Już za chwilę, za momencik, przywódcy krajów Unii Europejskiej będą negocjować nowy budżet UE na lata 2014-2020. Mało kto mówi teraz o tym, jak wydaliśmy pieniądze w latach 2007-2013. A warto, bo nie zawsze polskie władze wydawały mądrze.
Oczywiście, unijny budżet nie jest workiem bez dna. Nie jest też tak, że dostajemy z góry pieniądze i potem hulaj dusza, piekła nie ma. Chociaż z budżetu UE dostaliśmy na lata 2007-2013 aż 67,3 miliardów złotych, to nie mogliśmy ich wydać od razu – co i tak byłoby bez sensu – ani na dowolne inwestycje.
Te kilkadziesiąt miliardów dzieli się bowiem na rozmaite fundusze, które jasno określają na co je można wydawać. Część przeznaczona jest tylko na infrastrukturę, część na walkę z bezrobociem, a część na inwestycje dla samorządów. Czy udało nam się te pieniądze spożytkować rozsądnie?
Nie jest najgorzej
Poseł PiS Stanisław Ożóg z podkomisji ds. monitorowania wykorzystania funduszy unijnych twierdzi, że część pieniędzy została przez Polskę zmarnowana. Podobnie oceniał w październiku 2012 roku Jerzy Kwieciński, były minister rozwoju regionalnego.
Dr Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i ekspert Business Centre Club, stwierdza zaś: – Sposób wykorzystania unijnych funduszy oceniam jako
Zobacz na co wydaliśmy pieniądze
Czy Polska rozsądnie wydawała unijne pieniądze, możecie ocenić sami. Wystarczy wejść na stronę Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Tam podane są wszelkie rozliczenia z każdego unijnego eurocenta, który wykorzystaliśmy. Link - poniżej.
umiarkowanie dobry. Choć faktem jest, że część środków źle wydatkowano – przyznaje.
Z takimi opiniami nie zgadza się Konrad Niklewicz, były wiceminister rozwoju regionalnego, specjalista ds. unijnych funduszy i nasz bloger. – Stwierdzenia opozycji są oparte na braku wiedzy. Ja jestem w stanie wykazać, że pieniądze nie zostały zmarnowane. Dobrze wydawaliśmy je w latach 2007-2013 i widzi to także Unia Europejska, co sprawia, że łatwiej nam będzie negocjować teraz nad nowym budżetem – przekonuje z kolei Konrad Niklewicz. Gdzie więc leżą kwestie sporne?
Świetlice niepotrzebne...
Najczęściej o nierozsądne wydawanie unijnych pieniędzy oskarża się samorządy, które budowały liczne świetlice, baseny lub inne tego typu obiekty. Oczywiście, cel był szczytny: dla mieszkańców. Problem jednak polega na tym, że mieszkańcy niekoniecznie z nich korzystają. Jak pisał już w lutym 2012 "Dziennik Gazeta Prawna", na Mazowszu powstało 300 takich świetlic, ale w zimie ogrzewanych było tylko 20 z nich – bo tylko tam ktoś regularnie przychodził.
Poseł PiS Stanisław Ożóg uważa, że takich inwestycji można wymienić o wiele więcej. – Niektóre inwestycje były realizowane przez samorządy i dla samorządów. Władze lokalne robiły to, bo można było zrobić uroczyste, huczne otwarcie, ale nie zastanawiano się co stanie się z tymi obiektami w przyszłości – podkreśla
parlamentarzysta. Nie da się bowiem ukryć, że jeśli z obiektów takich jak baseny nikt nie będzie korzystał, to samorządy tylko dołożą do tego interesu. Na dodatek gminy, które skorzystały z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i budowały za pieniądze z PROW, nie mogą teraz zarabiać na tych obiektach przez następne 7 lat – i tak jest właśnie z wieloma świetlicami w kraju.
Jednocześnie poseł PiS podkreśla, że potrzebujemy wszystkich inwestycji, ale na obecnym etapie powinniśmy zastanawiać się które z nich są prorozwojowej i w nie inwestować w pierwszej kolejności. Poseł zaznacza też, że chociaż pieniądze na budowę takich obiektów można było wykorzystać lepiej, to nie potępia tego, bo te inwestycje dawały też miejsca pracy.
… Czy niezbędne do wyrównywania szans?
Konrad Niklewicz te zarzuty odparowuje jednym argumentem: wiele unijnych funduszy przeznaczonych jest wyłącznie do tego, by wyrównywać szanse. Nie wszystkie muszą stymulować gospodarkę i nie mogą, bo Unia przecież skwapliwie sprawdza na co wydajemy.
Oczywiście, argument wartości, jaką jest wyrównywanie szans, wygrywa w starciu z ekonomicznym rozsądkiem. Trudno jednak nie zastanowić się: czy aby na pewno samorządy nie mogły wydać tych pieniędzy lepiej?
