Minister środowiska Anna Moskwa oraz minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk poinformowali w środę na konferencji prasowej, że Polska składa skargę do Komisji Europejskiej na Niemcy. Powodem mają być, zdaniem wnioskodawców, nielegalnie zalegające śmieci, które do kraju nad Wisłą przybyły właśnie zza Odry.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Rząd PO i PSL stworzył w Polsce eldorado dla śmieci. W 2013 r. zostało poluzowane rozporządzenie, które określało zasady importu i wydawania decyzji na gospodarowanie odpadami w Polsce, podjęto decyzję o rezygnacji z decyzji środowiskowej – powiedziała w środę podczas konferencji minister Anna Moskwa.
Po mafiach paliwowych i mafiach vat-owskich PiS teraz kieruje swoje kampanijne kroki w stronę walki z "mafiami śmieciowymi".
– O tym dowiedział się cały świat, w tym Ghana czy Wenezuela i z tych wszystkich miejsc, pojawiły się wnioski o wóz śmieci do Polski. Rząd PO i PSL zaminował śmieciami całą Polskę. Rząd PiS wypowiedział zdecydowaną wojnę mafiom śmieciowym. To swoiste eldorado zachęciło m.in. naszego zachodniego partnera do wwozu śmieci do Polski. Konsekwencją tego jest 35 tys. ton nielegalnych odpadów porzuconych w siedmiu składowiskach – dodała minister.
Zaznaczyła, że Polska wielokrotnie interweniowała u sąsiada zza Odry na poziomie landowym, federalnym, "nawołując do zabrania tych niemieckich śmieci, które nielegalnie zalegają na polskiej ziemi". Dlatego też kolejnym krokiem jest interwencja na wyższym szczeblu – unijnym.
– Zostaliśmy pozostawieni bez wyboru. Używamy takiej ścieżki, jakiej może użyć każde państwo europejskie, korzystamy ze skargi do KE, która jest pierwszym etapem postępowania przed Trybunałem Sprawiedliwości – stwierdziła szefowa resortu klimatu i środowiska.
Co ciekawe PiS wielokrotnie utyskiwało na opozycję, że ta podnosi sprawę praworządności w Polsce na arenie UE, a teraz partia stosuje podobne mechanizmy. Teraz piłka jest jednak po stronie Niemiec. Na razie Berlin nie odpowiedział na ruch Warszawy.
Wielki pożar w Zielonej Górze. Opozycja pokazała, że rząd mija się z prawdą
Tego pożaru można było uniknąć, gdyby władze zareagowały na czas – na ten temat w weekend długi wpis na Twitterze dodała posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic. Polityczka bardzo dobrze zna sprawę składowania chemikaliów w Zielonej Górze.
"Pozdrawiam serdecznie prezydenta Kubickiego i jego radnych, którzy traktowali mnie jak histeryczkę. Pozdrawiam też dyrektorkę Biura Ochrony Środowiska zielonogórskiego magistratu, która opowiadała, że ją nękam" – tak zaczęła swój wpis Kucharska-Dziedzic, podkreślając, że Przylep w tej chwili nadal płonie.
"Ponad 4 tony trucizn lecą w powietrze i spływają do gleby. Rok temu była katastrofa ekologiczna na Odrze, w tym roku znowu Zielona Góra. W tamtym roku jakiś rządowy cwaniaczek chciał się kąpać w Odrze. Dziś wojewoda Dajczak z prezydentem Kubickim, którzy zrezygnowali z ewakuacji mieszkańców, jakoś się w Przylepie nie pojawili" – podkreśliła polityczka.
Zwróciła też uwagę, że zaczyna się przerzucanie odpowiedzialnością za pożar w Przylepie. "Wojewoda i prezydent Zielonej Góry zgodnie przypominają, że zgodę firmie Awinion na składowanie toksycznych odpadów wydał w 2012 roku starosta z PO. Zapomnieli dodać, że powiatem rządził wówczas zgodnie PO-PiS" – przypomniała.
Z jej wpisu można dowiedzieć się też, że mieszkańcy miasta protestowali, a miejscowa prasa podejmowała temat. "Maciej Piotrowski w 2021 roku nakręcił interwencyjny reportaż, a straż pożarna zasypywała absorbentem przecieki z hali w Przylepie do sąsiadów prowadzących działalność gospodarczą obok hali. Prokuratura dysponowała ekspertyzami, że w każdej chwili może nastąpić samozapłon. W reportażu widać, jak Kubicki ze swoim ochroniarzo-kierowcą wyrzucają dziennikarza z gabinetu" – czytamy. Janusz Kubicki to obecny prezydent Zielonej Góry.