71 pracowników MSZ straciło stopnie dyplomatyczne za brak drugiego języka obcego. W dyplomacji taka decyzja dziwić nie może, ale, jak się okazuje, nie tylko ta branża uznaje, że angielski to za mało. Z roku na rok przybywa ofert pracy, które wymagają znajomości co najmniej dwóch języków. Czy doczekamy się czasów, gdzie takie wymaganie będzie codziennością?
Tygodnik "Przegląd" wytknął ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu, że zatrudnia osoby, które nie znają drugiego języka obcego. "Dziękuję za troskę. 71 osób właśnie straciło stopnie dyplomatyczne" – odpowiedział szybko minister, uznając, że dla dyplomaty brak takich kwalifikacji to kompromitacja.
– W polityce i stosunkach międzynarodowych co najmniej dwa języki to mus. Więcej, powoli przenosi się to na inne branże – komentuje w rozmowie z naTemat Kazimierz Sedlak, dyrektor najstarszej polskiej firmy doradczej Sedlak & Sedlak.
Angielski to standard
Z analizy przeprowadzonej w ubiegłym roku przez serwis praca.pl wyszło, że konieczność znajomości języka angielskiego pojawia się w ponad połowie ofert pracy (57 proc.). To samo badanie wskazało, że już w 12 proc. ofert zapisany jest wymóg znajomości niemieckiego, a kilka procent wymienia obowiązkowo rosyjski i francuski.
Wniosek? Niemal co piąte ogłoszenie ma dla potencjalnych pracowników jasny komunikat: sam język angielski w dzisiejszych czasach nie wystarcza.
– Tak, angielski nie jest już przewagą, jest standardem. To wynika z faktu, że każda firma potrzebuje pracownika, który będzie miał dostęp do wiedzy, konkretnych materiałów i technologii. A taki dostęp można uzyskać tylko dzięki angielskiemu – przyznaje Sedlak.
Język obcy potrzebny w kraju
Martyna studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pytam, po co jej niemiecki, skoro nie uczyła się go wcześniej, a - jak sama deklaruje - nie zamierza wyjeżdżać za pracą do sąsiada z zachodu. – Wszyscy znają angielski. Mam przeświadczenie, że każda duża firma ma kontakty za granicą, więc może się przebiję, kiedy będą potrzebować kogoś do rozmów z Niemcami – pisze.
Podobne przekonanie przebija z rozmów na forach internetowych o językach obcych na rynku pracy. Powtarza się argument, że nie trzeba uczyć się niemieckiego, francuskiego czy rosyjskiego tylko z myślą o wyjeździe za granicę. "Angielski to oczywiście podstawa, a w moim biznesie przydaje się niemiecki, bo bardzo dużo polskich firm współpracuje z niemieckimi" – przekonuje jedna z komentatorek.
Piotr Rogowiecki, ekspert rynku pracy z organizacji Pracodawcy RP, w rozmowie z naTemat zwraca też uwagę na wysyp ofert pracy, które zawierają wymóg znajomości bardziej "egzotycznych" języków. – Szczególnie popularne w przypadku takich ofert są języki skandynawskie. Ostatnio widziałem na przykład ogłoszenie firmy, która poszukuje księgowego z językiem fińskim. Takie języki dają wręcz często gwarancję zatrudnienia – stwierdza.
– To też wynika z uwarunkowań lokalnych. Ja z kolei w Krakowie spotkałem się z ofertami, które wymieniały język chorwacki – dodaje Kazimierz Sedlak. W ten trend wpisuje się także popularność szkół języka chińskiego czy japońskiego, co opisywaliśmy w naTemat.
Bez języka, bez pracy?
Patrycja Plaskiewicz, specjalista ds. marketingu i PR z Architektów Kariery, przewiduje, że w kolejnych latach ofert z wymaganiem drugiego języka będzie stopniowo przybywało. – Ma to oczywiście związek ze zjawiskiem globalizacji. Duże polskie firmy coraz chętniej wychodzą na podbój rynków zagranicznych, często też zatrudniają obcokrajowców. Nie zapominajmy też o międzynarodowych korporacjach, które zakładają kolejne filie w Polsce i wykazują duże zapotrzebowanie na wykwalifikowanych specjalistów – mówi.
Jednak czy to oznacza, że kiedyś doczekamy się sytuacji, w której będziemy mogli mówić o wymogu znajomości drugiego języka, tak jak dziś w dyplomacji? – Moim zdaniem raczej nie będzie można mówić o powszechnym zjawisku. Trzeba pamiętać, że żyjemy w kraju, w którym 70 proc. relacji biznesowych prowadzi się w języku ojczystym – zaznacza Sedlak.
– W najbliższej przyszłości, czyli 3-6 lat, nie będzie takiego rozpowszechnienia – jedynie dla wąskiego grona specjalistów i menedżerów. Nie zapominajmy, że nauka języka obcego wymaga bardzo dużego zaangażowania i czasu – podkreśla Patrycja Plaskiewicz.
Zresztą, warto też zwrócić uwagę, że drugi język w teorii nie powinien być dla nikogo problemem, bo przecież uczy się go w szkołach. Szkoda tylko, że praktyka wygląda zupełnie inaczej.
Teraz bardzo dobrym atutem jest znajomość, oprócz angielskiego, kolejnego języka. Bardzo popularny jest np. niemiecki, rosyjski, chiński, języki skandynawskie. Jednak pracodawcy często wykazują zapotrzebowanie na jeszcze mniej popularne języki - czeski, hiszpański, portugalski.