykład za jazdę po alkoholu lub spowodowanie wypadku).

Nieoficjalne szacunki policyjnych ekspertów mówią, że takich kierowców bez uprawnień może być nawet pół miliona. Jest też nowy trend: kiedyś była to domena młodych, dzisiaj coraz częściej są to ludzie dojrzali. – To osoby w średnim wieku, które np. podchodziły do egzaminu na prawo jazdy i nie zdały. Prowadzą biznes, muszą jeździć, więc ryzykują – mówi Sławomir Konieczny, rzecznik policji w Gorzowie Wielkopolskim. CZYTAJ WIĘCEJ

Źródło: "Rzeczpospolita"

Do takich praktyk nie zniechęcają kary. Jeśli nigdy nie mieliśmy prawa jazdy, to jedyne co może nas spotkać to mandat do 500 złotych. Gdy kierowca złamie zakaz sądu i wsiądzie za kółko, może trafić do więzienia na trzy lata. Eksperci przestrzegają, że takie osoby to ogromne zagrożenie, bo sąd nie odbiera prawa jazdy ot tak, tylko ma uzasadnione powody. Kierowcy, którym sąd nie odebrał uprawnień, ale po prostu nigdy ich nie zrobili, nie mieli okazji by ekspert zweryfikował ich mniemanie o swoich umiejętnościach.
O jeżdżeniu bez prawa jazdy zrobiło się głośno za sprawą polityka PSL. Policjanci zatrzymali do kontroli pędzącego w terenie zabudowany ponad 100 km na godzinę Władysława Serafina. Ten, pokazał funkcjonariuszom dokumenty z unijnymi pieczęciami, a ci z racji immunitetu puścili go wolno. Potem okazało się, że Serafin nie tylko nie jest – jak im się wydawało – europosłem, ale od trzech lat nie może w ogóle siadać za kierownicą.
źródło: "Rzeczpospolita"