nt_logo

Jego nowe dzieło okrzyknięto "najsprośniejszym filmem od lat". Ale Lanthimos szokował już wcześniej

Maja Mikołajczyk

11 września 2023, 18:40 · 4 minuty czytania
"Biedne istoty" to najnowsze dzieło greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa, które zostało nagrodzone Złotym Lwem na festiwalu filmowym w Wenecji. Wielu krytyków zwraca jednak uwagę na seksualne treści w dziele Greka.


Jego nowe dzieło okrzyknięto "najsprośniejszym filmem od lat". Ale Lanthimos szokował już wcześniej

Maja Mikołajczyk
11 września 2023, 18:40 • 1 minuta czytania
"Biedne istoty" to najnowsze dzieło greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa, które zostało nagrodzone Złotym Lwem na festiwalu filmowym w Wenecji. Wielu krytyków zwraca jednak uwagę na seksualne treści w dziele Greka.
"Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa zostały nagrodzone na festiwalu filmowym w Wenecji. Fot. kadr z filmu "Biedne istoty"

Już za debiutancki "Kieł" dostał nominację do Oscara

Absolwent ateńskiej szkoły filmowej wywołał zamieszanie swoim drugim pełnometrażowym dziełem. "Kieł" (2009) nie tylko został wyróżniony na festiwalu w Cannes w ramach Przeglądu Un Certain Regard, ale także otrzymał nominację do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny.


Już wtedy opowieścią o dwóch siostrach izolowanych przez rodziców od świata zewnętrznego Lanthimos pokazał, że jego twórczość nie będzie bezbolesna dla widzów, co udowodnił, pokazując brutalne i surowe sceny znęcania się psychicznego oraz fizycznego. Ponadto pochodzący z Aten reżyser nie obawiał się nakręcić odważnych i naturalistycznych scen seksu, z czym kino (szczególnie amerykańskie) ma w ostatnich latach spory problem.

Po głośnym "Kle" przedstawiciel tak zwanej greckiej nowej fali nagrał jeden ze swoich najmniej znanych i najsłabiej ocenianych filmów (poza debiutem), czyli "Alpy" (2011).

Nie myślcie jednak, że historia o firmie, której pracownicy pomagają rodzinie, wcielając się w niedawno zmarłą osobę, to plama na jego reżyserskim honorze – na portalu Rotten Tomatoes dramat otrzymał od krytyków 75 proc. pozytywnych recenzji. Dopiero po nim Yorgos Lanthimos wszedł jednak w swoją "hollywoodzką erę" – choć nie tak do końca.

Yorgos Lanthimos goes to Hollywood?

Patrząc na obsadę filmów, które powstały po "Alpach", czyli "Lobstera", "Zabicie świętego jelenia" czy "Faworytę", można by dojść do wniosku, że to produkcje "Made in USA", a wszystko ze względu na ich obsadę.

W napisach końcowych tych dzieł można bowiem znaleźć takie gwiazdy jak Colin Farrell, Rachel Weisz, John C. Reilly, Nicole Kidman, Barry Keoghan, Alicia Silverstone, Olivia Colman, Emma Stone i Nicholas Hoult, czyli nazwiska kojarzące się z produkcjami powstałymi w Fabryce Snów.

Z tych trzech tytułów jedynie "Faworyta" (2018), czyli nagrodzony Oscarem i Złotym Globem (dla najlepszej aktorkii Olivii Coleman) film Lanthimosa został nakręcony w Hollywood, podczas gdy te wcześniejsze to europejskie koprodukcje.

"Lobster" (2015), czyli dystopia o świecie, w którym samotni ludzie muszą znaleźć partnera, bo inaczej... zamienią się w zwierzęta i trafią do lasu, jest nieco lepiej oceniany przez krytyków. Nazywany czarną komedię film z Farrellem w roli głównej otrzymał nominację do Oscara (w kategorii Najlepszy scenariusz oryginalny), a w Cannes grecki reżyser otrzymał Nagrodę Jury oraz Nagrodę Specjalną – Palmę 'Queer' dla filmu pełnometrażowego.

