Jako jedni z pierwszych w Europie mieliśmy okazję sprawdzić, czy nowy SsangYong naprawdę może namieszać na rynku. Torres to dla koreańskiej marki epokowy skok. Zmiany widać gołym okiem i mimo że nie wszystko zagrało na plus, to SUV z dużym potencjałem. A jedna rzecz wyszła Koreańczykom tak efektownie, że konkurencja została w tyle.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Już naprawdę głupio byłoby zacząć od pytania, czy kojarzycie SsangYonga. Kilka lat temu, kiedy testowałem XLV i Rextona, faktycznie zrobiłem trochę zamieszania wśród znajomych. Koreański znaczek niewiele mówił, nazwa też nie wzbudzała emocji, ale już same auta pozytywnie zaskakiwały.
Wtedy SsangYong w Polsce był jednak egzotyką, spotkać go na drodze graniczyło z cudem. A dzisiaj? Coraz częściej widuję Korando, kiedyś na Podhalu minąłem nowego Rextona. Zdarzyło mi się nawet przejechać obok potężnego Musso na parkingu, a trzeba mieć w sobie już dużo fantazji, by akurat w Polsce kupić koreańskiego pick-upa.
Koniem pociągowym SsangYonga do innej galaktyki ma być Torres – zupełnie nowy SUV, którego mieliśmy okazję sprawdzić. Ta inna galaktyka to po prostu ambitne plany sprzedażowe. Marka chce w najbliższych latach zgarnąć jeden procent polskiego rynku. I patrząc na nową zabawkę w ofercie, te plany nie muszą być tylko PR-owym chwytem.
Torres przede wszystkim wygląda tak, jak... żaden SsangYong. I może to dobry kierunek, bo akurat w designie przydało się więcej świeżości. Uwagę przyciąga szczególnie przód z ciekawym grillem i wzorem świateł. Z tyłu jest poprawnie, choć z dziwnym wybrzuszeniem na klapie bagażnika, które w sumie trudno wytłumaczyć. Nie jest to żaden schowek od środka i wygląda na to, że wyszła tu tylko fantazja projektantów. W sumie mamy do wyboru siedem kolorów nadwozia oraz felgi 17-20 cali.
Naprawdę zaskakujące są tu liczby, bo Torres przerasta swoich rynkowych rywali. 4,7 metra długości to więcej niż Toyota RAV4 czy Kia Sportage. SsangYong jest też szerszy (prawie 1,9 m), co przełożyło się na efektowną przestrzeń w środku. W Torresie naprawdę można zapakować się z całą rodziną na długi wakacyjny wyjazd.
Aż trudno uwierzyć w pojemność bagażnika, która według katalogu wynosi 703 l. Po złożeniu foteli możemy dostać ponad 1600 l. To są możliwości, którymi Koreańczycy w tej kwestii dosłownie pozamiatali.
Muszę tu zasiać trochę niepewności i zaryzykować tezę, że być może kogoś nieco poniosło. Owszem, bagażnik jest ustawny i łatwo upchnąć w nim walizki, ale pierwsza, nie tylko moja reakcja brzmiała: SERIO? Nie wygląda to na ponad 700 l, chociaż przestrzeń robi wrażenie. Trzeba zobaczyć na własne oczy, bo nie ma z czym dyskutować. Liczba z broszurki to podobno wartość według VDA.
A jak jest w środku? Bardzo cyfrowo. Mamy trzy ekrany, praktycznie zrezygnowano z fizycznych przycisków na rzecz multimedialnych rozwiązań. Klimatyzacją też sterujemy dotykowo, co może wyszło nawet na wyrost. Nie jestem fanem takiej obsługi, ale tutaj przebiegało to całkiem sprawnie. Wirtualny kokpit okazał się minimalistyczny, choć nadal z funkcją, której próżno szukać u droższych konkurentów. Kierowca może mieć przed oczami widok z Apple CarPlay, co zwykle dostępne jest tylko na największym centralnym wyświetlaczu.