Zapewne tak. Szczególnie, że samorządy, jak mówi nam Stanisław Ożóg, często musiały środki z Regionalnych Programów Operacyjnych przeznaczać na rzeczy, które finansować powinien budżet centralny. – W Podkarpackim rewitalizowano linię kolejową, a przecież powinien zrobić to rząd. Tam też wydano unijne pieniądze na ochronę przeciwpowodziową czy wyposażenie jednostek straży pożarnej – wylicza poseł PiS. Podkreśla też, że nie ma nic przeciwko takim wydatkom, bo są one potrzebne, ale ich koszty powinien ponosić rząd, a nie lokalne władze, które te kwoty mogłyby przeznaczyć np. na drogi.
Słabe szkolenia?
Niestety, pytanie o dobre wykorzystanie środków unijnych pojawia się też w przypadku Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, przeznaczonym do "poprawiania edukacji", "wykorzystania potencjału zasobów ludzkich", czy "zmniejszenie obszarów wykluczenia społecznego". PO KL finansowany jest z w większości (85 proc.) z Europejskiego Funduszu Społecznego, z którego polska uszczknęła dla siebie prawie
Kapitał Ludzki po niemiecku
Jako przykład lepszego wykorzystania funduszy z EFS Stanisław Ożoga wskazuje Niemcy. Tam stworzono nawet nie szkolenia, a całe duże kursy, na których młodzi Niemcy uczyli się zawodów. W tym czasie dostawali "kieszonkowe" - kilkaset euro - a później mieli, jako specjaliści, zapewnianą pracę. Ożóg zaznacza jednak, że mądrzejsze samorządy potrafiły wykorzystać ten fundusz tak, by kupić na przykład nowe komputery. – I w ten sposób w niektórych miejscach coś z tego zostało – ocenia poseł.
10 miliardów euro. Pieniądze te wydawano głównie na szkolenia dla obywateli. Jak twierdzi Stanisław Ożóga, nieefektywne szkolenia: – Tam naprawdę zmarnowano pieniądze. Szkoliło się bezrobotnych, szkoliło szkolących. Może i dzięki temu powstały miejsca pracy: w firmach szkoleniowych. Szkolenia te nie dały jednak efektów w postaci zmniejszenia bezrobocia – zaznacza parlamentarzysta. Do jego opinii przychyla się dr Janusz Steinhoff, który również uważa takie działanie za nieefektywne.
Tezę tę obala jednak Konrad Niklewicz: – To mówienie nieprawdy. Pieniądze te dobrze spożytkowano na szkolenia, że dzięki którym bezrobotni zdobyli umiejętności pozwalające im potem znaleźć pracę, a tym pracującym podnieść swoje zarobki – ripostuje Konrad Niklewicz i przytacza statystyki: co druga osoba bezrobotna w wieku 50 – 64 lata, która wzięła udział w szkoleniu dofinansowanym z PO KL, w ciągu sześciu kolejnych miesięcy albo znalazła nową pracę, albo założyła własną działalność gospodarczą.
Drogi, dziurawe drogi
O ile więc w przypadku szkoleń możemy mówić o pewnych wymiernych efektach, to już przy środkach na infrastrukturę trudno mieć zrozumienie dla władz. – Nie odnosimy tutaj sukcesów. Oddano odcinek A2 Tomyśl-Świeck, zbudowany przez firmę Jana Kulczyka. Tam nie było afer i problemów, ale w pozostałych przypadkach firmy budowlane są w stanie upadłości, autostrad dalej nie ma, jest marazm, a Główny Inspektor Transportu Drogowego ma świetne samopoczucie – zarzuca rządowi dr Janusz Steinhoff. I przypomina, że ani jeden odcinek autostrad nie został oddany w terminie.
Nasz rozmówca podkreśla, że inwestycje w infrastrukturę są szczególnie istotne, bo im lepsza ona jest, tym łatwiej pozyskać inwestorów z zagranicy. Poseł PiS z kolei przypomina, że w ostatnich dniach głośno było o wstrzymaniu wypłaty 3,5 miliarda unijnych euro dla Polski przez korupcyjne afery, ujawnione przy budowach autostrad. – Ja wczoraj, od dwóch różnych ministrów, słyszałem raz o 900 milionach euro, a raz nawet o 4 miliardach euro. To ile tego w końcu jest? – pyta poseł i zaznacza, że polskie służby wiedziały o korupcyjnych przekrętach drogowych już w 2009 roku. – A dziś mamy 2013 i nikt z tym nic nie zrobił? – oburza się nasz rozmówca.
