Sezon na winobrania już powoli się kończy. Niemniej jednak tysiące vendangeurów nadal ruszają co rano na pole niezależnie od pogody zbierać winogrona, abyśmy my mogli potem popijać pyszne, francuskie wino. Jak wygląda praca na winobraniu i jak ją znaleźć? Wyjaśniamy!
Reklama.
Reklama.
Praca na winobraniu we Francji to dla niektórych ludzi spełnienie marzeń. Czy jednak wygląda tak, jak sobie je często wyobrażamy, jako romantyczny spacer pośród pnących się winorośli i zrywanie tylko starannie wyselekcjonowanych kiści? Ani trochę.
Zbiory winogron wzbudzają wśród turystów we Francji tak duże zainteresowanie, że płacą oni niemałe pieniądze za to, żeby móc przyjechać na pole i zobaczyć na własne oczy pracę, której wymaga stworzenie wysokiej jakości wina. I bywa, że są mocno zdziwieni.
Choć sama na winobrania nie jeżdżę już od kilku lat, to był okres, kiedy każdy sezon spędzałam we Francji. Jest to bardzo popularny sposób wśród żyjących podróżami osób na szybki zastrzyk gotówki, zwykle w przyjemnej atmosferze i wśród grupy znajomych. Trafiłam zarówno na pracodawców, których nie życzę najgorszemu wrogowi, jak i na takich, którzy by mi nieba uchylili.
Czy warto jechać na winobranie? Pozostawiam do własnej oceny.
Czym jest winobranie?
Zbiory we Francji to trochę takie narodowe święto. Bo niemalże równocześnie zbierają wszystkie regiony winiarskie, od Szampanii, przez Bordeaux, aż po Korsykę. To wyjątkowy czas, w którym na ulicach miasteczek oraz wiosek nieustannie przejeżdżają busy wypełnione pracownikami, a także przyczepy po brzegi załadowane dorodnymi kiściami winogron.
Vendange to francuskie słowo, które oznacza zbiory winogron, z kolei vendangeur to osoba, która je zbiera.
Jeśli ktoś lubi spacerować po lasach, to w sezonie we Francji może przypadkiem natknąć się na mieszkających w nich vendangeurów, którym nie zostało zapewnione zakwaterowanie. W takim wypadku zwykle kończy się właśnie w lesie. Bardziej lub mniej legalnie.
Najczęściej jednak zakwaterowanie w formie pola namiotowego lub pokoi pracowniczych nieopodal winnicy jest zagwarantowane. Tak samo, jak i jedzenie. I wcale nie jest to marny posiłek pracowniczy. Bo mało gdzie w swoim życiu tak się najadałam, jak w mojej ulubionej winnicy w Vougeot.
Sama praca, nie ma co ukrywać, zwykle lekka nie jest. Pierwsze kilka dni po prostu bolą – kolana, plecy, ramiona, wszystko. A potem człowiek się już przyzwyczaja.
Co więc sprawia, że mimo iż praca nie należy do najlżejszych i że czasem mieszka się w lesie bez sanitariatów, ludzie rok w rok wracają do Francji pracować przy zbiorach? Jak w ogóle znaleźć pracę na winobraniu? Podpowiadam na podstawie własnego, pięcioletniego doświadczenia. Nie zawsze kolorowego.
Travail, travail! – czyli najgorsze winobranie, na które możesz, ale nie chcesz trafić
Na swoje pierwsze winobranie wybrałam się w 2016 roku. Kontakt dostałam od znajomego, który był w tym miejscu parę lat wcześniej i bardzo sobie chwalił. Po wymianie kilku maili z właścicielką winnicy udało się dostać pracę dla mnie i trójki znajomych.
Na miejsce dotarliśmy autostopem. Już od początku miejsce to nie wzbudziło mojej sympatii. Właścicielka okazała się niezbyt miła i na start kazała nam się rozbić 10 minut spacerkiem od winnicy na kawałku pola. Tak też zrobiliśmy.
Zbiórka była o 6:30, więc kiedy wstawaliśmy, było jeszcze dosyć zimno, ponieważ pracowaliśmy nieopodal Alp. Nikt z nas nie spodziewał się, że praca będzie łatwa. I choć samo zbieranie winogron okazało się wcale nie tak straszne, jak myśleliśmy, to gorzej było już z atmosferą na polu.
