Kilka programów w kilkadziesiąt minut. Politycy w porannych audycjach dokonują niemożliwego. Przoduje Leszek Miller
Michał Mańkowski
18 lutego 2013, 14:26·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 18 lutego 2013, 14:26
Jeszcze nie zdążysz podnieść się z łóżka, a politycy już wychodzą ze studia nagrań. Jeden poranek to dla nich często prawdziwe tournée po programach: Radiowa Jedynka, Trójka, Radio Zet, RMF FM, TVP Info, TOK FM… Ledwo skończą rozmowę z Janiną Paradowską, biegną już na spotkanie z Moniką Olejnik. W ciągu kilkudziesięciu minut są w stanie odwiedzić kilka programów. Jest kilku parlamentarzystów, którzy nie odpuszczą żadnej okazji do pojawienia się w mediach. W naszym zestawieniu prym wiodą Leszek Miller i Grzegorz Schetyna.
Reklama.
460 – to liczba posłów w polskim parlamencie. Sporo, ale ci, którzy śledzą programy i serwisy informacyjne, mogą mieć wrażenie, że jest ich mniej. Dużo mniej. W mediach bryluje ten sam, stały zestaw polityków ze wszystkich partii. Nagle z blisko pięciu setek parlamentarzystów robi się ich dziesięciu, może dwudziestu. W porywach. Nie ma w tym przesady – wystarczy zerknąć na ramówkę porannych programów radiowo-telewizyjnych.
Nasza analiza dotyczy częstotliwości pojawiania się polityków w programach od początku tego roku, ale w 2012 sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Niekwestionowanym liderem jest Leszek Miller, który zdaje się wychodzić z założenia, że dzień bez kilkuminutowej wizyty na antenie to dzień stracony. Tylko w programach w ciągu tygodnia doliczyliśmy się 17 występów lidera SLD.
Porankowy Miller
Wygląda na to, że były premier równą sympatią darzy wszystkie poranne programy, bo pojawia się niemal w każdym. W taki oto sposób Millera możemy słuchać w radiu TOK FM, "Kontrwywiadzie" RMF FM, "Gościu Radia ZET", czy radiowej Trójce. Ci, którzy wolą go oglądać, również mają ku temu sporo możliwości. Polityk odwiedza też Bogdana Rymanowskiego i jego "Jeden na jeden", a także Polsat.
Jeden dzień dla polityka oznacza nierzadko kilka wizyt w mediach. Gdy polityk pojawi się rano w jakimś programie, rozpoczyna medialne tournée. W ciągu czternastu dni, w których Miller występował w telewizji, cztery razy nie ograniczał się do jednej wizyty. Wychodząc ze studia TOK FM około godziny 7.40, pędził do siedziby Polskiego Radia, gdzie gościł już o 8.15. Podobnie bywało, gdy o 8.02 zaczynał rozmowę z Moniką Olejnik, widząc, że już o 8.45 musi być na warszawskiej Pradze w Polsacie. Dwie godziny przerwy pomiędzy wizytą w TOK FM a TVP Info wydają się być przy tym masą czasu.
– Jest kilka liczących się programów, które mają dużą słuchalność i oglądalność. Rolą lidera partyjnego jest pojawianie się w nich i komentowanie bieżących wydarzeń – mówi w rozmowie z naTemat rzecznik SLD, Dariusz Joński. Poseł zwraca także uwagę na inną funkcję porannych pasm radiowo-telewizyjnych. – One na dobrą sprawę nadają ton całodniowej dyskusji. Wypowiedzi, które padły rano, są cytowane, komentowane, więc przewodniczący partii lewicowej powinien być tam obecny – dodaje.
Rzecznik Sojuszu przyznaje, że Miller nie ma problemu z pojawianiem się zarówno w programach z dużą, jak i tą mniejszą popularnością. – Nie wolno zapominać też o mediach lokalnych i regionalnych, one docierają do zdecydowanie innej grupy odbiorców. Zadaniem polityka jest również komunikowanie tego, czym się aktualnie zajmuje – słyszymy.
