To już jest koniec – czwarty, a zarazem finałowy sezon "Sex Education" dobiegł końca. Zakończenie jednego z największych przebojów Netfliksa nie powinno zostawić w fanach produkcji niedosytu, choć niektórzy mogą się zdziwić, że w serialu o takim tytule zabrakło... seksu.
Ocena redakcji:
4/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Po zamknięciu liceum Moordale uczniowie zostają przeniesieni do Cavendish. Szkoła jest kompletnym przeciwieństwem konserwatywnej placówki pod rządami Hope Haddon (Jemima Kirke), do której wcześniej uczęszczali.
Progresywne Cavendish (na pierwszy rzut oka) jest przyjazne wszystkim mniejszościom, co sprawia, że uczęszcza tam wiele osób ze społeczności LGBT+. Szczególnie przypada do gustu Ericowi, który zafascynowany nowymi przyjaciółmi odstawia Otisa na boczny tor.
Domorosły seks-terapeuta natomiast ze zgrozą odkrywa, że w nowym liceum już ktoś udziela uczniom porad. Otis wszelkimi możliwymi sposobami próbuje zdetronizować rywalkę, w czym pomaga mu jego eksdziewczyna Ruby, która wciąż coś do niego czuje.
Tymczasem Maeve podąża za marzeniami i odbywa staż w Ameryce dla aspirujących pisarzy. Bezlitośnie podcinający jej skrzydła profesor oraz rodzinna tragedia sprawiają jednak, że wraca do Anglii, dzięki czemu jej relacja z Otisem ma szansę wreszcie się rozwinąć.
Z kolei Jean próbuje wrócić na zawodową ścieżkę, jednak będąc samotną matką niemowlaka, mierzy się z licznymi problemami. Otis wzywa na pomoc jej siostrę Joan, która w ostateczności wprowadzi do jej życia jeszcze więcej chaosu.
"Sex Education 4" bez seksu
"Sex Education" pomimo swojej nazwy nigdy nie było tylko i wyłącznie o seksie oraz związkach romantycznych. Chociaż w każdym odcinku pojawiał się jakiś wątek edukujący w temacie współżycia, serial Netfliksa skupiał się też na innych problemach (głównie nastolatków, ale nie tylko) związanych z relacjami przyjacielskimi, rodzinnymi czy trudnościami personalnymi.
Czwarty sezon produkcji w pewnym sensie kontynuuje tę tradycję, otwierając każdy odcinek erotyczną sceną, z której problematyczny wątek zostaje później omówiony, jednak z reguły punkt ciężkości epizodów znajduje się gdzieś indziej.
Głównym tematem tego sezonu jest bowiem odkrywanie siebie i swoich możliwości oraz akceptacja tego, kim naprawdę się jest. W tym kontekście najwięcej ciekawego ma do zaoferowania historia Erica, który jest rozdarty pomiędzy przynależnością do liberalnej społeczności LGBT+ a konserwatywną wspólnotą religijną.
Kontynuacje dostają też m.in. wątki Maeve oraz Adama, którzy mierzą się z brakiem poczucia własnej wartości. Postacie te pomimo różnic osobowościowych mają wspólny mianownik, gdyż ubytki w wierze w siebie mają u nich korzenie rodzinne – u tej pierwszej związane z byciem wychowywaną w dysfunkcyjnej rodzinie, a u drugiego z surowym i nadmiernie wymagającym ojcem.
Rozczarowane mogą być osoby, które liczyły na eksplorację relacji romantycznych pomiędzy bohaterami, gdyż w tym sezonie zostają one zdecydowanie na uboczu. Nawet wątek niespełnionej obietnicy związku Otisa i Maeve, który wcześniej był jednym z paliw napędowych serialu, stał się fragmentem scenariusza, bez którego fabuła serialu na niczym by nie ucierpiała.
Łatwo też zauważyć, że twórcy nie mieli zupełnie pomysłu na Otisa. Na tle innych postaci serialu, które przechodzą na przestrzeni ośmiu odcinków widoczną drogę czy znaczącą przemianę, grany przez Asę Butterfielda bohater odkrywa, że nawet będąc empatycznym, jak on, można być czasem egocentrycznym i niewrażliwym dupkiem. Tylko czy nie dostał tej lekcji już wielokrotnie na przestrzeni wcześniejszych sezonów?
