Z jednej strony edukacyjne bajki o dwóch tatusiach, z drugiej – zapewnienia, że młodzi padają ofiarą homoseksualnego lobby i tylko wmawiają sobie inną orientację. W cieniu dyskusji o związkach partnerskich i prawach homoseksualistów trwa zażarta walka o to, po której stronie tego konfliktu staną dzieci.
Latem ubiegłego roku do studia Polsatu zaproszeni zostali goście: Przemysław Wipler z PiS i Anna Grodzka z Ruchu Palikota. Wipler przyjechał z córką, która na wypowiedziane przez Grodzką "dzień dobry" schowała się za nogami ojca i zaczęła wołać: "Tatusiu, dlaczego ten pan nosi sukienkę".
Taka anegdota znalazła się ostatnio na łamach tygodnika "Do Rzeczy". I choć pozornie nie ma znaczenia dla trwającej dyskusji o orientacji seksualnej oraz tożsamości płciowej, zwraca uwagę na to, co dzieje się za kulisami konfliktu między zwolennikami tolerancji i tymi, którzy sprzeciwiają się prawom osób trans czy homo.
Tam, czyli w domach, internecie, na kartach książek czy gazet, trwa równie gorąca rywalizacja. Stawką jest tutaj pogląd najmłodszych.
Tolerancja po katolicku
"Mały Gość Niedzielny", pismo o tematyce religijnej dla dzieci i młodzieży, w ostatnich latach stawał się frontem tej walki. Młodzi czytelnicy w listach do redakcji chętnie bowiem pytają o wskazówki w sprawach dotyczących seksualności i tolerancji. "Jestem chrześcijanką, ale toleruję homoseksualistów, chociaż nie pochwalam" – napisała na przykład jedna z czytelniczek podpisana jako "Tolerancyjna".
Co przeczytała w odpowiedzi? "Jeśli znamy homoseksualistę, to go szanujemy jako człowieka. Ale jeśli rozpowszechnia fałszywe teorie, deprawuje młodzież, organizuje marsze, by to propagować, eksponuje z dumą swoją orientację, to nie powinniśmy tego tolerować. Nawet po listach młodzieży widzę, że temat staję się poważny. Nastolatki zaczynają w sobie szukać na siłę tych skłonności, jeszcze trochę, a stanie się to modne".
Podobnej korespondencji jest więcej. Wzór w każdym przypadku ten sam: redakcja "Małego Gościa" stara się przekonać młodych katolików, że homoseksualizm, szczególnie wśród młodzieży, to twór sztuczny, wykreowany przez homo lobby.
"Poznałam mądrą dziewczynę, mamy podobne zainteresowania, czasami spotykamy się, częściej piszemy do siebie. Nagle pisze, że ona jest chyba innej orientacji" – zwierza się "licealistka". Ekspertka redakcji w odpowiedzi tłumaczy zaś: "Nie wierzę, że dziewczyna jest homoseksualna. Niestety, lobby homoseksualistów jest tak potężne, że coraz więcej młodych ludzi doszukuje się w sobie tej orientacji. (…) Jeśli jesteś z tą dziewczyną szczera, to napisz, że nie wierzysz, że to przekonanie płynie z jej głębi, lecz jest ofiarą lobby gejowskiego. (…) Ona nie potrzebuje krytyki, lecz otwarcia oczu, bo ktoś próbują ją manipulować i to mocno".
Poza tym, dodaje, że gdyby każdy, komu wydaje się, że jest orientacji homoseksualnej, rzeczywiście taki był, doszlibyśmy do zaskakujących wniosków. "Czytałaś 'Kamienie na szaniec'? Przecież tych wielkich bohaterów II wojny można by też podejrzewać o skłonności homo, bo spędzali razem dnie i noce. (…) Gdyby Ania z Zielonego Wzgórza powstała dzisiaj, to pewnie obie z Dianą uznałyby, że powinny stworzyć związek" – konstatuje ekspertka "Małego Gościa".
"Uczucie trzeba z siebie wyrzucić"
Mierzy się też z dylematami 16-latka, który pochodzi z chrześcijańskiej rodziny, chodzi do kościoła, ale zakochał się w chłopaku. "A Kościół na to mówi, że takie uczucie trzeba z siebie wyrzucić. Tak samo gdybyś zakochał się kiedyś w mężatce" – odpowiada nastolatkowi.
Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny "Frondy" i ojciec czwórki dzieci, komentuje w rozmowie z naTemat, że nie ma nic zdrożnego w takich odpowiedziach młodzieżowego katolickiego pisma. – Przecież istnieje taki typ homoseksualizmu, który jest nabywany w wieku dojrzewania, na skutek pewnej mody i presji środowiskowej. W wieku 15, 16 lat ludzie mają rozmaite kłopoty z własną tożsamością. Zamiast utwierdzać ich w błędnych mniemaniach trzeba próbować wyprowadzać z błędu – mówi.