Właściciele biegali za nami i krzyczeli travail, travail, co oznacza po prostu “pracuj, pracuj”. Więc pracowaliśmy. Zarówno podczas kilkugodzinnych ulew, jak i podczas upałów, kiedy to byliśmy karceni za jakąkolwiek próbę napicia się wody w trakcie pracy, a nie przerwy.
W środku dnia zjeżdżaliśmy z pola na godzinę, która była czasem na przygotowanie i zjedzenie obiadu. W jednej polowej kuchni, na około 40 osób. Pracę kończyliśmy często dopiero po 18, a po niej czekała na nas jeszcze kolejka do prysznica, który był zwykłym natryskiem w betonowym, zgrzybiałym domku, a ciepła woda kończyła się po kąpieli trzech osób.
Z uwagi na to, że było to moje pierwsze winobranie, myślałam, że tak to po prostu wygląda i że jakoś damy radę. Dopiero po 10 dniach, kiedy byłam już kompletnie wykończona, podjęłam decyzję o powrocie do Polski. Obiecałam też sobie wtedy, że już nigdy nie pojadę do tego typu pracy.
Rok później, dokładnie w tym samym miejscu, w którym pracowałam, doszło do tragedii. Na kolejnym winobraniu, które odbywało się w 2017 roku, na polu zmarł Polak, któremu odmawiano wody podczas upału. Jak widać, można więc trafić na bardzo złe warunki i ludzi.
Winobranie podejście numer dwa
W swoim postanowieniu, że nigdy więcej nie pojadę na winobranie, nie wytrwałam długo i jakimś cudem dałam się namówić na kolejny winobraniowy wyjazd zaledwie rok później.
Mieliśmy jechać grupą około 20 znajomych osób. Wahałam się do ostatniej chwili, ale ostatecznie stwierdziłam, że dam Francji jeszcze jedną szansę. I było warto.
Byłam zszokowana tym, jak bardzo warunki pracy i mieszkaniowe różniły się od tego, z czym spotkałam się poprzednim razem. Nasz nowy, tymczasowy dom w postaci kempingu znajdował się tuż za murem winnicy. To właśnie tam od przyjazdu do samego końca pobytu paliło się ognisko, które nigdy nie gasło.
Nasz dzień rozpoczynał się około 7:30 rano. Po szybkiej porannej toalecie zbieraliśmy się na parkingu, skąd o 8 odjeżdżaliśmy na pola. Czas, który mijał do pierwszej przerwy, był dosyć elastyczny, ale zwykle do 10 byliśmy już po śniadaniu, na które składała się (a jakżeby inaczej) bagietka, ser i szynka oraz kawa lub herbata do wyboru.
Później pracowaliśmy dalej w akompaniamencie muzyki lecącej z głośników vendangeurów. Można było również słuchać własnej muzyki czy też podcastów na słuchawkach. Bywało to jednak problematyczne z uwagi na możliwość nieusłyszenia, że tuż obok nas jest porter, który prosi o nasze pełne winogron wiadro.
A kim jest porter? To osoba, która podchodzi do ludzi zbierających winogrona, zabiera je od nich i transportuje do przyczepy, która kiedy już się zapełni, pojedzie do winnicy. Sposobów na przenoszenie jest wiele. Najczęściej porterzy noszą w formie plecaka wielkie, plastikowe kubły, a zbieracze wsypują do nich zawartość swoich wiader. Ci następnie udają się z nimi do przyczep i przechylając się pozbywają się ich zawartości.
To, czy łatwiejsza jest praca jako porter, czy vendangeur, ciężko rozstrzygnąć. Bo co człowiek, to opinia. Jest ona natomiast zwykle odrobinę lepiej płatna (kwestia dosłownie kilkunastu lub kilkudziesięciu eurocentów na godzinę).
Jako zbieracz operuje się po prostu małym sekatorem i zbiera winogrona do wiaderka. Zwykle pozycja do zbierania nie jest z góry narzucona, ale zdarza się, że pracodawca "wie lepiej", jak będzie ci wygodnie i próbuje ją narzucić. Najlepiej jednak jest metodą prób i błędów dojść do tego, jak jest nam najwygodniej. Byle nie siedzieć zbyt długo pod jednym krzakiem.
Zazwyczaj każda osoba ma przydzielony swój rząd (lub rajkę, jak mówią niektórzy). Niektóre mają więcej owoców, inne mniej, dlatego po skończeniu swojego przydzielonego rzędu zwykle przechodzi się do osoby obok, aby jej pomóc.
