Na planie trylogii prequeli "Gwiezdnych wojen" wykorzystywano więcej efektów praktycznych niż CGI. Nic więc dziwnego, że podczas kręcenia Liam Neeson i Ewan McGregor czuli się jak dzieci. Reżyser George Lucas musiał im wyjaśniać, jak działają miecze świetlne.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Liam Neeson wspomina kręcenie scen z Ewanem McGregorem do "Mrocznego widma"
Liam Neeson, odtwórca roli mistrza Jedi, Qui Gon-Jinna, został obsadzony przez George'a Lucasa, twórcę uniwersum"Star Wars", do pierwszej części trylogii prequeli zatytułowanej "Mroczne widmo" z 1999 roku.
Oprócz scenariusza irlandzki gwiazdor dostał do dyspozycji atrapę miecza świetlnego, którego neonowe ostrze i dźwięki dodano do filmu dopiero na etapie post produkcji. Ta wiedza nie powstrzymała jednak aktora i jego kolegi, Ewana McGregora (ekranowego Obi-Wana Kenobiego), przed wydawaniem własnych dźwięków w trakcie kręcenia scen walk. Jak na ich dziecięce wręcz zachowanie zareagował reżyser?
W wywiadzie z Conanem O'Brienem Neeson tak wspominał pierwsze podrygi na planie. – Za pierwszym razem, gdy użyliśmy miecza świetlnego, obaj równocześnie wydaliśmy z siebie dźwięki. George powiedział wtedy: Idźmy dalej. Chłopcy, możemy dodać je (red. – te dźwięki) później – powiedział.
W tej samej rozmowie Neesona zapytano o to, jak często podchodzą do niego fani. – Nie cały czas. Mam na myśli, że to kult. Tam jest tyle filmów i spin-offów, które to wszystko osłabiają. To moja osobista sprawa. Czasem są dzieciaki, które chcą autograf z "Gwiezdnych Wojen", a ja nie chcę rozdawać autografów na lotnisku – wyjaśnił.
Czytaj także:
Samuel L. Jackson alarmuje w sprawie AI
Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, niedawno głos w sprawie użycia sztucznej inteligencji zabrał odtwórca głównej roli w "Secret Invasion". Samuel L. Jackson przyznał w wywiadzie z brytyjskim "Far Out Magazine", że obawy związane z AI towarzyszyły mu już w 1999 roku, kiedy zagrał Mace'a Windu w filmie "Gwiezdne wojny: część I – Mroczne widmo".
– Ludzie dopiero teraz zaczęli się tym martwić? Pytałem o to dawno temu. Pierwszy raz zostałem zeskanowany dla George'a Lucasa i wówczas pomyślałem: "Po co to wszystko?". Jesteśmy z George'em dobrymi przyjaciółmi, więc się z tego trochę śmialiśmy, ponieważ sądziłem, że robi to, bo ma wszystkich starych aktorów z "Gwiezdnych wojen", a gdyby coś im się stało, nadal mógłby umieścić ich w swoich filmach – mówił gwiazdor "Pulp Fiction".
Jakby tego było mało, Jackson podkreślił, że jest przeciwny swoim "występom po śmierci". – Przyszli aktorzy powinni robić to, co ja, gdy otrzymują kontrakt i widzą w nich słowa "bezterminowo" (...). Skreślam to. W taki sposób mówię, że tego nie pochwalam – skwitował odtwórca Nicka Fury'ego.