
Reklama.
Już prawie osiem lat temu firma Kompa Investment wyremontowała nieruchomości należące do Ambasady Korei Północnej w Warszawie. Za kompleksowe odnowienie budynków przy ul. Bobrowieckiej firma Andrzeja Kompy planowała zainkasować ponad 6 mln zł. Choć Koreańczycy otrzymali wyremontowane lokale, na planach zarobku się jednak skończyło. Przedstawiciele północnokoreańskiego reżimu stwierdzili bowiem, że nie mają pieniędzy. I tak utrzymują do dziś, choć w wyremontowany przez Kompę budynek wynajmują spółce Nova Communications Group Polska, do której należy np. 4fun.tv, czy Rebel.tv. Cała ta historia nie opowiada jednak o kłopotach biznesmena, a całkowitej bezsilności polskiej dyplomacji...
Jak wszedł Pan w interesy z Koreańczykami? W 2005 wciąż silną ręką rządził Kim Dzong-Il i nikt nawet nie miał nadziei na ocieplenie relacji z Zachodem. Nie bał się Pan?
Andrzej Kompa, biznesmen: To nawet nie było tak, że robiłem interesy z Koreą Północną. Była notarialnie podpisana umowa na wynajem tej nieruchomości. Wcześniej wynajmował ją przecież Zepter, czyli firma, w której są normalni prowadzący biznes ludzie, a nie jesyć desperaci. Oni tam działali 10 lat, więc sądziłem, że skoro ja to wyremontuję i będę wynajmował, to przecież nie stanie mi się żadna krzywda. Wierzyłem, że akt notarialny chroni moje interesy. Błąd popełniłem dopiero później...
Miał Pan jednak świadomość, że pracuje dla Koreańczyków. Niektórzy pewnie teraz powiedzą, że problemy to kara za interesy z reżimem.
Gdyby polska administracja, czyli w praktyce Ministerstwo Spraw Zagranicznych zachowywało się patriotycznie, dla dobra Polski, to wszystko można było zrobić tak, że wszyscy wyszlibyśmy z tego obronną ręką. Kosztem Koreańczyków...
Czyli?
Mój pomysł był taki, że wyremontuję te budynki, a Koreańczycy wystąpią do wojewody o wieczyste użytkowanie tego gruntu, a następnie sprzedadzą mi te budynki. Tłumaczyłem to w MSZ, że Koreańczycy złożyli pod moim naciskiem odpowiednie pisma i zgłosili już chęć założenia spółki prawa handlowego. Mieli płacić w Polsce podatki i finalnie zobowiązali się, że sprzedadzą mi te budynki. To był prosty scenariusz.
Jednak ten prosty scenariusz nie wszedł w życie.
Bo polska dyplomacja okazała się mieć to gdzieś. Ich to nie interesowało. A powinni pilnować realizacji tego, co Koreańczycy złożyli w pisemnej deklaracji. Mam takie wrażenie, że w MSZ po prostu zajmowali się tylko tym, by znaleźć okazję do wyskoczenia na jakąś placówkę i tam zarabiać pieniądze za nic. A gdy trzeba się było czymś wykazać na miejscu, wyzwolić tu z siebie jakąkolwiek energię, to nikomu na niczym nie zależało.
MSZ tylko wprowadził nawet Pana w błąd. Sugerowali, że można skutecznie pozwać placówkę dyplomatyczną.
Jednak teraz występuję już o nakaz płatniczy przeciwko państwu i podejrzewam, że go zdobędę. Jeśli tak się stanie, mam szansę odzyskać 3 mln zł i zapłacić od tego 600 tys. podatku. Czy to nie jest w interesie Polski?! Dlatego MSZ wciąż powinien naciskać na ambasadę, by Koreańczycy ostatecznie mi te pieniądze wypłacili. Tylko niech pan mi pokaże polskiego urzędnika, który myśli w kategoriach propaństowych? Takiego, który chce żeby do kasy państwa wpłynęły setki tysięcy złotych...
W USA dyplomacja walczy o interesy amerykańskich firm nie mniej zaciekle niż o interes państwa. Pan w walce jest osamotniony?
Czuję się bardzo osamotniony. Przecież ja ścieżki już wydeptałem w drodze do MSZ. Tymczasem otrzymałem tam zero pomocy. Gdy są różne święta narodowe, mówi się wiele o patriotyzmie. Dla mnie patriotyzm to jest sprawdzanie się w takich małych sprawach, a nie wysyłanie żołnierzy do Iraku, czy Afganistanu. Jeśli pokażemy w Polsce, że potrafimy takie sprawy załatwiać, że szanujemy sami siebie, to wtedy Amerykanie będą nas prosili byśmy do nich przyjeżdżali bez wiz. Tymczasem my wciąż występujemy w pozycji na kolanach i bez szacunku wobec samych siebie. Inni nas zatem też nie szanują.
Jak widzi Pan właściwą pomoc ze strony MSZ?
MSZ ma tu bardzo proste zadanie. Powinno wezwać Koreańczyków i zmusić ich do zapłaty. Nie żadnych wirtualnych pieniędzy, które są gdzieś w Korei Płn., tylko tych, które co miesiąc Nova Communications Group płaci z tytułu wynajmu ambasadzie koreańskiej. Ja chcę połowę tych pieniędzy. Nie jestem przecież tak naiwny, by sądzić, że gdy dostanę nakaz płatniczy, to ktoś mi odda pieniądze w Korei. A w Polsce te ich pieniądze co miesiąc wpływają. Łatwo można to sprawdzić w urzędzie skarbowym, ile Nova Group płaci za wynajem powierzchni biurowej, bo mają to w swoich kosztach.
I MSZ powinien Koreańczykom zakomunikować, że skoro pieniądze mają, to albo je płacą Kompa Investment, albo państwo polskie sprawi, że pod naciskiem prawa wynajmujące te powierzchnie firmy znikną. I nie pozostanie z tych pieniędzy nic. Wtedy Koreańczycy sami by prosili o możliwość zapłaty połowy tych pieniędzy.
A może trzeba spróbować z innej strony. Ktokolwiek starał się w tej sprawie interweniować bezpośrednio w Phenianie, zainteresować rząd Kima?
Biuro adwokackie, które mnie reprezentowało wysyłało pisma do Phenianu i do tamtejszej ambasady polskiej. Jednak w tym przypadku nie otrzymaliśmy w ogóle żadnego odzewu.