Na tegorocznym festiwalu w Wenecji pokazywane są filmy kontrowersyjnych reżyserów – Luca Bessona, Woody'ego Allena i Romana Polańskiego. Wszyscy byli oskarżani o molestowanie seksualne. Alberto Barbera, dyrektor artystyczny imprezy, wiedział, że dopuszczenie tych produkcji spotka się z "atakami i obelgami". Dlaczego więc na to pozwolił?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
80. festiwal filmowy w Wenecji ruszył w środę, 30 sierpnia. Ma jeden z najbardziej kontrowersyjnych programów w swojej wieloletniej historii. Premiery mają na nim bowiem filmy "Dogman" Luca Bessona (jest też włączony do konkursu głównego), "Coup de chance" Woody'ego Allena i "Pałac" Romana Polańskiego. Oburzenie wywołały jednak nie same produkcje, ale ich twórcy.
Festiwal w Wenecji z kontrowersją. Dyrektor broni selekcji filmów Luca Bessona, Woody'ego Allena i Romana Polańskiego
Alberto Barbera, dyrektor artystyczny imprezy, wyznał w wywiadzie, że wiedział, iż włączenie tych filmów do programu wywoła kontrowersje, jednak przedyskutował to ze wszystkimi współorganizatorami i współpracownikami. "To są czasy, w których żyjemy. Istnieje szczególny rodzaj wrażliwości na te kwestie" – dodał.
W przypadku Luca Bessona i Woody'ego Allena sprawa wydaje się "łatwiejsza". Ten pierwszy został w czerwcu oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Aktorka Sanda Van Roy oskarżyła go o gwałt, którego miał się dopuścić w 2018 roku. Z kolei Woody Allen nigdy nie został skazany, pomimo tego że kilka razy oskarżono go o molestowanie swojej córki, Dylan Farrow.
"Dlaczego mielibyśmy zakazać filmów (Bessona i Allena), skoro nie są winni w obliczu sprawiedliwości?Dlaczego powinniśmy być wobec nich bardziej surowi? Musimy mieć wiarę w wymiar sprawiedliwości" – mówił Alberto Barbera w wywiadzie dla "Guardiana". Dodał też, że nie może uwierzyć w to, że "w tym momencie niemożliwym jest wypuszczenie filmów Allena w USA". I to prawda, bo np. w 2019 roku miał problemy z dystrybucją filmu "W deszczowy dzień w Nowym Jorku".
Alberto Barbera: "Kiedyś wszyscy zapomną o gwałcie Polańskiego i nadal będą podziwiać jego filmy"
Inaczej ma się sprawa z Romanem Polańskim. W 1977 roku reżyser został oskarżony o m.in. zgwałcenie z użyciem narkotyków 13-letniej Samanthy Gailey (później zmieniła nazwisko na Geimer). W więzieniu spędził tylko 42 dni, a po wyjściu na wolność groziła mu dłuższa odsiadka. Uciekł z USA i nigdy już tam nie wrócił, bo wciąż może tam trafić za kratki. Później o molestowanie oskarżyło go też pięć innych kobiet – do żadnego zarzutu już się nie przyznał.
"Polański jest jednym z ostatnich wielkich mistrzów kina europejskiego. Popełnił ogromne błędy 50 lat temu. Przyznał się do winy. Prosił ofiarę o przebaczenie, a ofiara mu wybaczyła (a nawet później broniła – red.). Nie jestem sędzią, którego proszono o osądzanie czyjegoś złego zachowania" – przyznał dyrektor festiwalu w Wenecji.
Wyjaśnił też, że jest różnica między "człowiekiem a artystą" i jest pełna lista twórców, którzy byli problematyczni lub nawet byli przestępcami, a nadal podziwiamy ich dzieła. Barbera podkreślił, że jest krytykiem filmowym i jego rolą jest ocenianie filmów. "Oczywiście to bardzo trudna sytuacja. Jestem pewien, że za kilka dekad wszyscy zapomną o historii gwałtu Polańskiego, ale nadal będą podziwiać jego filmy" – skwitował.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.