Schetyna wcale nie w cieniu
Tuż za Millerem jest Grzegorz Schetyna – jemu licznik zatrzymał się na 14 wystąpieniach. On również nie ogranicza się do jednego programu, występuje praktycznie we wszystkich. Od TVP Info, przez RMF FM, na Programie Pierwszym Polskiego Radia kończąc. Były marszałek Sejmu się nie oszczędza, bo zdarza się, że w mediach gości kilka razy dziennie, nawet dzień po dniu. Popularność jednego z wiceszefów PO zaskakuje, gdyż on sam zszedł już nieco z pierwszej linii politycznego frontu. Schetyna – podobnie jak Miller – biega od studia do studia. Około 8.10 kończy wizytę w "Kontrwywiadzie", by pół godziny później pojawić się w "Politycznym Graffiti" Polsatu.
To liderzy tego minizestawienia, ale na giełdzie nazwisk, które wyjątkowo często pojawiają się w porannych mediach, jest jeszcze kilka innych. Przeglądając ramówki, możemy natknąć się z dużym prawdopodobieństwem na: Adama Hofmana z PiS (11), Jarosława Gowina z PO (9), Janusza Piechocińskiego z PSL (8), Ryszarda Kalisza z SLD (9), Janusza Palikota z RP (7). Jest oczywiście cała masa innych gości, ale ta grupa rzuca się w oczy najbardziej.
Zobacz: Telewizyjne walki gladiatorów. Widzowie chcą je oglądać, a dziennikarzom to na rękę
Nie oszczędza się także Janusz Lewandowski, Komisarz Europejski ds. Budżetu i Programowania Finansowego. On co prawda nie pojawia się tak często, ale na pięć wizyt, aż dwukrotnie zaliczał po dwie wizyty jednego dnia. Z anteny TOK FM znikał około 7.30, żeby nieco ponad pół godziny później pojawić się w TVP1. Tak rozplanowane wizyty to zapewne efekt tego, że Lewandowski sporo czasu spędza w Brukseli.
Do trzech razy sztuka
Swoisty rekord w tej dziedzinie ustalił Marek Siwiec, który prowadzi także bloga w naTemat. Europoseł w ciągu półtorej godziny odwiedził dziś rano aż trzy programy. 7.15 TVP Info, 8.02 rozmowa z Moniką Olejnik, a 8.45 wizyta w Polsacie. Sam zainteresowany w rozmowie z naTemat przyznaje, że często jest w Brukseli, dlatego zdarza się mu pozwolić na taki medialny zestaw. Tak było i tym razem, gdy przez tydzień nie było go w kraju i "spraw do omówienia trochę się nazbierało".
– Ale to była sytuacja wyjątkowa i generalnie uważam to za błąd w sztuce. Moim zdaniem jedna wizyta w takim programie dziennie jest zupełnie wystarczająca. Przy takim rozprzestrzenianiu się informacji w mediach i internecie wszystko, co mam do powiedzenia, jestem w stanie przekazać w czasie jednego programu – tłumaczy polityk. Marek Siwiec wyjaśnia także, że odbiorcy każdego z tych programów to zupełnie inna grupa docelowa. – Widz TVP Info raczej nie będzie oglądał mnie potem w Polsacie lub słuchał w Radiu ZET – mówi. Poza tym przyznaje, że czasami po prostu nie wypada odmówić zapraszającym, a jeżeli już tak się zdarza, to tylko dlatego, że jest w Brukseli.
Odwiedziny w kilku programach w tak krótkim czasie mogą robić wrażenie. Można sobie tylko wyobrazić polityka wstającego sprzed mikrofonu i pędzącego do studia na drugim końcu Warszawy. Zdarzało się także, że dziennikarze żartowali z Pawłem Grasiem na Twitterze, który za kilka minut miał pojawić się w telewizji, a wciąż go tam nie było. Sugerowali, żeby polecił kierowcy służbowej limuzyny włączenie koguta.
Marek Siwiec zdradza, że w jego przypadku kluczowa jest logistyka.
– Najważniejsze, żeby wstać wcześnie rano. Od razu przyjeżdżam do Warszawy, loguję się w jakimś spokojnym miejscu, gdzie mogę wypić kawę i przeczytać poranną prasę – wyjaśnia europoseł, który przyznaje, że stara się dbać, by nie mówić tego samego. Czasami jest jednak ciężko, bo gdy krajowa polityka żyje mocno jakąś sprawą, to wszyscy pytają o to samo. – Gdy ktoś pyta, czy spotykam się z Kwaśniewskim, to przecież niemożliwością jest, żebym mówił coś innego w zależności od programu – mówi rozbawiony polityk.