Dalszy dzień pracy vendangeura
Około 12:30 zjeżdżaliśmy do winnicy na obiad. I jak już wspomniałam wyżej – mało gdzie się tak najadałam, jak w Vougeot. Obiad jedliśmy wszyscy razem – Polacy, Francuzi, Hiszpanie i Włosi – przy wielkim stole. Na każdy z obiadów składała się przystawka, danie główne, deser i wino. Dużo wina. Bo dla Francuzów to żaden problem, żeby pracować po alkoholu, o ile ścina się dobrze.
Choć po takiej uczcie wrócić do pracy łatwo nie było, to po chwili przerwy na ułożenie się jedzenia w brzuchach, wracaliśmy na pole. Tam ścinaliśmy winogrona jeszcze przez około 3 godziny z małą przerwą, po czym wracaliśmy na kemping. Kolejne godziny są już czasem wolnym, podczas którego jest czas na wzięcie prysznica, wizytę w sklepie czy siedzenie przy ognisku. I tak w kółko przez około 2 tygodnie.
Ostatni podczas danego winobrania wyjazd na pole kończy się często wielką bitwą na winogrona. Nieważne, czy jesteś właścicielem, czy zwykłym pracownikiem – prawdopodobnie i tak oberwiesz kiścią winogron.
W międzyczasie samochody są przystrajane gałęziami i liśćmi, tak aby każdy, kto zobaczy was w drodze powrotnej, widział, że wasze winobranie jest już zakończone.
Koniec winobrania to ogromne święto dla każdej winnicy. Wieczorami są wyprawiane wtedy przyjęcia, na które właściciele zapraszają wszystkich, którzy uczestniczyli w zbiorach. To czas na wspólne biesiadowanie przy stole i picie wina.
Nie sposób opisać tego, jaka atmosfera panuje podczas winobrania i jak to jest, że schylanie się przez kilka godzin z sekatorem w ręce może stać się całkiem niezłą rozrywką. I tak wygląda to w sporej ilości winnic.
Trzeba mieć naprawdę niezłego pecha, żeby trafić za pierwszym razem w miejsce tak słabe, jak trafiło się mi. Wszystko zależy oczywiście od właścicieli, osób zarządzających i tych, z którymi mamy okazję pracować.
Wraz ze znajomymi byliśmy w winnicy w Vougeot jeszcze jeden raz, a później testowaliśmy inne w myśl zasady, że "nowe może być czasem lepsze". Lepszego miejsca nie znaleźliśmy, ale złe też nie były. Choć zdarzało się, przez tydzień mieszkaliśmy w lesie albo tuż obok cmentarza.
Jak znaleźć pracę na winobraniu?
Pierwszą i najważniejszą zasadą szukania pracy na winobraniu jest to, aby pod żadnym pozorem nie brać pod uwagę wyjazdów z agencją pracy. Ich oferta nigdy nie jest korzystna, nawet jeśli taka się wydaje. Istnieje też duże ryzyko, że trafimy do miejsca, które jest nastawione na wyzysk, a nie dobrą atmosferę i prawdziwy klimat francuskiego winobrania.
Gdzie więc szukać? Najlepszym wyborem będzie strona Pôle Emploi, na której znajdziesz mnóstwo ofert pracy w winnicach. Za jej pośrednictwem można skontaktować się z pracodawcami, co znacznie ułatwia znalezienie pracy.
Innym sposobem jest wyszukiwanie winnic na Google Maps, spisywanie kontaktów i pisanie maili po francusku z zapytaniem o pracę. Trzeba być przy tym cierpliwym, ale w końcu zawsze się udaje. Można także po prostu przyjechać do Francji samochodem i pukać od drzwi do drzwi w regionach winiarskich i pytać o pracę.
Stawki oscylują raczej wokół francuskiej najniższej krajowej, która obecnie wynosi 11,52 euro brutto, do tego często dochodzą dodatki za pracę w weekend oraz za przepracowanie całego winobrania bez opuszczenia żadnego dnia. Język francuski nie jest wymagany, ale warto mieć w grupie choć jedną osobę, która zna jego podstawy.
Vendange to doskonały sposób na szybki zastrzyk gotówki, której często się w wakacje mniej lub bardziej celowo pozbywamy. A jeśli jesteś fanką lub fanem wina, to nawet nie masz co się zastanawiać – pakuj plecak i w drogę!