Radomir Wit: Życzono mi, żebym skończył jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz [poliTyka]
Gościem Anny Dryjańskiej w podcaście "poliTYka" był jeden z najlepszych reporterów sejmowych, Radomir Wit z TVN24. Dziennikarz właśnie wydał książkę "Sejm wita", w której odsłania kulisy pracy na sejmowych korytarzach.
Rozmowa dotyczyła m.in. tego, czy istnieją jeszcze media publiczne w Polsce, jak zbierane są "haki" na przeciwników politycznych i jak ochroniarze premiera Morawieckiego traktują pracujących w Sejmie dziennikarzy.
- Zmienia się to, jak działa Służba Ochrony Państwa, kiedyś Biuro Ochrony Rządu, tzn. jak przesuwają te granice, jak pozwalają sobie na coraz więcej i to, że mnie ktoś złapie, ktoś mnie odepchnie… To jest jakiś paradoks, bo Służba Ochrony Państwa stała się służbą do ochrony przed dziennikarzami. Np. jak premier Morawiecki pojawia się w Sejmie i idzie głównym korytarzem, w najbezpieczniejszym miejscu w kraju, gdzie jest masa kontroli, gdzie nie można sobie ot tak wejść, to wszystko jest sprawdzane na różne sposoby, premier idzie w orszaku SOP. Dlaczego? Żebym się nie zbliżył za bardzo. I panowie są od tego, żeby odganiać, mówić: żadnych pytań, proszę odejść itd. - mówi gorzko reporter TVN24.
Jak dodaje, ze względu na to, że jest dziennikarzem, który patrzy władzy na ręce, nieraz spotkał się z niebezpiecznymi sytuacjami, w tym z groźbami śmierci. – Życzono mi, żebym skończył jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz – przyznaje.