Prawo i Sprawiedliwość ujawniło treść pierwszego pytania, na jakie odpowiedzą Polacy w dniu wyborów parlamentarnych 15 października. Pytanie wydaje się być tendencyjne i skłaniające ku jednoznacznej odpowiedzi. O tym, co takim zabiegiem chce osiągnąć PiS podczas referendum, mówi nam politolog prof. Rafał Chwedoruk.
Reklama.
Reklama.
PiS publikuje jedno z pytań jesiennego referendum
Jak informowaliśmy, profilach Prawa i Sprawiedliwości w mediach społecznościowych pojawiła się treść pierwszego pytania w referendum, podlana antyniemieckim sosem à la Jarosław Kaczyński.
Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw? – brzmi pytanie. Jakby tego było mało, w spocie PiS widzimy jeszcze planszę z napisem "NIE". To tak na wszelki wypadek, gdyby mimo łopatologicznego przekazu ktoś jeszcze nie wiedział, jak się zachować w referendum.
Politolog wyjaśnia sens pytania o prywatyzację
Jak możemy się domyślać, treść pytania referendum opublikowanego przez PiS jest tendencyjna i ściśle związana z wyborami. Jednak co dokładnie zamierza w ten sposób osiągnąć obóz Jarosława Kaczyńskiego? Wątpliwości w tej sprawie rozwiewa politolog, profesor Rafał Chwedoruk.
– Pozwolę sobie postawić pytanie – co wspólnego z rzeczywistością ma projekt tego referendum? W takiej sytuacji, gdy pytania są banalne i powodują, że obywatele są tylko po jednej stronie sporu... Takie referendum jest bez sensu – uważa nasz rozmówca.
Od razu zaznaczył też, że sam zamysł tego pytania oraz czas, w którym zostało opublikowane, ma pomóc zmobilizować elektorat, który jeszcze nie opowiedział się jednoznacznie za jakimkolwiek ugrupowaniem.
– Prawo i Sprawiedliwość boryka się z problemem odpływu wyborców, który postępuje od wielu miesięcy. Znikają ci, którzy nie interesują się polityką i potrzebują bardzo dużej motywacji, by pojawić się przy urnach – tłumaczy politolog.
– Mobilizacji tej grupy PiS zawdzięcza swoje ostatnie sukcesy, czyli w latach 2019 i 2020 – podkreśla nasz rozmówca.
Chwedoruk zwrócił uwagę, że jedno z pytań referendum uderza w zagadnienie "antyniemieckości" od nieco innej strony, ale sam mechanizm wabienia wyborców obserwujemy już od jakiegoś czasu.
– Takie grupy niezdecydowanych są testowane przez PiS przez wiele miesięcy. Stąd mamy ochronę papieża w sprawie afer pedofilskich, 800 plus adresowane do najbiedniejszego elektoratu czy jakieś dziwne akcenty grania kartą Rosji, w tym histeryczną paranoję w ostatnich dniach – wymienia.
Tak jak można było przypuszczać, widmo prywatyzacji państwowych spółek ma zasiać strach i niepewność wśród tych, którzy pamiętają błędy i bolączki postkomunistycznej Polski. Politolog nie pozostawił w tej kwestii żadnych złudzeń.
– To nic innego, jak próba wykorzystania generacji 5+, w której PiS ma największe poparcie. Drużyna Jarosława Kaczyńskiego chce dotrzeć do tej grupy ludzi, bo pamiętają liberalną politykę gospodarczą, dziką prywatyzację, która była związana z bezrobociem i aferami korupcyjnymi –tłumaczy nasz rozmówca.
Jaki efekt przyniesie jesienne referendum i pytanie o państwowe spółki?
Zapytaliśmy prof. Chwedoruka o to, czy Prawo i Sprawiedliwość może odnieść sukces dzięki kontrowersyjnemu pytaniu, na jakie przyjdzie Polakom odpowiedzieć podczas jesiennego referendum. Jego zdaniem wiele będzie zależało od opozycji.
– Od tego, jakie działania podejmie w kontrze do działań PiS-u – stwierdził.
Jako przykład przytoczył sytuację, jaka miała miejsce na Węgrzech podczas kryzysu migracyjnego.
– Niegdyś dużo potężniejszy od PiS-u Viktor Orban zorganizował referendum związane z imigrantami. Nie przyniosło to oczekiwanego efektu, Orban nie przekroczył wymaganej prawnie frekwencji w trakcie referendum. Natomiast węgierska opozycja nie potrafiła ze sobą współpracować. Utworzyły się podziały między liberałami i socjalistami, w ogóle między opozycyjnymi ugrupowaniami – przypomniał ekspert.
Jego zdaniem tamta sytuacja powinna posłużyć Polakom jako przestroga. Jak stwierdził, rywale Orbana przespali dobrą okazję do zmiany władzy w kraju.
– Referendum stawia pytanie przed opozycją, czy jest zdolna koordynować swoje działania. Na ten moment widzimy, że niezbyt się to udaje.
Jednak mimo apatycznych i mało konkretnych ruchów bloku opozycyjnego Rafał Chwedoruk widzi w tej sytuacji światełko w tunelu i możliwość realnego sprzeciwienia się Prawu i Sprawiedliwości.
– Moim zdaniem im więcej dodawanych pytań oderwanych od rzeczywistych wyzwań, przed jakimi stoi Polska, tym łatwiej będzie opozycji wezwać do bojkotu. Zobaczymy, jaka będzie treść tych kolejnych. Organizowanie referendum, gdy w społeczeństwie nie ma żadnego dzielącego sporu, zawsze jest ryzykiem – dodał.
Według politologa istnieje nadzieja, że mimo chwytów polegających na wyciąganiu wspomnień z minionej epoki elektorat trzeźwo spojrzy na aktualną sytuację w Polsce. Zdaniem Chwedoruka w tej chwili mamy zupełnie inne cele gospodarcze, tak więc wyborcy nie muszą dać się nabrać na "antyniemieckość" i sprzedawanie państwowych spółek.
– Dzisiaj nikomu nie służy wymyślanie pytań, które byłyby dobre w latach 90. W zamian powinno odbyć się głosowanie w sprawie energii atomowej. Ale jak wiadomo, to nie służy wyborom – podsumowuje nasz rozmówca.