Lewicka: Tusk oferował Hołowni złote góry, ale ten ich nie chciał. I z czym został?
Oficjalnie wszystko jest w najlepszym porządku.
Reklama.
Oficjalnie wszystko jest w najlepszym porządku.
Słyszymy o zażyłej przyjaźni między liderami obu formacji – Szymonem Hołownią i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. O zahamowaniu sondażowych spadków z czerwca i szansach na odbudowę poparcia w kolejnych tygodniach.
Wreszcie, to stała narracja, politycy Trzeciej Drogi przekonują wszystkich wokół, jak trafiony, ważny i niezbędny jest to projekt, dający szansę na przełamanie duopolu PO-PiS: gdy wielu chciałoby zamknąć Polskę w wyborze dwóch opcji od lat zgrywanych przez starą politykę, na każdym kroku trzeba przypominać, że można inaczej. Że jest wybór pokoju zamiast wojny, współpracy zamiast kłótni. Tym wyborem jest Trzecia Droga – czytamy w lipcowym newsletterze Polski 2050. To widzimy i słyszymy na scenie. Ciekawsze jest jednak to, co dzieje się za kulisami.
Po pierwsze, choć ludowcy publicznie deklarują przywiązanie do formuły koalicyjnego komitetu wyborczego, który musi, by brać udział w podziale mandatów do Sejmu, przekroczyć próg ośmiu procent poparcia, to na zapleczu trwają intensywne zabiegi o to, by kandydaci Polski 2050 ostatecznie wystartowali z list PSL-u – wtedy do pokonania jest tylko pięcioprocentowy próg.
Ludowcy są pragmatyczni i praktyczni, wiedzą, że jeśli średnia sondażowa daje Trzeciej Drodze ledwo 10%, to porywanie się na wyższy próg jest wielce ryzykowne. Na razie Szymon Hołownia broni się przed tym rozwiązaniem rękoma i nogami, bo doskonale wie, że oznacza ono koniec jego własnego projektu politycznego: Polski 2050. Po prostu tych zaledwie kilkoro rozpoznawalnych obecnie w skali kraju polityków Polski 2050 rozpuściłoby się na listach PSL-u, a zupełnie nowi kandydaci na posłów mieliby z list PSL-u jeszcze mniejsze szanse na przebicie się do społecznej świadomości.
Sam Hołownia miałby pozycję niewiele lepszą niż liderzy innych kanapowych ugrupowań, jak Unia Europejskich Demokratów czy Centrum dla Polski, które z PSL-em tworzą tzw. Koalicję Polskę. Po Sejmie krążą plotki, że ludowcy z radością odnotowaliby jakieś transfery z Polski 2050 do innych ugrupowań, bo gdyby Hołownia zaczął tracić posłów (a jego koło liczy w Sejmie raptem sześć osób), to jego pozycja negocjacyjna byłaby jeszcze słabsza i wówczas łatwiej zgodziłby się na start z list PSL-u.
Po drugie, PSL cały czas aktywnie usiłuje poszerzyć swoją Koalicję Polskę, co spotkało się w minionym tygodniu z nerwową reakcją Polski 2050. Oto PSL przytulił sieroty po Jarosławie Gowinie – Porozumienie, którym obecnie kieruje Magdalena Sroka oraz Stowarzyszenie Młoda Polska, założone przez byłego polityka Porozumienia Jana Strzeżka.
Trwają też rozmowy ludowców z Partią Wolnościowcy, którą tworzą politycy wypchnięci z Konfederacji przez Sławomira Mentzena, m.in. Artur Dziambor. – To jest bardzo wartościowy parlamentarzysta, który chciałby startować w najbliższych wyborach – mówił kilka dni temu Piotr Zgorzelski.
Ponoć o dołączeniu obecnych i byłych polityków Porozumienia Szymon Hołownia dowiedział się z mediów. Polska 2050 zareagowała na tę informację… oświadczeniem. Czytamy w nim, że zgodnie z punktem szóstym zawartej w kwietniu umowy koalicyjnej „ewentualne poszerzenie koalicyjnego komitetu wyborczego o inne podmioty polityczne, społeczne i samorządowe, wymaga obopólnej zgody prezesa PSL i przewodniczącego Polski 2050”.