Jeden poważny zgrzyt po pierwszej jeździe miałem jednak właśnie w kwestii multimediów. Cóż z tego, że szata graficzna wygląda na odświeżoną, skoro co chwilę dochodziło do... resetu. Dokładnie siedem razy system wyłączał się sam, po czym następowało ponowne uruchomienie. Na początku myślałem, że to mój telefon podpięty przez kabel USB coś namieszał w ustawieniach. Kiedy wyjąłem wtyczkę, okazało się, że system dalej żyje w swoim świecie i co chwilę robi sobie restart.
Podpytałem i wiem, że w innych testowych autach też był ten problem, więc muszę o nim wspomnieć, ale zakładam, że w samochodach, które wyjadą później z fabryki, ten błąd zostanie wyłapany. W przeciwnym razie auta mogą potrzebować jakiejś pilnej aktualizacji.
Na szczęście to tylko jedna irytująca wada, którą wyłapałem po zajęciu miejsca. Pozycja za kierownicą (może trochę za dużą) okazała się przyjemna, w oczy nie raził plastik. Powiedziałbym nawet, że Torres jest wykończony bardzo gustownie. W ofercie będzie dostępne wnętrze w czterech kolorystykach.
Pod maską Torresa mamy jedyną dostępną 4-cylindrową jednostkę benzynową o pojemności 1,5 litra i mocy 163 KM. Do tego 280 Nm momentu obrotowego, co przekłada się na dość żwawe starty w wykonaniu tego SUV-a. Do wyboru mamy też 6-biegową manualną lub automatyczną skrzynię biegów.
W czasie testów jeździłem głównie po lokalnych, krętych drogach, ale dało się wyczuć komfortowe zawieszenie Torresa. Kiedy wjechałem na piaszczysty, nierówny teren szybko wyszło, że nastawienie na wygodę było tu kluczowe. Na plus zapisałbym też czuły układ kierowniczy. Zimowa trasa w góry – w takich warunkach widzę tego SsangYonga, bo to nie jest tylko modne i duże auto do miasta. Możecie też podpiąć do niego przyczepę do 1900 kg.
Kierowca do wyboru ma trzy tryby jazdy: normalny, sportowy i zimowy. Przez dwie godziny starałem się korzystać dość rozsądnie z dostępnej mocy, co przełożyło się na spalanie średnio 10,5 litra. Nie przywiązujcie się jednak do tych wartości – trzeba jeszcze wyjechać na autostradę i postać w korkach, żeby pokazać bardziej realny wynik. Przy zakupie warto rozważyć możliwość zamontowania instalacji LPG objętej gwarancją producenta.
Ile kosztuje SsangYong Torres? Bazowa wersja "Joy" jest wyceniona na 139 900 zł i trzeba przyznać, że to sensowna oferta. Tym bardziej że podstawowa opcja to już gwarantowane ciekawe wyposażenie, np. oświetlenie LED, siedem poduszek powietrznych, dwustrefowa klimatyzacja czy pakiet systemów bezpieczeństwa.
Droższa jest odmiana "Adventure" (154 900 zł), od której do listy możliwości wskakuje nam napęd 4x4 z blokadą za dopłatą 10 tys. zł. Dalej w cenniku mamy wersję "Adventure Plus" (176 400 zł) oraz Wild (192 900 zł). Patrząc na przyzwyczajenia nabywców nowych aut w Polsce, pewnie wybiorą coś z tych bogatszych propozycji.
Jeśli tak ma wyglądać nowy kierunek SsangYonga, to ja nawet kupuję taki koncept. Zresztą ludzie kupują Torresa... w ciemno, bo jak usłyszałem, już zamówiono ponad 250 samochodów. Czekam, żeby zapakować to auto po sam dach, zrobić nim długą trasę i naprawdę ocenić jego możliwości. Jestem też ciekaw zapowiadanej wersji elektrycznej, która w Polsce ma się pojawić w przyszłym roku.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.