
Po północy zabawa w "Medyku" rozkręca się na całego. Na parkiecie szaleją młodzi i nieco starsi. Przeważają ludzie świeżo po "dwudziestce". Pary przytulają się i wyginają w rytm muzyki. Grupki dziewczyn tańczą w kółeczku. Te bardziej odważne wskakują do klatki na środku sali. Ściągają wzrok kilku samotnych chłopaków bez pary. Marcin i Stefan przyznają, że przyszli na podryw. Koncert jest tylko pretekstem. - Muzyka jest beznadziejna, ale to nie ma znaczenia. Na takie imprezy przychodzą młode studentki, które łatwo wyrwać - tłumaczą. Amatorzy nocnego podrywu na co dzień pracują w dużej korporacji. Noszą eleganckie koszule, dobre zegarki. Mają starannie przyczesaną fryzurę. Narzekają jednak na efekt piątkowych polowań. - Szukamy "siódemek" na noc. Tutaj są jednak same "czwórki" i "piątki" - żalą się.
Jeśli tegoroczny karnawał zostanie szczególnie zapamiętany, to z pewnością za sprawą zespołu "Weekend". Do piosenki "Ona tańczy dla mnie" tańczyli chyba wszyscy, choć wielu ma problem, by się do tego przyznać. Andrzej, trzydziestoletni inspektor budowlany z Warszawy nie wstydzi się swojej miłości do disco polo. Ona przypomina mu o młodości w małym miasteczku na Mazurach. O koncercie Skanera dowiedział się z Facebooka. To zresztą już drugi koncert disco polo, na który wybrał się w tym miesiącu. Tutaj bawi się lepiej niż na imprezach w popularnych warszawskich klubach. - Na zwykłych dyskotekach ludzie bawią się sami ze sobą. Tutaj wszyscy są razem. Ludzie tańczą w parach. Ta muzyka zwyczajnie integruje - mówi.
Tymczasem disco polo ma się dobrze. W 2012 wróciło za sprawą hitu "Ona tańczy dla mnie". Początkowo piosenka zyskała popularność na YouTube. Dziś ten utwór dorobił się aż 46 mln odtworzeń, co jest jednym z rekordów tego serwisu. Hit Weekendu można usłyszeć na weselach, prywatkach czy w dużych klubach, które do tej pory disco polo omijały szerokim łukiem. Wokalista zespołu Weekend odwiedził chyba wszystkie stacje telewizyjne, jest stałym gościem porannych programów śniadaniowych. Kulminacją szału na "Ona tańczy dla mnie" był występ zespołu na imprezie sylwestrowej Polsatu.
Dziennikarze nagle odtrąbili wielki powrót disco polo. Muzyka uznawana do tej pory za synonim obciachu przeżywa wielki renesans i coraz śmielej wkracza na salony. - Czas się pogodzić z rzeczywistością. My już są Amerykany: tak samo jak country i hip hop stanowią dziś fundament amerykańskiego przemysłu muzycznego, tak samo rodzimy rap i disco polo rządzą polską sceną. Wszystko inne to ambitny margines - przekonuje Robert Sankowski, dziennikarz muzyczny "Gazety Wyborczej".
Od kilku miesięcy w tradycyjnych mediach trwa festiwal analiz i komentarzy, które mają zracjonalizować świeżo odkrytą popularność polskiego hip hopu i disco polo. Z raperami poradzić sobie łatwiej - hip hop jawi się jako autentyczny pokoleniowy głos epoki transformacji (...)Disco polo uwiera bardziej. Rozmowę o tym gatunku łatwo sprowadzić do utyskiwania na upadek estetycznych gustów Polaków. Ewentualnie - do opinii, według których jest on jakimś wykoślawionym refleksem polskiej tęsknoty za autentyczną, zniszczoną przez PRL kulturą ludową, a jego popularność - efektem wiejskiej proweniencji naszego społeczeństwa, które tak naprawdę zamiast lansowanych przez popularne programy telewizyjne i kolorowe tygodniki celebrytów mniej lub bardziej świadomie chce czegoś naprawdę swojskiego.
Jesteśmy prawdziwym undergroundem
Wokalista Skanera cieszy się z popularności w dużych miastach. Zespół żyje bowiem głównie z koncertów. Zbliża się jednak okres Wielkiego Postu. W tym czasie życie imprezowe w małych miejscowościach zamiera. Kluby na prowincji się zamykają.Tam zabawa wróci dopiero po Wielkanocy. Skaner coraz częściej zapraszany jest do dużych mediów. Sasinowski cieszy się z tej popularności, ale jak zaznacza, nie jest mu ona potrzebna. - Jedni to chwalą, inni krytykują, a my mamy swój świat, robimy swoje, nie pchamy się do mainstreamu - mówi.
Jak na weselu
Po wielkim boomie disco polo w latach 90. ta muzyka wcale nie zanikła. Ciągle istniała w folklorze weselnym, ale w pewnym momencie wyszła na szersze wody. Zespoły disco polo zaczęły być zapraszane na chociażby na koncerty juwenaliowe. Muzyka powszechnie pogardzana przez bardziej wyrafinowanych słuchaczy skonfrontowała się ze społecznością studencką, którą do tej pory posądzano o dobry gust i kulturalne wyrobienie. - Okazało się, że kiedy ci studenci mają dostatecznie dużo piwa w głowie, to tracą dystans do konwencji i świetnie się przy tym bawią. Dopiero potem przychodzi kac spowodowany piwem i faktem, że jednak jesteśmy z wiochy - przekonuje kulturoznawca.