Ostatnia deska ratunku
Jeden z dziennikarzy pracujących przy porannym programie informacyjnym wyjaśnia, że zazwyczaj zaprasza się osoby, które najbardziej pasują do bieżących wydarzeń w polityce. – Nie zapraszamy kogoś ze względu na popularność. Po osoby, które praktycznie nigdy nie odmawiają, sięgamy dopiero, kiedy faktycznie nie możemy znaleźć nikogo odpowiedniego do tematu – słyszymy. Jeżeli chodzi o medialne tournée i kwestie logistyki, to faktycznie zdarza się, że politycy wpadają do studia dosłownie na ostatnie sekundy. – Czasami przez to, że nie zdążyli dojechać na czas, a czasami dlatego, że po prostu zaspali lub stali w korkach.
Nasz rozmówca wyjaśnia, że obecność danego polityka w mediach warunkuje właśnie aktualna sytuacja na scenie politycznej. – Jeżeli tematem numer jeden będzie bezrobocie, to trudno się dziwić, że w ciągu kilku dni media będzie objeżdżał np. minister polityki społecznej – wyjaśnia. Wystarczy przypomnieć sobie zamieszanie z ostatnich dni związane z odwołaniem Wandy Nowickiej. Zarówno Nowicka, jak i typowana na jej następczynię Anna Grodzka brylowały we wszystkich mediach.
Dziennikarz tłumaczy, że politycy czasami uzależniają swoje przyjście od prowadzącego. – Im większym uznaniem cieszy się prowadzący, tym rzadziej politycy odmawiają wizyty – słyszymy. Zdaniem naszego rozmówcy politykiem, który mimo wszystko najlepiej obraca się w tej medialnej przestrzeni jest Ryszard Kalisz. – On czuje się świetnie i pewnie w każdej formule. Wynika to zapewne z jego szerokich kompetencji i długiego doświadczenia – mówi. Niemniej jednak Kalisz wydaje się przejmować każdym występem. Jaki czas temu schodząc ze sceny jednego z programów publicystycznych pytał swoich młodych współpracowników: "Jak poszło? Dobrze było?".
Prawdziwa medialno-polityczna zabawa zaczyna się jednak w weekendy. Wtedy większość parlamentarzystów wyjeżdża z Warszawy, a przecież programy informacyjno-publicystyczne trzeba zrobić. – Pamiętam, że czekaliśmy, by nagrać polityków wychodzących około godziny 10.00 z "Siódmego dnia tygodnia" w Radiu ZET. Powiedzieli, że bardzo chętnie, ale na 10.45 jadą do telewizji na "Kawę na ławę" w TVN i dopiero po programie będą mieli czas dla nas – kwituje jeden z reporterów telewizyjnych. – To trzeba lubić. Nie da się tego robić bez pracowitości i konsekwencji – kończy poseł Dariusz Joński.
Żyjemy w XXI wieku, politycy muszą być obecni w mediach – bez tego są jak generałowie bez armat. Można wybrzydzać, tęsknić do XIX-wiecznej polityki kuluarowej czy nawet do standardów polityki z lat 60. XX wieku, gdy jeszcze debaty telewizyjne nie decydowały, kto będzie prezydentem USA. Ale świat się zmienił CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Gazeta Polska"
Ryszard Czarnecki
europoseł PiS
Przeciętny obywatel nie ma czasu kupować kilku gazet dziennie ani oglądać kilku kanałów, czy programów publicystycznych. Jestem obecny w Internecie – osiem lat temu jako pierwszy polski polityk zacząłem codziennie blogować, teraz czynię to 2–3 razy w tygodniu. Niemniej moje wpisy pokazują się na 10 portalach. Ktoś, kto serfuje po internecie, może mieć poczucie, że jestem w wielu miejscach naraz CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Gazeta Polska"
Hanna Beister
pracuje przy nagraniach programu "To był dzień"
Politycy mają osoby, z którymi, jak sami mówią, "nie siadają". Podobnie jest w przypadku… profesorów, którzy nie życzą sobie występowania w jednym programie z daną osobą CZYTAJ WIĘCEJ