Ojciec razem z 5-letnim dzieckiem próbował przejść przez via ferratę na Czerwonej Ławce po słowackiej stronie Tatr. Do sieci trafiło porażające zdjęcie, które pokazuje, jak mały chłopiec próbuje dosięgnąć do liny. "Samo oglądanie ich walki napawało grozą. Nie wycofali się mimo namów" – opisują świadkowie zdarzenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tatry. Dziecko schodzi z góry po łańcuchu. "Oglądanie walki napawało grozą"
"To, co dziś zobaczyliśmy na via ferracie na Czerwonej Ławce przekroczyło wszelkie wyobrażenia i przede wszystkim normy bezpieczeństwa" – tak zaczyna się wpis opublikowany na stronie "Aktualne warunki w górach".
Jak się okazało, mężczyzna z około 5-letnim dzieckiem postanowił udać się "na spacer" via ferratą. Ojciec nie miał przy sobie żadnego sprzętu, a dziecko ledwo sięgało do liny. "Momentami nie mogąc się poruszać. Aż dziw bierze, że tam nic się złego nie stało" – podkreślili autorzy postu.
To jednak nie pierwszy tego typu przypadek, na który natrafili administratorzy strony o sytuacji pogodowej w górach. Kolejna osoba próbowała pokonać szlak... razem ze swoim psem.
"Zwierzę nie było w stanie wchodzić samodzielnie. Więc pani go niosła na tych łańcuchach potykając się dodatkowo o smycz" – opisali, po czym wskazali: "Tu również czuwał chyba jakiś anioł stróż nad nią i jej totalnym brakiem wyobraźni".
"Samo oglądanie ich walki napawało grozą. Nie wycofali się mimo namów. Należałoby wyposażyć dziecko w sprzęt, asekurować je. Czerwona Ławka to trudny szlak, również łańcuchami. Z kolei zabieranie psa na szlaki gdzie trzeba go nieść, a potrzeba obu rąk do wspinania się jest totalnym nieporozumieniem" – podsumowali.
Tak Polacy i turyści zachowują się w górach
To nie pierwsze tego typu sytuacje, kiedy turyści górach zachowują się w szokujący sposób. W rozmowie z Katarzyną Zuchowicz dla naTemat wielokrotnie mówili o tym ratownicy TOPR i pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego.
– Zawsze dziwią mnie turyści, którzy na bosaka idą drogą do Morskiego Oka. Szczególnie jak ściągają buty i idą w samych skarpetkach (...) Część osób kompletnie nie wie, gdzie chce iść i idzie tam, gdzie idą wszyscy – powiedział Tomasz Zając z TPN.
– Popatrzą tylko i idą dalej. W schroniskach wiszą kartki z informacją, że w górach jest ślisko, że zdarzają się wypadki. Ale każdy robi, co chce – przyznaje ratownik TOPR Adam Marasek.