Chociaż "Zabicie świętego jelenia" (2017) zebrało nieco gorsze recenzje, pełna mitologicznej symboliki fabuła o niemożliwym do rozwiązania dylemacie moralnym (ponownie z Farrellem jako głównym bohaterem) także doczekała się wyróżnienia w Cannes, tym razem za Najlepszy scenariusz.

"Faworyta" to można by rzec najbardziej "konserwatywny" z filmów Greka i najmniej innowacyjny pod względem historii, gdyż to film historyczny skupiony głównie na dworskich intrygach. Tym, co jednak różni go od reszty produkcji zanurzonych w jakiejś epoce, to homoseksualne relacje bohaterek, co w tego typu kinie, jeśli nie niespotykane, jest zdecydowanie dość rzadkie.

"Biedne istoty" okrzyknięto "najsprośniejszym filmem od lat"

Z opisu najnowszego filmu Lantimosa (będącego adaptacją powieści Alasdaira Graya), a także z jego trailerów można wywnioskować, że to "współczesna wersja Frankensteina" oraz historia drogi. Opowiada on bowiem o młodej kobiecie (Emma Stone), która zostaje przywrócona do życia przez ekscentrycznego naukowca (Willem Dafoe). Chociaż początkowo Belle chętnie przebywa pod jego skrzydłami, z czasem postanawia udać się w podróż życia z awanturnikiem Duncanem, by zawalczyć o swoje prawdziwe ja i niezależność.

"Biedne istoty" zadebiutowały na festiwalu filmowym w Wenecji 1 września i jeszcze przed wyróżnieniem Złotym Lwem stały się prawdziwą sensacją. Lanthimos ma opinię reżysera, który nie robi złych filmów, jednak jego najnowsze dzieło krytycy określają jako "najlepsze w jego karierze", a nawet "bez wad".

W recenzjach wyliczanych jest wiele zalet filmu. Najnowsze dzieło Greka ma być niezwykle "rozrywkowe", a także "zabawne". Doceniana również jest rola Stone, która współpracowała z Lanthimosem już wcześniej przy wspomnianej wcześniej "Faworycie" oraz jego krótkometrażowym filmie "Bleat".

"Emma Stone jest wyjątkowa. Wydaje się, że to rola, do której została stworzona, ponieważ na jej popisowy występ składa się imponująca gra fizyczna oraz emocjonalne zaangażowanie w postać" – podsumowała Serena Seghedoni z Loud and Clear Reviews.

Ponadto "Biedne istoty" zestawia się z twórczością króla surrealistycznego fantasy w kinie, czyli Terry'ego Gilliama ("Przygody barona Munchausena", "Las Vegas Parano"), a także Wesa Andersona ("Asteroid City", "Grand Budapest Hotel"). "Wyobraź sobie film Terry'ego Gilliama pomnożony przez film Wesa Andersona, a będziesz miał pojęcie o wystawnej dziwaczności, jaka Cię czeka" – zapowiadał Nicholas Barber z BBC.com.

Tym, co wzbudza najwięcej emocji wśród wyczekujących na film widzów, są jednak zapowiedzi o jego... sprośności. "'Biedne istoty' mogą być jednym z najbardziej sprośnych i napalonych filmów od dłuższego czasu", "W tym filmie jest więcej seksu niż we wszystkich hollywoodzkich produkcjach z ostatnich dziesięciu lat razem wziętych" – komentują krytycy. Oklaski w szczególności kierowane są w stronę Stone.

"Okazuje się, że jest jedną z najbardziej napalonych legend kina, pie***ących się przez całe europejskie wybrzeże. Występ Stone dorównuje tej nieustraszoności, gdyż gwiazda idzie na całość, głośno dochodząc, a jej ciało i twarz uderzają w każdą nutę ludzkiego doświadczenia seksualności – dreszczyk emocji, rozczarowanie, wstręt, przerażenie oraz intrygę" – można przeczytać na łamach magazynu "Vulture".

O tym, czy film zasługuje na te wszystkie pochwały, polscy widzowie przekonają się 8 grudnia. Patrząc jednak na wcześniejsze dokonania Lanthimosa, raczej nie trzeba obawiać się rozczarowania.