PiS wpuściło tylko "bezpiecznych" migrantów? Dane nie potwierdzają wersji rządu
redakcja naTemat
07 września 2023, 18:42·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 września 2023, 18:42
Afera wizowa wstrząsnęła Polską. Jak dowiedziało się Radio Zet, "przed polską ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty". Rządzący udają jednak, że nic się nie stało i przekonują, że system wydawania wiz działa bez zarzutu. Rzecznik rządu Piotr Müller mówił nawet w czwartek, że "do Polski trafiały tylko osoby, które nie stanowią żadnego zagrożenia". Coś innego widać jednak w statystykach.
Reklama.
Reklama.
Przypomnijmy: w rozmowie z Mariuszem Gierszewskim i Radosławem Grucą z Radia Zet anonimowy urzędnik MSZ ujawnił szokujące informacje. Powiedział, jak miało wyglądać załatwianie wiz w jednym z krajów afrykańskich.
Afera wizowa. Rząd bagatelizuje sprawę
– Przed naszą ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty, wystarczyło wpisać nazwisko. Wysłaliśmy tam kontrolę i zdecydowaliśmy o wstrzymaniu wydawania wiz – stwierdził w rozmowie z dziennikarzami.
Ostatecznie resort zmienił decyzję i ponownie zaczął wydawać wizy w państwie. – Najpierw w ambasadzie urywały się telefony od lokalnych oficjeli, a później z MSZ prawie nie wychodził ambasador tego kraju. W końcu musieliśmy ustąpić – dodał. Pokłosiem tej sytuacji była dymisja wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka.
Rząd jednak wydaje się być niewzruszony tym, co się stało. A przynajmniej takie stanowisko zaprezentował na czwartkowej konferencji prasowej rzecznik rządu Piotr Müller.
– Nasza polityka jest jasna. Wizy do Polski mogą otrzymywać tylko osoby, które otrzymują wstępną ocenę i zaproszenie do pracy – przekonywał media. Jak dodał, "muszą być skrupulatnie weryfikowane". – Są weryfikowane przez służby w kilkustopniowym procesie weryfikacji – stwierdził.
W Polsce wzrasta przestępczość wśród cudzoziemców. Dominują nacje ze Wschodu
Jego zdaniem "nasza polityka migracyjna będzie twarda i realizowana w taki sposób, aby do Polski trafiały tylko osoby, które nie stanowią żadnego zagrożenia". Niestety, nie potwierdzają tego dane na temat wzrastającej w Polsce przestępczości wśród cudzoziemców.
W lipcu tego roku "Rzeczpospolita" zwróciła się o statystyki do Komendy Głównej Policji. Wynika z nich, że w ciągu pięciu miesięcy (od stycznia do maja) 2023 roku zarzuty usłyszało niecałe 4,7 tys. obcokrajowców. Z kolei, jeśli spojrzeć na ostatnie dziesięć lat, to liczba cudzoziemców podejrzanych o czyny kryminalne zwiększyła się ponad trzy razy – z 3,5 tys. w 2013 roku do 12,4 tys. w 2022 roku.
Jak podano, wśród 4695 cudzoziemców z tego roku podejrzanych o przestępstwa najwięcej było obywateli Ukrainy – 2288 osób oraz Gruzji – 901 osób. Dalej w statystykach są migranci z Białorusi – 277 oraz Mołdawii – 228 i Rosji – 80. Kolejne miejsca na liście policji zajmują osoby z Rumunii (69 osób), Niemiec (67), Bułgarii (63) i Czech (51 osób). Pozostali pochodzą z Łotwy, Litwy, Uzbekistanu, Słowacji, Armenii, Azerbejdżanu i Turcji. Więcej o tych danych pisaliśmy tutaj.
Plaga napaści na tle seksualnym w taksówkach na aplikację
Najwięcej emocji budzą oczywiście przestępstwa na tle seksualnym. W ostatnich latach w dużych miastach, w tym w Warszawie i Krakowie, pojawił się m.in. problem kierowców w taksówkach na aplikację, którzy napastowali seksualnie, a nawet gwałcili klientki. I tylko w zeszłym roku media donosiły o kilkunastu takich sprawach, które badają śledczy.
Skala może być jednak zdecydowanie większa, bowiem ofiary często nie zgłaszają swoich oprawców. Wśród spraw badanych przez śledczych są przypadki przemocy seksualnej, gdzie podejrzanymi są Gruzini, Uzbekowie, Tadżycy oraz obywatele Algierii i Turkmenistanu.
Sposób działania sprawców jest podobny. Napastnicy wykorzystują kobiety nocą lub o świcie. Zatrzymują samochód w miejscu, gdzie nie ma wielu ludzi, przesiadają się na tylne siedzenie.
Zwykle o tej porze trasa zajmuje ok. 5-6 minut, ale tamtej nocy trwała godzinę, bo dziewczyna zasnęła w aucie i kierowca wykorzystał sytuację. Mężczyzna nie zawiózł jej pod wskazany adres, pojechał o wiele dalej, w okolicę oddalonego o około dziesięć kilometrów parkingu typu "Park and Ride". Kierowca zgasił silnik, zostawił tylko włączone światło.
"Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach. Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen… tylko kierowca Bolta" – relacjonowała kobieta.
Opowiadała, że mężczyzna przekroczył granice jej prywatności i nietykalności cielesnej. Na szczęście udało jej się wyswobodzić i trafiła bezpiecznie do domu. Sprawa została zgłoszona na policję. Po ujawnieniu tej historii zaczęły zgłaszać się kolejne kobiety z podobnymi doświadczeniami.