Serial od początku śledził wątki wielu bohaterów i bohaterek, dzięki czemu wprowadzał często nową problematykę, jednak w "Sex Education 4" zaczyna być po prostu momentami tłoczno. Przeskakiwanie pomiędzy poszczególnymi sytuacjami niby nadaje produkcji dynamiki, ale bywa irytujące – szczególnie, kiedy przeskakujemy do wątków, w których niezawiele się dzieje.
Zagraniczni recenzenci wskazują także, że w finałowej odsłonie serii zabrakło tak charakterystycznego dla niej humoru. To fakt, z którym trudno polemizować, choć na pewno znajdą się tacy, którym ta zmiana bardzo przeszkadzać nie będzie – po prostu, zamiast beztrosko się chichrać przez cały czas, częściej ukradkiem wytrą łzy podczas dramatów ulubionych postaci (sama należę do tej grupy).
Chociaż na tle takich produkcji, jak "Riverdale" czy "Euforia", bohaterowie "Sex Education" wciąż prezentują się dość młodzieńczo, nietrudno zauważyć, że od czasu pierwszego sezonu, który miał premierę w 2019 roku, sporo dorośli. Przez to w ich nastoletni wiek coraz trudniej uwierzyć, a uwiera to o tyle, że autentyczność była jedną z głównych zalet serialu Laurie Nunn.
Horror radykalnej empatii
Mnożąc wątki twórcy najprawdopodobniej chcieli objąć parasolem jak najwięcej grup i możliwych problemów, by każdy mógł się z kimś zidentyfikować. Z jednej strony ma to tę wadę, że część z nich nie została porządnie zgłębiona, z drugiej udało im się poruszyć i powiedzieć coś ciekawego na temat wielu złożonych aktualnych dylematów.
Jednym z nich są pułapki pewnych progresywnych idei, które, choć w założeniu mają pomagać, w rzeczywistości szkodzą. Jedna z nowych bohaterek serialu, czyli Abby, praktykuje radykalną empatię i nie akceptuje nawet najmniejszego negatywnego komentarza na czyjś temat oraz sama nie wyraża takowych opinii. W ostateczności rywalka Otisa, czyli "O", tłumaczy jej, że toksyczna pozytywność to jej sposób na ucieczkę przed negatywnymi uczuciami, z którymi nie chce się skonfrontować.
Wspomniani szkolni licealni terapeuci zaciekle pomiędzy sobą rywalizują, wyciągając na swój temat wszelakie brudy. Twórcy pokazują, jak łatwo z pozycji autorytetu po wytknięciu błędu z przeszłości można zostać całkowicie zdeprecjonowanym, a sędziów bynajmniej nie obchodzi cały kontekst sytuacji.
To komentarz na temat tzw. cancel culture i zachęta do być może nie "radykalnej", ale rzeczywistej empatii, w ramach której istnieje przyzwolenie popełniania błędów (oczywiście nie mając na myśli spraw wielkiego kalibru), a nie wysyłanie od razu na stos.
Wreszcie komentarz pada również na temat wszelakich instytucji chwalących się wprowadzaniem zajęć z jogi z pszczółkami i tym podobnych "cool" modnych aktywności, podczas gdy realne problemy (np. osób z niepełnosprawnościami) nie są słyszane lub wprost ignorowane.
"Sex Education" nie udało się zakończyć bez wad, jednak z pewnością daleko mu do spektakularnych porażek z gatunku finału "Gry o Tron", który wkurzył większość fanów adaptacji prozy George'a R.R. Martina.
Chociaż sezon czwarty rzeczywiście stawia bardziej na dramaty niż komediowe elementy, mimo wszystko zachowuje swoje podstawowe DNA: chwytających za serce bohaterów, empatyczne podejście do wielu grup społecznych i specyficznych problemów, a także fantastyczną scenografię i bajeczne kostiumy.
Myślę, że nawet dla tych nieusatysfakcjonowanych zakończeniem "Sex Education" największym bólem mimo wszystko będzie to, że to już koniec. A to naprawdę boli.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.