Tym samym Polska 2050 postawiła, przynajmniej na razie, weto dla startu byłych i obecnych polityków Porozumienia z list Trzeciej Drogi. A ci nie dołączali do Koalicji Polskiej po to, by do niej dołączyć, tylko po to, by mieć szansę na start w wyborach i zdobycie mandatu – zresztą wiadomo już, że rozmowy na temat tego, z jakiego miejsca i z jakiego okręgu mają startować, są zaawansowane.
Ta reakcja Polski 2050 może dziwić, bo sama Polska 2050 nie odżegnywała się wcześniej jakoś radykalnie od przyłączonych środowisk – np. Michał Kobosko gościł w marcu tego roku na konwencji Młodej Polski. Być może teraz Szymon Hołownia zorientował się, że PSL gra na zwiększenie liczby podmiotów w ramach swojej Koalicji Polskiej, a tym samym Trzeciej Drogi, co może ostatecznie obniżyć rangę Polski 2050.
Jeżeli jednak obie formacje, których liderzy są w tak fenomenalnych relacjach (na konwencji Trzeciej Drogi w Grodzisku Mazowieckim Hołownia przekonywał, że on i Kosiniak-Kamysz „lubią się, ufają sobie, a zawarli nie tylko koalicję, ale coś dużo głębszego – przyjaźń”) muszą się komunikować za pomocą oświadczeń, tzn. że coś jednak poszło nie tak.
Po trzecie, Wprost poinformował o napięciach finansowych między obu formacjami. PSL dysponuje subwencją budżetową, Polska 2050 nie, w dodatku po zakwestionowaniu przez PKW jej sprawozdań finansowych może mieć problemy z uzyskiwaniem kredytów.
Tymczasem według Wprost, PSL stawia Hołowni warunek – kandydaci Polski 2050 będą obsadzać połowę miejsc na listach, jeśli tylko Polska 2050 wyłoży połowę środków na kampanię. Jej koszt jest szacowany na 20 mln, stąd po stronie Hołowni byłoby dostarczenie 10 mln, co może być dla tej formacji trudne, jeśli nie niemożliwe, wszak utrzymuje się z wpłat od swoich sympatyków.
Po czwarte, ewidentnie "trzecią drogą" w tegorocznej rozgrywce parlamentarnej jest nie Trzecia Droga, a Konfederacja. To ona ma szansę być języczkiem u wagi, to ona przyciąga do tej pory niezdecydowanych czy tzw. elektorat antysystemowy. To Konfederacja wyforsowała się na trzecie miejsce w sondażach i to ona jest postrzegana jako alternatywa dla PO i PiS. Nic nie pomoże zaklinanie rzeczywistości, takie są (smutne dla demokratów) fakty.
Po piąte, kompetencje polityczne i sam wizerunek Szymona Hołowni nie jest przez polityków PSL-u wysoko oceniany. Wręcz przeciwnie. Same negocjacje, które doprowadziły pod koniec kwietnia do powstania Trzeciej Drogi, ludowcy wspominają jako koszmar układania się z człowiekiem, który na polityce się nie zna.
Kiedy zapytałam jednego z ludowców, jak postrzega Hołownię, odparł, że ów przekroczył granicę śmieszności, co w przypadku polityka jest zabójcze. Hołownia dystansował się od PO, bo obawiał się, że zostanie zwasalizowany przez Donalda Tuska. Tymczasem obecnie wiele wskazuje na to, że może zostać połknięty przez PSL.
W grudniu ubiegłego roku Tusk oferował Hołowni złote góry za wyborczy sojusz, bo sondaże dawały takiemu połączeniu koszulkę lidera i odskoczenie PiS-owi na co najmniej kilka punktów procentowych. Teraz Hołownia musi bronić swojej pozycji w relacji z równie słabym (choć bogatszym i z mocnymi strukturami) partnerem. Stąd przebieg tej kariery politycznej jako żywo przypomina znaną z literatury frazę o złotym rogu i sznurze.