Michael Oher to pierwowzór głównego bohatera słynnego filmu "Wielki Mike". Mężczyzna odkrył, że tak naprawdę nigdy nie został formalnie adoptowany. I jakby tego było mało, domaga się teraz od swoich przybranych rodziców pieniędzy, które mieli zarobić na filmie. Uważa, że został przez nich oszukanych i będzie starał się to udowodnić w sądzie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wielki Mike. The Blind Side" to oparty na (rzekomo) faktach film z 2009 roku. Opowiada o bezdomnym, czarnoskórym nastolatku, który zostaje adoptowany przez białą, bogatą rodzinę (m.in. Leigh Anne Tuohy, którą grała Sandra Bullock - dostała za to Oscara). Wkrótce chłopak staje się gwiazdą futbolu amerykańskiego i to akurat prawda, bo m.in. razem z Baltimore Ravens Michael Oher wygrał Super Bowl w 2013 roku.
Okazuje się, że prawdziwa historia różni się od tej znanej z filmu, a ewentualna druga część nie będzie już tak wzruszająca. Obecnie 37-letni Michael Oher złożył pozew przeciwko Seanowi (w filmie wcielał się w niego Tim McGraw) i Leigh Tuohy. Twierdzi, że został przez nich oszukany.
Michael Oher wcale nie został adoptowany. Uważa, że nowi rodzice go oszukali
Kiedy ledwie co skończył 18 lat, mieli mu dać do podpisania papiery, dzięki którym objęli go opieką kuratorską. On myślał, że to po prostu część procesu adopcyjnego. Mieli mu wtedy wmówić, że kuratela to niemal to samo, ale z powodu tego, że był już pełnoletni, to nie mogli go adoptować.
Dziwne jest też to, że sąd zgodził się na to, choć Oher był wtedy w pełni władz fizycznych czy umysłowych. Zupełnie inaczej niż np. Britney Spears, która przeżyła załamanie nerwowe i została przez to ubezwłasnowolniona przez ojca.
Były zawodnik NFL miał odkryć szokującą prawdę dopiero w lutym tego roku. Kuratela w praktyce oznaczała, że nigdy formalnie nie należał do rodziny Touhy, a jego nowi opiekunowie mogli w jego imieniu zawierać różne umowy oraz dysponować jego majątkiem. O tym mu jednak przed laty nie wspomnieli.
Tym sposobem małżeństwo razem dwójką biologicznych dzieci miało zainkasować tantiemy za "Wielkiego Mike'a", który był hitem i zarobił na całym świecie 300 milionów dolarów. W pozwie jest wyliczone, że każdy członek rodziny Tuohy (tak więc z pominięciem tytułowego bohatera) dostał po 225 tys. dolarów, a także 2,5 proc. zysków netto.
Tytułowy "Wielki Mike" miał za to nie dostać pieniędzy za film, "który nie powstałby bez niego". Dlaczego? Ponieważ miał powstać zupełnie oddzielny kontrakt, na mocy którego za darmo "oddaje" wytwórni prawa do opowiedzenia jego biografii. Mężczyzna nie przypomina sobie, by coś takiego podpisywał, a nawet jeśli, to nikt mu nie przedstawił konsekwencji.
Ponadto rodzina nazywała go swoim adoptowanym synem (miał się do nich też zwracać per "mama" i "tata") i promowała tym swoją fundację, a dodatkowo Leigh Anne Tuohy opierała na tym swoje występy motywacyjne, na których też zarabiała. 37-latek domaga się zwrotu zaległych pieniędzy za wszelkie podpisywane w jego imieniu umowy oraz zakończenie kurateli.
Co na to rodzina Tuohy? Twierdzi, że z filmu nie dostała ani centa
Sean Tuohy jest "zdruzgotany" oskarżeniami przybranego syna. "To przykre, że można myśleć, że zarabiamy na którymkolwiek z naszych dzieci. Jednak będziemy kochać Michaela w wieku 37 lat, tak samo jak kochaliśmy go, gdy miał 16 lat" – wyznał portalowi "The Daily Memphian".
Zarzeka się, że rodzina Tuohy "nic nie zarobiła na tym filmie" (portal ESPN podaje, że w swojej książce pisali, że dostali jedną wypłatę, którą podzielili na pięć i nie czerpali potem zysków). Miała się tylko podzielić po połowie zyskami z książki Michaela Lewisa "The Blind Side", na podstawie której oparto "Wielkiego Mike'a". Mieli dostać z tego tytułu 14 tysięcy dolarów, a część pieniędzy miała trafić również do Ohera.
Potwierdził, że faktycznie "Wielki Mike" nie został przez nich adoptowany. "Skontaktowaliśmy się z prawnikami, którzy powiedzieli nam, że nie możemy adoptować kogoś, kto skończył 18 lat. Jedyną rzeczą, którą mogliśmy zrobić to opieka kuratorską" – powiedział. Do sądu wezwano też biologiczną matkę Ohera (Michael był jednym z 12 jej dzieci), by wszystko odbyło się w zgodzie z prawem.
Portal jednak ustalił, że to nie do końca prawda, bo prawo stanu Tennessee (stamtąd pochodzi rodzina Tuohy) pozwala adoptować pełnoletnie osoby. Albo więc źle mu doradzono, albo coś kręci (zresztą Oher też coś miesza w zeznaniach, bo już w 2011 roku w swojej biografii "I Beat the Odds" wspominał o tym, że wcale nie podpisał papierów adopcyjnych). Sean Tuohy jest jednak gotowy na spełnienie wszelkich życzeń swego "adoptowanego" syna - nawet jeśli będzie tym zakończenie kurateli.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.