Afery jednak da się wyjaśnić. – O tych nieprawidłowościach Polska poinformowała KE już w 2010 roku. I stąd zaskoczenie rządu wstrzymaniem tych wypłat. Proszę jednak pamiętać, że ostatnio komisarz ds. polityki regionalnej Johannes Hahn uznał
tę sprawę za wyjaśnioną i zamkniętą. Zaznaczmy też, że te zablokowane pieniądze są na już zrealizowane inwestycje. Po tych drogach już jeżdżą samochody, teraz tylko czekamy na zwrot kosztów – tłumaczy Konrad Niklewicz.
Kolej gorsza od dróg
Niklewicz przypomina też, że autostrady to nie wszystko i dzięki funduszom unijnym powstały liczne drogi lokalne czy ekspresowe. Były wiceminister w trakcie dosłownie dwóch minut wymienia co najmniej kilka takich inwestycji w różnych częściach polski.
Kiedy jednak przychodzi do dyskusji o kolei, tak łatwo do porządku dziennego nad opieszałością rządu przejść się już nie da. – Kwiatkowski przed wojną zbudował 100 km linii w 21 miesięcy, za 35 milionów złotych, rękami 4 tysięcy pracowników. Gierek budował główną magistralę kolejową, nadal najnowocześniejszą w Polsce, przez 5 lat. A my tę magistralę już 10 lat remontujemy – wykazuje dr Janusz Steinhoff. Liczby przemawiają za nim: jeszcze w październiku 2012 roku z 4,8 miliarda euro, przeznaczonych na rozbudowę kolei, zakontraktowane było jedynie 48 proc. tej kwoty. Nawet ministerstwo transportu określiło to jako poziom "niezadowalający".
Konrad Niklewicz wykazuje jednak, że takie historyczne argumenty nie mają znaczenia: – Dobrze, że dr Steinhoff nie powołał się na piramidę Cheopsa. To były inne czasy, inne warunki, inne technologie, zupełnie inna kolej. Wtedy nie było na przykład przepisów nakazujących stworzenia dokumentacji, czy dana linia kolejowa nie będzie zagrażać środowisku. To dobrze, że teraz takie przepisy są, bo środowisko naturalne musimy chronić. Trzeba brać takie rzeczy pod uwagę – odparowuje były wiceminister rozwoju regionalnego. Z powagą dodaje jednak: – Na pewno można mieć większe oczekiwania co do kolei. Faktycznie są w tym opóźnienia, które jednak rząd stara się właśnie zniwelować, zawiera też nowe kontrakty – zaznacza nasz rozmówca.
Nie jest najgorzej
Jak więc widać, trudno ocenić, czy Polska zmarnowała – i ewentualnie ile – unijnych pieniędzy. Te bowiem możemy wydawać jeszcze do 2015 roku. Na chwilę obecną zakontraktowane zostało 84,5 proc. środków z
budżetu 2007-2013. Realnie wpłynęło zaś do nas już 31 miliardów euro, czyli prawie połowa otrzymanych przez Polskę funduszy. Czy wydanych rozsądnie? Generalnie – tak, choć za kilka lat może się okazać, że wtopiliśmy miliardy złotych na puste świetlice, baseny porastające bluszczem albo inne, zupełnie zbędne rzeczy.
A co będzie w latach 2014-2020? Dr Steinhoff nie ma wątpliwości: Polskę najbardziej zaboli, jeśli ograniczony zostanie Fundusz Spójności, który ma wyrównywać szanse między "bogatymi" krajami UE, a tymi biedniejszymi. Do tej pory byliśmy jednym z największych beneficjentów tego programu.
– Ale odnoszę wrażenie, że kolejny szczyt to tylko socjotechnika. Mówi się o walce, walczymy o budżet, ale z kim, skoro to są nasi partnerzy? Ta polityczna kuchnia nie powinna być pokazywana publicznie, bo obecnie to show służy tylko prowadzeniu polityki krajowej – ocenia dr Steinhoff. Dodaje jednak, że ma nadzieję iż dzisiaj budżet zostanie ostatecznie uchwalony, ale na negocjacje patrzy z przymrużeniem oka. – Bo potem i tak przecież okazuje się, że wszyscy przywódcy państw wracają do swoich krajów i wszyscy ogłaszają, że zwyciężyli – ironizuje były minister gospodarki.
W całej Polsce można znaleźć kilkadziesiąt tysięcy dowodów na to, że unijne pieniądze nie są marnowane, albo – jak określiła to jedna z gazet – „wyrzucane w błoto”. Dofinansowane z unijnych środków inwestycje w branży lotniczej na Podkarpaciu są najlepszym przykładem, że jest dokładnie na odwrót. CZYTAJ WIĘCEJ
Dziś po południu rozpoczyna się drugie podejście do wieloletniego budżetu UE i tym razem „do trzech razy sztuka” powiedzieć nie można. Niemcy pozwolą Francuzom strzelić bramkę, by potem wygrać cały mecz. CZYTAJ WIĘCEJ