Prawdziwy szok przeżyły przed kilkoma dniami osoby wędrujące Orlą Percią. Na jednej ze ścian utknął... turysta z Chin w trampkach i z dużym plecakiem. Mężczyznę na najtrudniejszy szlak Tatr doprowadziły Mapy Google.
Reklama.
Reklama.
Tatry. Turysta z Chin w Trampkach na Orlej Perci
W czwartek 24 sierpnia miłośnicy gór wędrujący Orlą Percią w rejonie Zmarzłej Przełęczy usłyszeli wołanie o pomoc. Okazało się, że na jednej ze stromych ścian poza szlakiem utknął młody mężczyzna. Jak opowiadają świadkowie, mężczyzna był obywatelem Chin, nie znał polskiego, trudno było mu też się porozumieć po angielsku.
"Gdy zadaliśmy mu pytanie dokąd idzie, pokazał na telefonie, że nad Morskie Oko i że tak go poprowadziło Google Maps. Był to dla nas wręcz szok i niedowierzanie... Chińczyk z dużym plecakiem, w trampkach, wspinał się po ścianie poza szlakiem na Orlą Perć, chcąc dotrzeć do Morskiego Oka" – napisał na jednej z tatrzańskich grup świadek zdarzenia, którego słowa cytuje serwis Tatromaniak.pl.
Polacy przez chwilę szli razem z chińskim turystą i pokazali mu, jakiego szlaku ma się trzymać, żeby dotrzeć do Morskiego Oka. "Gdy zobaczył łańcuchy czy drabinkę na Koziej Przełęczy, stał jak wmurowany i nie chciał dalej iść. Dosyć długo musiał się przełamywać, na początku do łańcuchów, a później do drabinki" – dodał świadek.
Szokujące zdjęcie turystów ze szlaku w Tatrach
Nie jest to niestety jedyna sytuacja w Tatrach, która budzi wątpliwości co do tego, jak niektórzy turyści przygotowują się do górskich wojaży. Zaledwie kilka dni temu pisaliśmy w naTemat.pl o szokującym zdjęciu ze słowackiej strony gór.
"To, co dziś zobaczyliśmy na via ferracie na Czerwonej Ławce przekroczyło wszelkie wyobrażenia i przede wszystkim normy bezpieczeństwa" – tak zaczyna się wpis opublikowany na stronie "Aktualne warunki w górach".
Jak się okazało, mężczyzna z około 5-letnim dzieckiem postanowił udać się "na spacer" via ferratą. Ojciec nie miał przy sobie żadnego sprzętu, a dziecko ledwo sięgało do liny. "Momentami nie mogąc się poruszać. Aż dziw bierze, że tam nic się złego nie stało" – podkreślili autorzy postu.