Terlikowski zgadza się ze stwierdzeniem, że trwa swego rodzaju walka o "dusze" młodych ludzi, m.in. w kontekście poglądów na homoseksualizm. – Od najmłodszych lat lobbyści homoseksualni próbują deprawować człowieka. Przyczyna tego, że kierują swój przekaz do dzieci, jest prosta. Nie mogą począć dzieci, więc muszą je ukraść – stwierdza publicysta. Sam jest zresztą jednym z najaktywniejszych członków ruchu oporu wobec "zarażania dzieci homoseksualną retoryką".
Edukacja czy deprawacja
Tomasz Szypuła z Kampanii Przeciwko Homofobii zamiast "zarażania dzieci homoseksualną retoryką" woli określenia "uświadamianie" i "edukacja seksualna". – Podstawowym problemem jest to, że w Polsce w ogóle nie ma takiej edukacji, bo to, co jest w szkołach jako wychowanie do życia w rodzinie, to antyedukacja. Przeciąganie liny, które środowiska sieją wśród dzieci propagandę, jest nonsensem. Przecież jako wykształceni ludzie powinniśmy się opierać na tym, co mówi medycyna i co mówią psychologowie. Na tym musi też bazować Ministerstwo Edukacji Narodowej – mówi naTemat.
Mimo protestów, w których przeważnie pada argument o "deprawacji", środowiska lewicowe konsekwentnie próbują edukować dzieci i młodzież, szczególnie poprzez dostarczanie do szkół odpowiednich materiałów. W październiku 2009 roku poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń wydał w Polsce książkę "Z Tango jest nas troje" autorstwa Petera Parnella i Justina Richardsona, która przybliża najmłodszym tematykę homoseksualizmu. Opowiada o Tango - "pierwszym pingwinie w ZOO", który miał dwóch tatusiów. Debiut książki nie obył się bez kontrowersji. Kiedy pojawił się pomysł, by w jednym z gdańskich przedszkoli urządzić publiczne czytanie, zaprotestowali rodzice.
Ostatnio zaś prawicowy portal Niezalezna.pl oburzał się "homobajką" dla przedszkolaków. "Mamami Maćka i Karoli są Sabina i Krysia. Obie są lesbijkami" – czytamy w książce "To wszystko rodzina!". Zdaniem wydawcy znalazły się w niej potrzebne i ciekawe informacje o różnorodnych formach rodziny, "np. o samotnych rodzicach, rodzicach patchworkowych, rodzinach jednopłciowych, czy wreszcie rodzinach adoptujących dzieci".
– Dla małych dzieci powinny być przeznaczone książki obrazkowe, jak choćby historie zwierząt, które obrazowo przedstawiają problem. Jeśli mówimy o nastolatkach, to powinni oni po prostu otrzymywać rzetelną wiedzę. Sprawa jest oczywista, nie ma tutaj mowy o wojnie o dzieci – podkreśla Tomasz Szypuła.
Emocje na bok
– Poglądy, a nie emocje – tak na pytanie, jak rozmawiać z dziećmi o orientacji seksualnej, odpowiada Dorota Zawadzka, pedagog i psycholog rozwojowy. Jak mówi, nie ma jednego wzoru, którym w takich rozmowach mogliby posługiwać się rodzice. Ważne, by pamiętać, że rozmawiać trzeba, – Nie ma się co oburzać na książki o edukacji homoseksualnej. To tak jakbyśmy powiedzieli, że nie będziemy wydawać książek o biedzie, bo biedy nie ma. Młody człowiek powinien mieć dostęp do takiej literatury – podkreśla.
Czytaj także: Holland: Małżeństwa homoseksualne oddzielają polską prawicę od rzeczywistych konserwatystów
Rodzice powinni więc raczej uciekać od emocjonalnej retoryki, która dzieli środowiska lewicowe i prawicowe. To oni są bowiem tymi, którzy w "wojnie o dzieci" mają wręcz decydujący głos. – Wiadomo, że każdy rodzic w rozmowie z dzieckiem będzie przekazywane informacje filtrował pod kątem własnych uprzedzeń i poglądów. Ale jeśli przedstawi dziecku najnowszy stan wiedzy, obiektywnie powie, że jedni mówią na ten temat tak, drudzy inaczej, a on ma określony pogląd, to wtedy ja się żadnej ideologii nie boję – podkreśla Zawadzka.
Od najmłodszych lat lobbyści homoseksualni próbują deprawować człowieka. Przyczyna tego, że kierują swój przekaz do dzieci, jest prosta. Nie mogą począć dzieci, więc muszą je ukraść.